⭐ 2. Koń i nieznajomy

1.4K 143 183
                                    

Kiedy został sam, rozpakowywał swoje rzeczy powoli i w zamyśleniu, nie zastanawiając się szczególnie nad dokładnym zaplanowaniem co gdzie mógłby zostawić, żeby mu odpowiadało, myślał bowiem o czymś innym. 
Black. Kim był Black? Coś mu to nazwisko mówiło, ale był zupełnie pewny, że o Syriuszu Blacku nigdy wcześniej nie słyszał. Na pewno nie, skojarzyłby od razu. Być może nie zawsze wszystko dobrze zapamiętywał, ale wiedział, że by to powiązał. A więc o Syriuszu Blacku wcześniej nie słyszał. Ale o kimś innym pod tym nazwiskiem na pewno. Zastanawiał się nad tym. Miał przed oczami pamięci widok dużego nagłówka w gazecie z tym nazwiskiem. Na pewno tego sobie nie wymyślił, chociaż im dłużej starał się sobie przypomnieć tym bardziej w to powątpiewał. Może tylko to sobie wymyślił, żeby poczuć się pewniej i móc z czymś powiązać właściciela domu? Trwał przez chwilę w tym przekonaniu, lecz kiedy odłożył już do szafy ostatnią partię ubrań, a jego wzrok padł na duży, biało granatowy rysunek konstelacji gwiazd, zawieszony na ścianie naprzeciwko, nagle go oświeciło. Regulus Black! To o nim słyszał, a kiedy tylko o tym mu się przypomniało, pociągnęło to za sobą resztę informacji. W kwietniu ubiegłego roku odbył się zamach w centrum Londynu. A jeśli odbywa się coś takiego, dziennikarze tego nie przemilczą. A jeżeli w takim zamachu ginie ważny i ceniony arystokrata, taka pożywka dla prasy też nie mogłaby zostać niezauważona. A więc Regulus Black nie żył. Teraz Remus zadał sobie pytanie, czy te wszystkie jego próby przypomnienia sobie skąd kojarzył to nazwisko były potrzebne, bo w końcu nie mógł mieć pewności, czy łączyło go coś z panem domu, czy to tylko zbieżność nazwisk. Odsunął jednak te myśli w chwili, w której z zamyślenia zamiast podejść do pustej walizki, którą chciał zamknąć i wcisnąć pod łóżko, znów otworzył szafę i wyciągnął z niej ubrania, chociaż było to wcale niepotrzebne.

Dalej w nieco rozmarzonym nastroju wsunął walizkę pod łóżko i podszedł do okna, chyląc głowę i prostując ją między oknem a firaną, tak, że gładki materiał zsunął mu się po karku. Spojrzał na powoli zachodzące słońce i różowiejące od horyzontu niebo. Piękny widok, a jego nastrój sprawił, że wydał mu się on jeszcze piękniejszy, choć z pewnością, gdyby stał obok niego ktoś pragmatyczny rozwiałby chmurę, w której właśnie trwała jego głowa, mówiąc, że taki widok można by bez problemu znaleźć w każdym miejscu w Anglii. Ale dla Remusa ten konkretny widok zdawał się bardziej wyjątkowy. Patrzył na podwórze i myślał ilu ludzi na przestrzeni lat musiało przyczynić się do powstania tego wszystkiego. Ta myśl wydawała się dziwnie odległa, a jednocześnie tak bliska. A nie chodziło jedynie o budynek, w którym się znajdował, ale o całość, wszystko razem i oddzielnie jednocześnie. A każde pomieszczenie, każdy kwiat, każde drzewo, każde ziarenko piasku na ścieżce przenoszone na podeszwach butów, czy przez wiatr. Tyle lat i praca tylu par rąk musiały dołożyć swoją cegiełkę, żeby stworzyć jedno miejsce i uczynić je pięknym. Niby odległe, ale w końcu on sam przekraczając próg tego domu dołożył swoją cegiełkę. Ciekawe tylko jak duże znaczenie będzie miała.
Nie miał pojęcia ile tak stał, ale kiedy dotarło do niego, że właśnie bezczynnie patrzy jak dzień się kończy, uznał, że wystarczy tego zamyślenia. Dopóki pora była na tyle wczesna, że trochę światła wpadało do pomieszczenia, warto było to wykorzystać. Każdy w końcu ma określoną ilość czasu, chociaż zastanawiając się nad tym początkowo brzmi to jak jakieś zabobony, czy inne niezbyt przyziemne rzeczy. Prawda jest jednak taka, że to po prostu rzeczywistość. I z tego właśnie względu Remus wręcz za grzech uważał marnowanie czasu. Nawet, gdyby nie miał zrobić czegoś produktywnego, warto by zrobić cokolwiek.

Pomimo swoich szczerych chęci, aby jak najwięcej z tego, co pokazywała mu pani Fairfax zapamiętać, na nic się to nie zdało, i kiedy przyszło mu samemu poruszać się po domu, okazało się to wcale nie takie łatwe, bo nie był pewny, czy aby na pewno dobrze idzie, a już chcąc zwyczajnie zejść po schodach poszedł w przeciwną stronę, może bardziej z dezorientacji. Szukał pani Fairfax, a sprawę utrudniało to, że nie wiedział gdzie tak właściwie mógłby ją znaleźć. Jednak kiedy trafił do salonu, zobaczył ją siedzącą w dużym fotelu, a jej drobna sylwetka sprawiała wrażenie, jakby wręcz zanikała pośród jego miękkiego materiału. Trzymała w dłoniach długą, szarą spódnice i była tak pochłonięta wszywaniem w nią łatki, że z początku go nie zauważyła. W końcu jednak Remusowi udało się zwrócić na siebie jej uwagę. Oderwała się od swojego zajęcia i uniosła na niego wzrok, a Remus miał wrażenie, że dopiero wtedy zmarszczki na jej twarzy znacznie się uwydatniły. 

Dziwne losy Remusa Lupina || WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz