Opuszczam obóz

14 2 0
                                    

Momentalnie wszyscy spojrzeliśmy na osobę, która to powiedziała. Był to Dany.
- Ja tylko... - nagle nad jego głową zalśniły dwie skrzyżowane fioletowe pochodnie.
- Witaj Danie Whistly, synu Hekate
Potem, wszyscy się rozeszli, zaczęła się akcja przeprowadzki Dana do nowego domku. A ja stałam tam jeszcze chwilę, przetwarzając to wszystko co się przed chwilą wydarzyło.
- Wszystko w porządku?
- Tak, Astra. Po prostu to wszystko stało się tak nagle, nie wiem co mam myśleć
- Nie myśl, połóż się spać
- Nie wiem czy dam radę
- To chodź przynajmniej już do domku
- Okej - i powędrowałyśmy razem do siódemki. Niedługo później dołączył się do nas Harry, a ja zrobiłam się strasznie senna.
Następne co pamiętam to pobudka rano w łóżku.
Wstałam i poszłam się ogarnąć. Wracając spotkałam przyjaciółkę.
- Jak się spało?
- Bardzo dobrze o dziwo
- To dobrze. Masz szczęście, że jestem córką Morfeusza. Pewnie inaczej byś nie zasnęła.
- A więc to twoja sprawka?  - udawałam naburmuszoną, ale oczywiście wiedziała, że to nie na serio i że jestem jej wdzięczna.
Po śniadaniu poszłam od razu do infirmerii zobaczyć co z Crisem. Już miałam wchodzić do pomieszczenia, kiedy poczułam szarpnięcie za ramię.
- Ej, ej, ej. A ty dokąd?
- Zobaczyć co z Crisem.
- Nie ma mowy. Nie puszczę cię tam.
- A to niby czemu? Jestem najlepszym medykiem na obozie i...
- I jesteś za bardzo zaangażowana emocjonalnie. Wiem, że umiesz trzeźwo myśleć mimo to ale...
- Czekaj, czekaj. Jakie ale? Pogorszyło się mu?
- Yyy...
- Logan mów mi, ale już!
- Ej, spokojnie. Możemy porozmawiać o tym, ale nie tutaj. Chodź ze mną - i ruszył przed siebie. Poszłam za nim. Po drodze zgarnął jeszcze swoją dziewczynę od Dionizosa.
Przysiedliśmy przed domkiem Apolla, wtedy zaczął mówić.
- Niestety w nocy stan Crisa się pogorszył. Nie wiemy w dalszym ciągu co mu się stało. Żadne leki na niego nie działają. Bardzo możliwe, że to nie jest zwykły uraz a jakaś klątwa lub coś w tym rodzaju. Niestety nie umiemy tego określić. Wszystko okej?
- Tak... chyba... nie wiem - tysiąc myśli plątało mi się po głowie.
Nie bardzo pamiętam co działo się przez resztę dnia. Moje myśli krążyły wokół Crisa. Nie jadłam za dużo, nie byłam w stanie. Wiem, że popołudnie spędziłam w amfiteatrze.
- Star wszystko w porządku?
- Nie powiedziałam mu. Miałam kilka okazji i mu nie powiedziałam. Mieliśmy się spotkać po bitwie. A co jeśli już nigdy nie będę miała okazji? Co jeśli...
- Star! Przestań. Powinnaś się czymś zająć, nie myśleć o tym, odpocząć.
Następne co pamiętam to siedzenie z Astrą i kimś od Dionizosa w siódemce i sen. A potem przebudzenie następnego dnia w porze obiadu. Chociaż moje myśli wciąż skupiały się na Crisie to byłam mniej odcięta od rzeczywistości. Wstałam i rozejrzałam się po domku. Nikogo nie było. Wyszłam na zewnątrz ale tam też było pusto. Oznaczało to, że wszyscy są na obiedzie. Jednak zamiast pójść do pawilonu jadalnego swoje kroki skierowałam do infirmerii. Na szczęście nikt mnie nie zauważył i udało mi się przemknąć do Crisa. Chłopak wyglądał jakby nic mu nie było, jakby tylko spał. Wzięłam jego dłoń, przeczesałam jego włosy. Miałam wrażenie, że to iż mogłam go zobaczyć i być przy nim, pomogło mi.
Siedziałam tam tak i patrzyłam na niego. Po kilku minutach zrobiłam się senna i w końcu zasnęłam.
- Star - usłyszałam szept i poczułam jak ktoś mną potrząsa.
- Tak? - odpowiedziałam wstając. Spojrzałam na osobę która mnie obudziła. Była to Polihymnia.
- Chodź, musisz coś zjeść - kiedy tylko to powiedziała poczułam olbrzymi głód. Poszłyśmy do pawilonu, gdzie niektórzy jeszcze jedli. Dołączyłam się do nich.
Po obiedzie poszłam się przejść po obozie. Chciałam skorzystać z chwili spokoju, która mi została. Nagle przed sobą zobaczyłam Dana. Był sam i kierował się w stronę jeziora kajakowego. Podbiegłam do niego i kiedy byłam w odległości z której mógł mnie usłyszeć, zaczęłam na niego krzyczeć.
- Jak mogłeś! Dlaczego to zrobiłeś!? I w jaki sposób!? - czułam łzy które zbierały mi się w oczach.
- Star, uwierz, że nie chciałem. Nie miałem takiego zamiaru. Nawet nie do końca... - nagle naszą rozmowę przerwał głos wyroczni. Nawet nie zauważyłam, że ktoś obok nas przechodził.
- Dziecko magii co moc ma potężną, czyn swój odkupić musi, inaczej heros skrzywdzony spotka się ze Śmiercią. W dalekiej krainie jest rozwiązanie, lecz wrócić stamtąd niełatwe zadanie. Dziesięć nocy macie by wrócić i do życia półboga przywrócić. W mroku cię poprowadzi światłości dziecię a cieniem się tu przeniesiesz. Wróci was dwoje, trzecie poświęcić się musi.
Heros zemdlał, jak to zwykle przy przepowiedni. Podbiegłam do niego i podałam kawałek ambrozji. Szybko doszedł do siebie.
- No to szykuje się misja - mruknęłam pod nosem. Chejron zwołał radę grupowych, żeby omówić przepowiednię i kazał zjawić się Danowi.

Grupowi zebrali się dość szybko i oczywiście wszyscy rozmawiali i przekrzykiwali się wzajemnie, przez co nie można było zebrać myśli.
Na szczęście ten gwar przerwał Chejron, rozpoczynając tym samym obrady.
- Moi drodzy mamy bardzo mało czasu, więc proszę, nie rozpraszajcie się. Tak więc zacznijmy.
- Myślę, że pierwszy wers jest oczywisty. Dan ma potężną moc i to on spowodował ten wypadek. Więc to on będzie dowodził - głos zabrała grupowa Hekate.
- A co z następnym? O jakiej krainie mowa? - zapytał syn Demeter.
- Na tak potężny czar, rozwiązanie może mieć tylko Hekate - znowu odezwała się jej córka - Ma ona swoją, że tak to ujmę kryjówkę. Przejście do niej znajduje się gdzieś na terenie Nowego Jorku, ale nikt nie wie gdzie dokładnie. Żadne z nas tam nie było, chociaż gdzieś chyba jest to zapisane...
- W takim razie trzeba to jak najszybciej znaleźć. Zabierzemy się do tego zaraz po radzie - wtrącił Chejron.
- Kolejny wers jasno mówi, że mamy dziesięć dni - stwierdził syn Ateny - dzisiaj już nie wyruszą więc automatycznie mają ich dziewięć.
- Reszta przepowiedni mówi o innych półbogach. Jeden na pewno jest od nas - podróż cieniem to moc dzieci Hadesa - powiedziała córka boga umarłych.
- Dziecię światłości najprawdopodobniej mówi o kimś od Apolla - wtrąciłam.
- I wszyscy wiemy, że jedna z osób najpewniej nie wróci - stwierdził zastępca Crisa.
- Tak więc podsumowując - Dan, musisz sobie wybrać dwójkę towarzyszy. Jednego od Hadesa i jednego od Apolla. Musimy też znaleźć zapis o przejściu do kryjówki Hekate, za co odpowiedzialna jest Diana. A teraz wracajcie do zajęć - i tak oto Chejron zakończył spotkanie.
Kiedy wyszłam z Wielkiego Domu, chciałam iść odwiedzić Crisa, ale Diana poprosiła mnie o pomoc w szukaniu.
Zapiski o tym jak znaleźć przejście do kryjówki Hekate, udało nam się odkopać przed kolacją.
Wracałam właśnie do domku, kiedy podbiegł do mnie Dan.
- Hej, Dan.
- Cześć, Star. Wiem, że pewnie jesteś na mnie wściekła i masz zupełne prawo do tego, ale... chcę żebyś wybrała się na misję.
- Po pierwsze, nie jestem już zła na ciebie. Nie chciałeś tego zrobić. Po drugie - zgoda. Wezmę udział w misji.
- Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś.
- Pamiętaj - nie robię tego dla ciebie. Robię to ze względu na Crisa - odrzekłam i poszłam do domku.
Kolacja minęła dość szybko. Opowiedziałam rodzeństwu do jakich wniosków doszliśmy na radzie i że będę uczestnikiem misji. Wszyscy życzyli powodzenia.
Kiedy skończyłam jeść, swoje kroki skierowałam do infirmerii. Usiadłam obok Crisa i wzięłam go za rękę. Patrzyłam na niego i myślałam o przepowiedni. Jeśli nie wrócimy w ciągu dziewięciu dni on nie przeżyje. Jedno z nas musi się poświęcić i jest szansa że będę to ja. Mógł to być więc ostatni raz kiedy go widzę.
Zdjęłam z ręki bransoletkę, którą dostałam od niego na ostatnie urodziny. Miała na sobie zawieszki w kształcie słońca i słonecznika. Założyłam mu ją na rękę - tak na wszelki wypadek. Jeśli nie uda mi się z nim zobaczyć to będzie wiedział, że o nim myślałam. Posiedziałam jeszcze chwilę obok i poszłam do domku, żeby przygotować się na misję.
Spakowałam standardowe wyposażenie - ambrozję, drachmy, apteczkę i takie tam.  Nie zajęło mi to dużo czasu, a że było jeszcze sporo czasu do ciszy nocnej, wzięłam łuk z kołczanem strzał i poszłam do domku Hefajstosa.
- Hej, jest może Tom? - zapytałam dziewczynę która mi otworzyła.
- Tak. Poczekaj chwilę, zawołam go.
Po dłuższej chwili w drzwiach pojawił się przyjaciel Crisa.
- Co tam?
- Mógłbyś proszę przerobić mój łuk i kołczan w coś małego i łatwego do transportu?
- Tak, nie ma problemu. Dostarczę ci przed śniadaniem.
- Wielkie dzięki.
- A i nie martw się o niego. Wszystko bedzie dobrze - pokiwałam głową na zgodę, przytuliłam go i wróciłam do siódemki.
O dziwo udało mi się szybko zasnąć i nie miałam snów.
Rano obudziłam się wypoczęta. Poszłam do łazienek się ogarnąć. Nie zajęło mi to dużo czasu. Jak wróciłam do domku poprosiłam Raivisa żeby zrobił mi praktyczną i w miarę trwałą fryzurę. Brat zrobił mi luźnego acz wytrzymałego koka. Kiedy skończył przyszedł Tom, który - jak obiecał - przyniósł mi moją broń w wersji podróżnej. Łuk był bransoletką z magnetycznym zapięciem, a kołczan małym plecakiem o dużej pojemności. Syn Hermesa wytłumaczył, że bransoletkę wystarczy zerwać, a z plecaka strzały wyciąga się automatycznie jeśli łuk jest w użyciu. Podziękowałam mu i pobiegłam przepakować się do nowego plecaka. Kiedy skończyłam rozbrzmiała koncha, więc szybko chwyciłam bluzę, którą dostałam od Crisa na ognisku, zebrałam rodzeństwo i ruszyliśmy na śniadanie.
Po posiłku poszłam pod Sosnę Thali, skąd ruszaliśmy. Niedługo później dołączył do mnie Dan i Casidy. Spojrzałam jeszcze na Obóz Herosów po czym wsiadłam do furgonetki i ruszyliśmy do Nowego Jorku.

Niezapowiedziana przygodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz