Przypadek rzeczywiście był ciężki. Chłopak był nieprzytomny.
Po opatrzeniu go, miałam jeszcze kilka osób, które wymagały większej opieki. Niektórzy mieli coś złamane, inni posiadali głębsze rany. Większość nie musiała zostawać na obserwacji, więc było dobrze.
W obozowym szpitalu siedziałam aż do kolacji, po której odbywała się bitwa o sztandar. Kiedy posiłek zbliżał się ku końcowi, Chejron wstał i zaczął ogłaszać składy drużyn. Zawsze ciekawi mnie, w której będę, bo zawsze kapitanowie kłócą się o domek numer siedem, ze względu na uzdrowicieli i łuczników, choć bardziej z tego pierwszego powodu.
- Domek Apolla, drużyna niebieska! - czyli zapowiada się ciekawa gra. Posejdon, Demeter, Hermes, Apollo, Hekate i Morfeusz, przeciwko Aresowi, Zeusowi, Atenie, Hefajstosowi, Afrodycie i Hadesowi.Bitwa trwała długo, ale koniec końców nasza drużyna wygrała. Byliśmy wszyscy zmęczeni, więc jak tylko wróciliśmy do domku, poszliśmy spać. Przed snem myślałam tylko o tym, że jutro po śniadaniu wraca Polihymnia.
Wstałam jak zawsze o siódmej i poszłam się umyć i przygotować do dzisiejszych zajęć. Po powrocie część osób już nie spała, więc zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Za dwadzieścia ósma wszyscy byli już zwarci i gotowi, więc wyszliśmy przed domki i zaczęliśmy odbijać między sobą piłkę. Równo o ósmej zabrzmiała koncha na śniadanie, a my skierowaliśmy się do pawilonu jadalnego. Cały czas myślałam o tym, że za niedługo zobaczę naszą grupową. Po posiłku poszłam zobaczyć co słychać w infirmerii. Podałam odpowiednie lekarstwa i ambrozje pacjentom. Potem musiałam lecieć na zajęcia z łucznictwa. Potem była szermierka i samoobrona bez broni. Kiedy skończyły się przedpołudniowe zajęcia, byłam trochę zdziwiona, że Polihymnii nadal nie ma. Uznałam więc, że pewnie pojawi się w trakcie zajęć popołudniowych. Niestety nawet po ich zakończeniu nadal jej nie było. Na jakieś pół godziny przed kolacją usiadłam na murku niedaleko pawilonu jadalnego i naprzeciwko plaży sztucznych ogni.
- Co jest? - usłyszałam obok głos mojej przyjaciółki.
- Nie przyjechała. Pierwszy raz. To nie w jej stylu. A co jeśli coś jej się stało?
- Spokojnie. Na pewno nic jej nie jest. Zobaczysz, jutro ją wyściskasz - przytuliłyśmy się, a chwilę później rozległ się dźwięk konchy.
Po kolacji zajrzałam na szybko do pacjentów i wróciłam do domku. W myślach prosiłam Hermesa, żeby opiekował się Polihymnią.Następnego dnia, też się nie zjawiła. Byłam strasznie zdenerwowana, bo nigdy się nie spóźniała więcej niż kilka godzin. Zawsze przyjeżdżała najpóźniej po kolacji. Nigdy następnego dnia. Bardzo się o nią martwiłam, przez co miałam problemy z zaśnięciem. W końcu jednak udało mi się odpłynąć w objęcia Morfeusza.
- Star - usłyszałam czyjś szept i poczułam jak ktoś szturcha mnie za ramię - Star, obudź się - przez chwilę nie mogłam rozpoznać głosu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Czwarta trzydzieści. Zastanawiałam się, po co ktoś budził mnie tak wcześnie. Po chwili ujrzałam właścicielkę głosu. Była to Polihymnia. Rzuciłam jej się na szyję. Potem dziewczyna powiedziała, żebym się ubrała. Kiedy to zrobiłam poszłyśmy nad jezioro. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i niczym. W trakcie naszej pogawędki wytłumaczyła mi, że kilka spraw się przyciągnęło, dlatego przyjechała tak późno.
CZYTASZ
Niezapowiedziana przygoda
FanfictionŻycie obozowiczki nagle zmienia się po 10 latach, a wszystko przez niechciane zawarcie nowej znajomości Okładkę wykonała ZafelistyPolska