Kontaktujemy się z boginią magii

13 2 0
                                    

- Star, wszystko okej? - zapytał Dan z przejęciem.
- Tak - skłamałam słabym głosem. Im dłużej szliśmy tym bardziej robiłam się senna i słaba, chociaż wcale nie szliśmy długo. Starałam się o tym nie myśleć i iść dalej.
- Star, odpocznijmy. Jeszcze chwila i polecisz jak długa - stwierdziła stanowczo Casidy - Wiem że nikomu nie zależy bardziej na uratowaniu Crisa, ale jeśli się przeforsujesz, nie pomożesz mu. Niedługie przerwy raz na jakiś czas są lepsze od jednej dłuższej, która zapewne potrwa kilka godzin...
- Nic mi nie będzie - zaczęłam mówić podniesionym głosem (co jest do mnie niepodobne) - Jestem najlepszym medykiem od Apolla nic mi nie... - nagle zrobiło mi się czarno przed oczami i poczułam jak lecę w dół.
Następne co pamiętam to leżenie przy ognisku. Otworzyłam oczy, ale poczekałam chwilę zanim usiadłam. Podniosłam się bardzo powoli.
- To co, teraz zamierzasz nas słuchać? - zapytała córka Hadesa.
- Tak. Bardzo was przepraszam - odparłam.
- Na szczęście nic się nie stało, ale następnym razem mów jeśli potrzebujesz odpoczynku - odezwał się Dan. Pokiwałam głową na zgodę.
- Ile już tak siedzimy?
- W sumie niedługo. Jakieś dwie godziny.
- To dobrze - odparłam i zjadłam kawałek ambrozji.
Pół godziny później byliśmy znowu w trasie. Niestety przez to, że szybko się męczyłam, byliśmy zmuszeni robić postój co godzinę. Przechodziliśmy w tym czasie około trzech czy czterech kilometrów. Łącznie w ciągu dnia przeszliśmy dwadzieścia cztery kilometry. Z jednej strony to dużo, ale z drugiej nie wiedzieliśmy ile jeszcze drogi przed nami. W końcu wszyscy byliśmy zmęczeni, więc uznaliśmy, że rozbijemy obozowisko. Zjedliśmy kolację i rozmawialiśmy. Jak już wszyscy zjedli, objęłam znowu pierwszą wartę. Łuk miałam w pogotowiu. O dziwo nic nas nie atakowało. Było to naprawdę zaskakujące, zważywszy, że była to kraina magii.
Po około trzech godzinach, obudziłam Cas na zmianę warty, a sama poszłam spać. Na szczęście nic mi się nie śniło i miałam spokojną noc. Rano - o ile można tak powiedzieć w tym świecie - ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Jaki jest wasz ulubiony rodzaj muzyki? - zapytała nagle córka Hadesa, a my spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem - No co? Skoro już jesteśmy na misji, to możemy się lepiej poznać, nie?
- Hmmm... myślę, że jazz - odrzekł syn Hekate.
- Mój to chyba pop. A twój?
- Rock - odparła Cas.
- Ulubiony kolor? - zapytał chłopak.
- Żółty - stwierdziłam.
- Zielony - dodała Casidy.
- Mój to fioletowy - i tak mijała nam droga. Opowiadaliśmy różne historie i szliśmy beztrosko, jakby nic się nie działo.
Po kilku godzinach dotarliśmy do niewielkiej chatki w fioletowym kolorze.
- Moi drodzy, chyba jesteśmy na miejscu - powiedziałam i poprowadziłam ich do domku.
Na szczęście było tam światło i już nie tylko ja widziałam. Na nasze nieszczęście nikogo nie zastaliśmy.
Zaczęliśmy się rozglądać. Po paru minutach dobiegł nas zaniepokojony głos Casidy z góry.
- Ej - zawołała niepewnie - Ile mniej więcej dni tu jesteśmy?
- Chyba coś koło dwóch, a co? - odpowiedział jej Dan
- Bo chyba czas tu płynie inaczej. Jakoś jutro o zachodzie słońca kończy się nasz czas - zawołała, a ja z chłopakiem pobiegłam na górę. Wisiał tam kalendarz, który pokazywał dzień i godzinę w Nowym Jorku. Rzeczywiście - byliśmy tu osiem dni.
- Trzeba szybko znaleźć sposób na zawołanie tu Hekate - powiedziałam - Dan, może spróbuj wysłać jej wiadomość?
- Okej, ale nie obiecuję, że się uda - odparł i zamknął oczy. Wokół niego zrobiła się fioletowa mgła, a ja sama zaczęłam prosić boginię o przybycie. Po niedługiej chwili Dan się odezwał, ale kobiecym głosem.
- Po co przyszliście herosi i czemu mnie wzywacie?
- Pani Hekate, mój bliski przyjaciel jest w złym stanie i sądzimy, że tylko ty możesz mu pomóc - powiedziałam, chociaż czułam, że nogi mam jak z galarety.
- A dlaczego ja miałabym znać jedyny sposób?
- Bo rzuciłem na niego potężny czar, ale naprawdę tego żałuję. Nie chciałem żeby tak się skończyło - powiedział Dan.
- Niech więc będzie. Daje wam ten oto święty płomień. Musicie go dostarczyć herosowi, ale nie może zgasnąć. Jeśli płomień zgaśnie, chłopakowi nic nie będzie w stanie pomóc - powiedziała bogini i opuściła Dana. Nad jego otwartą dłonią pojawił się fioletowy ognik.
- Wiesz co trzeba zrobić? - zapytałam.
- Tak - odrzekł zdecydowanym głosem.

Niezapowiedziana przygodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz