Rozdział 9

10 1 1
                                    

O świcie zjedli śniadanie i wyruszyli. Za kilka godzin dotarli do ogromnego zamarzniętego jeziora. Robiło wrażenie, ponieważ część jego była pokryta białym śniegiem, a część była niebieska i czysta. Arcus rozglądnął się, później sam do siebie wzruszył ramionami i jechał dalej. Przed samym jeziorem Accalia go zatrzymała.

- Czekaj, chcesz tam jechać? - zapytała. - Nie ma innej, bezpieczniejszej drogi?

Chłopak westchnął ciężko.

- Jest droga naokoło jeziora, lecz naprawdę chcesz tak jechać bez sensu przez kolejne kilka godzin?

- Ale bezpieczeństwo, to podstawa! - zawołała Accalia z lekkim zdenerwowaniem. - Chcesz się utopić? W taki razie mówię ci, że w ten sposób w ogóle nie trafimy do miasta, tylko tu zginiemy.

Arcus głośno wypuścił powietrze z ust.

- Dobra! - odparł poirytowany. - Jak się tak boisz, to jedziemy

- Wiesz, myślę, że powinniśmy wybrać bezpieczeństwo, niż szybkość. - stwierdziła dziewczyna.

Arcus tylko warknął pod nosem.

Objechali jezioro w dwie godziny. Później zatrzymali się na postój. Arcus wysiadł z wozu i poszedł w stronę zamarzniętej wody. Wszedł na lód.

- Hej, co ty robisz? - zdziwiła się Accalia.

Arcus nawet się nie odwrócił. Szedł, nucąc coś pod nosem. Znudziło mu się, że nawet jakaś dziewczyna chce nim rządzić. Poszedł dalej specjalnie, by ją zdenerwować. W pewnej chwili poślizgnął się i ledwo zatrzymał się, by nie upaść. W tym samym momencie, coś chrupnęło. Chłopak zamarł. Czyżby lód w tym miejscu był aż tak cienki?

Accalia zauważyła nagłą zmianę zachowania chłopaka. Pojęła o co chodzi.

- Nie ruszaj się! - zawołała, po czym zaczęła przeszukiwać wóz.

- A już zamierzałem podskoczyć... - mruknął Arcus, lecz dziewczyna była za daleko, aby go usłyszeć.

Accalia znalazła linę. Zeskoczyła na ziemię, po czym pobiegła do jeziora. Zatrzymała się na skraju brzegu i rozwinęła sznur. Zamachnęła się i rzuciła jeden jego koniec najdalej, jak potrafiła. Lina upadła kilka kroków przed Arcusem. Ten zmierzył Accalię wściekłym wzrokiem.

- Jeszcze dalej nie mogłaś ją rzucić?

- Słuchaj, zaraz zostawię cię tu i sama pojadę dalej. - odparła. - Połóż się ostrożnie i pełznij do niej.

Arcus westchnął poirytowany, że ktoś go poucza, ale wykonał polecenie. Lód ponownie chrupnął pod jego ciężarem. Na szczęście, dosięgnął już liny.

- Czekaj, zaraz cię wyciągnę! - zawołała Accalia. Przywiązała linę do wozu i wsiadła do niego. - Trzymaj się!

Popędziła konia do przodu, który ciągnął za sobą Arcusa. Chłopak coś krzyczał, jednak głośny dźwięk kopyt i kół, zagłuszały jego słowa. Kiedy był już bezpieczny na brzegu, zatrzymała konia. Ten parsknął zdenerwowany, że co chwila dają mu różne polecenia.

Accalia wyskoczyła z wozu i podbiegła do chłopaka.

- Nic ci nie jest? - zapytała.

Arcus bez słowa wstał i otrzepnął ubrania. Minął Accalię, nawet na nią nie spojrzawszy. Dziewczynę przeszedł gniew. Żeby tak się zachowywać po tym, jak ponownie go uratowała? Ależ on jest podły! - pomyślała. Obiecywała sobie w duchu, że następnym razem po prostu go zostawi samego, pośród groźnie trzeszczącego lodu, lub głodnych wilków.

Córka Wschodzącej PełniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz