Rozdział 10

5 1 0
                                    

Tej nocy zatrzymali się na niewielkiej polanie, pokrytej oczywiście śniegiem. Rozstawili namiot i rozpalili ognisko.

- To ostatnia noc, już jutro musimy dotrzeć do miasta. - odezwał się Arcus, po raz pierwszy od dłuższego czasu.

Accalia bez słów skinęła głową. Razem się cieszyła, jak i czuła niepokój. Wreszcie mogła poznać coś na temat swojej prawdziwej rodziny i odkryć coś na temat listu, który zostawiła przy niej jej matka. Jednak nawet nie wiedziała, jak ma się o tym dowiedzieć. Gdzie ma iść? Pomyślała jednak, że nie należy się martwić, dopóki nie spotkało się z problemem.

Arcus wstał i przeciągnął się.

- Idę spać. - oznajmił i poszedł do namiotu.

Accalia jeszcze siedziała przez piętnaście minut, po czym stwierdziła, że też już się położy. Ale w ogóle nie czuła się senna.

W śpiworze było jej gorąco, gdy jednak trochę go odpięła, zrobiło się zimno. Westchnęła poirytowana. Do tego, Arcus tej nocy strasznie chrapał. Niestety, nie miała innego wyboru, musiała spać z nim w jednym namiocie, bo nie było innego. Warknęła pod nosem i położyła się na drugim boku. Chrap nie ustawał. Spróbowała naciągnąć śpiwór na głowę, jednak wtedy w ogóle nie mogła oddychać. Postanowiła go obudzić. Odwróciła się w jego stronę. Chłopak sobie smacznie spał, aż ślina wyciekła mu z ust. Accalia potrząsnęła jego ramieniem.

- Arcus, zamknij się w końcu! - szepnęła.

Chłopak tylko mruknął coś pod nosem.

Dziewczyna szarpnęła go mocniej. W końcu ten powoli otworzył oczy.

- Słyszysz? Przestań chrapać! - powiedziała głośniej.

Arcus wpatrywał się w nią nieprzytomnie. Accalia przez chwilę zastanowiła się, czy przypadkiem wszystko jest w porządku. Może z jej twarzą było coś nie tak? Arcus dalej gapił się na nią jeszcze przez kilkanaście sekund, po czym przewrócił się na drugi bok i zamknął oczy.

Accalia westchnęła i pokręciła głową. Przynajmniej mogła się wreszcie wygodnie położyć. Poprawiła poduszkę, odetchnęła z przyjemnością i uśmiechnęła się do siebie.

Już prawie spała, kiedy rozległ się dźwięk, przypominający ryk niedźwiedzia. Dziewczyna podskoczyła, gotowa do ucieczki lub walki. Czy jakiś drapieżnik chodzi dookoła namiotu i próbuje ich pożreć? Rozejrzała się, ale nie zauważyła niczego podejrzanego. Ach, no tak, przecieź jest na zewnątrz. W tym samym momencie ryk ponownie przerwał ciszę. Tego razu zrozumiała skąd dochodzi. Powoli odwróciła głowę w stronę, gdzie spał Arcus. Chłopak leżał na plecach z otwartymi szeroko ustami. Za każdym razem, kiedy oddychał, z jego gardła dochodził głośny, chrapliwy dźwięk. Accalia miała ochotę przycisnąć poduszkę do jego twarzy i go udusić.

Następnego ranka ktoś ją szarpał. Accalia mruknęła coś sennie i otworzyła powieki. Nad nią stał Arcus.

- Co z tobą? - zapytał zdenerwowany.

Accalia rozejrzała się po namiocie. Jego śpiwór był już ładnie zebrany. Oczywiście, przecież sam Arcus dobrze spał, w przeciwieństwie do niej.

- Chrapiesz jak dzik lub niedźwiedź! - rzuciła mu chłodne spojrzenie.

Na twarzy Arcusa pojawiło się zdumienie.

- Ja? Chrapię? - nie mógł uwierzyć. - Chyba żartujesz!

Skierował się do wyjścia.

- Szybciej się ubieraj, bo przez ciebie ponownie nie trafimy do miasta i będziemy zmuszeni nocować w tej puszczy! - powiedział przez ramię i odszedł.

Accalia sennie przeczesała włosy palcami i ziewnęła. Wzięła ubrania, by się przebrać.

***

- Może wolniej? - zawołała do Arcusa.

Chłopak rzucił na nią rozbawionym wzrokiem.

- A co, boisz się?

Accalia przewróciła oczami.

- Nie boję się, tylko się martwię, że zaraz wywalimy się na ziemię, razem z tym wozem.

Arcus uśmiechnął się złośliwie, po czym nagle przyśpieszył. Accalia rzuciła mu rozzłoszczone spojrzenie.

- Jesteś głupi? - spytała.

Arcus tylko się zaśmiał. Po kilku minutach jednak sam zwolnił konia, bo wóz zaczął się ślizgać.

Po obiedzie w końcu ujrzeli miasto. Accalia nawet podniosła się, by lepiej zobaczyć, lecz wózek się szarpnął, przez co musiała usiąść, aby nie wypaść. Nigdy nie była w mieście. Słyszała o życiu ludzi w nim, więc sama chciała jak najwięcej się o tym dowiedzieć.

Podjechali do bramy miasta. Było naprawdę duże. Dookoła stały kilkupiętrowe, szare budynki, po chodnikach chodzili ludzie, a na środku ulicy jeździło dużo wozów.

Arcus ściągnął wodze konia przy jakimś budynku i spojrzał na Accalię.

- No? - pognalił ją. - Wychodzisz, czy nie?

Dziewczyna westchnęła i wyskoczyła. Arcus nawet się nie pożegnał, tylko pojechał dalej.

- Hej, a jak mam wrócić? - zawołała za nim, jednak chłopak już nie słyszał.

- Świetnie... - mruknęła pod nosem, po czym spojrzała w bok. Jakaś starsza kobieta dziwnie się jej przypatrywała, więc Accalia szybko narzuciła kaptur na głowę i poszła. Nie wiedziała dokąd ma iść i co, lub kogo ma znaleźć, ale czuła, że cel jest blisko.




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 17, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Córka Wschodzącej PełniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz