Ubrałam się w czarną spódniczkę oraz tej samej barwy przylegającą koszulkę. Uczesałam włosy i upięłam je w wysoką kitkę. Miałam schodzić na śniadanie, lecz zatrzymałam się tuż przy kuchni, żeby podsłuchać rozmowę Cedric'a z tatą.
-Nie jestem pewien czy to dobry pomysł, żeby Charlotte zaczęła uczyć się w Hogwarcie. A zwłaszcza teraz, gdy jest tak niebezpiecznie.-powiedział przejęty tata.
Co? O czym on mówi? Jakie niebezpieczeństwo?
-Spokojnie tato. Nic się jej nie stanie, będzie ze mną. A poza tym Hogwart jest dobrze chroniony, więc Syriusz Black, ani żaden inny przestępca, tam się nie dostanie.-odpowiedział Cedric.
Syriusz Black uciekł z Azkabanu?!
Nie udało mi się nic więcej podsłuchać, gdyż zaczęło mnie coś kręcić w nosie. Odsunęłam się, żeby udawać, że dopiero szłam. Usiadłam do stołu kichając.
-No w końcu, ile można czekać?-spytał pół żartem tata.-Jedz szybko i zbieramy się na zakupy szkolne.
Usiadłam do stołu i zaczęłam pośpiesznie jeść moje ulubione panini, które tata nauczył się robić na wspólnych wakacjach we Włoszech. Uwielbiam każdą potrawę zrobioną przez niego. Uważam, że już dawno powinien zrezygnować z pracy w Ministerstwie Magii i zająć się branżą kulinarną. Gdy reszta domowników szykowała się do wyjścia, ja piłam już zimną herbatę, która od dawna na mnie czekała. Na Pokątną mieliśmy przenieść się za pomocą sieci kominków. Nienawidzę tej metody, ponieważ przy każdej teleportacji jestem cała w proszku. Czasami mi się zdarza, że jeszcze źle wymówię nazwę ulicy i tata musi wysyłać za mną Cedric'a. Zjadłam śniadanie i ruszyliśmy na Pokątną. Na szczęście udało mi się przenieść się do docelowego miejsca, lecz niestety musiałam otrzepać się z proszku Fiuu. O tej porze dnia, znajdowało się tutaj mnóstwo czarodzieji. Tych starszych, ale widziałam także tych w moim wieku. Cedric z tatą postanowili pójść sami do sklepu ze sprzętem do quiddich'a, a mnie zostawili z woreczkiem galeonów i listą zakupów.
-Nie zgub się. Czekaj na nas przy banku Gringotta.-powiedział na odchodne Cedric.
Pierwszym sklepem, który znajdował się najbliżej była księgarnia "Esy i Floresy". Weszłam do niej w celu zakupienia podręczników. Szłam przez alejki ze stosem książek przed oczami, które zasłaniały mi widok. Byłam skupiona na liście, więc musiałam na kogoś wpaść.
-Boże, przepra..
-Patrz jak łazisz idio..tko!-wydarł się na mnie szarooki czarodziej w moim wieku, o niezwykle platynowych włosach i wyjątkowej na swój sposób urodzie. Zaciął się w połowie zdania, kiedy na mnie spoglądnął.
-Jak ja łażę?! To ty stoisz na środku jak słup! Nie sposób na ciebie wpaść!-również krzycząc zaczęłam zbierać książki z ziemi.
-Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Nie wiesz z kim zadarłaś.-zbulwersował się i wyszedł ze sklepu.
Boże, co za kretyn.
Dokończyłam zakupy w księgarni i wyszłam ze sklepu, targając ze sobą stertę książek. Rozglądając się za bankiem Gringotta, ujrzałam nadbiegającego Cedric'a.
-Co się stało, że masz taką minę? Daj pomogę ci.
-Wpadłam na takiego tlenionego idiote. Chciałam go przeprosić, a ten na mnie naskoczył. Szkoda gadać.-powiedziałam, dając bratu połowę książek ze stosu.
-Eh to tylko Malfoy. Nie martw się on tak już ma w zwyczaju.-odpowiedział i objął mnie wolnym ramieniem Cedric.- Chodźmy do taty.
O, jak widać ten cały 'Malfoy' nie wydarł się tylko na mnie.
Po chwili dotarliśmy pod bank, przy którym czekał na nas niecierpliwy rodzic.
-Poszedłem już sam do skrytki.-powiedział znudzony ojciec.
Jak zwykle mu się wszędzie śpieszy.
-Trzymajcie. Musicie mieć za co się bawić w Hogsmeade.-uśmiechnął się dając każdemu z nas po woreczku galeonów.
Mimo, że nie jesteśmy zamożną rodziną, tata stara się aby niczego nam nie brakowało. W każdym bądź razie, pieniądze nie są najważniejsze.
Byliśmy jeszcze w kilku innych sklepach, takich jak "Madame Malkin-szaty na wszystkie okazje", "Kotły-wszystkie rozmiary" i "Artykuły piśmiennicze Scribbulusa". Pod koniec zakupów, poszliśmy do naszej ulubionej lodziarni Floriana Fortescue. Za każdym razem, kiedy jesteśmy na Pokątnej zachodzimy tam na chociażby jedną gałkę. Przychodzenie do tej lodziarni stało się naszą tradycją.
-Trzy gałki poproszę. Dla każdego po czekoladowej z posypką.-oznajmił ojciec.
-Czyli to co zawsze. Po znajomości, tylko sześć galeonów.-zaśmiał się właściciel.-Widzę, że macie więcej tobołów.. Czyżby panienka Charlotte wybierała się do jakiejś szkoły?-dodał, podając nam zamówione lody.
Wścibski, jak za każdym razem..
-Tak, pogadamy o tym następnym razem Florianie. Śpieszy nam się. Wpadnij kiedyś do nas.-powiedział tata, płacąc.
Wychodząc minęliśmy się w progu prawdopodobnie z Malfoy'ami. Widziałam tego platynowego chłopca, więc można sugerować że dwójka podobnych do niego czarodziejów, są jego rodzicami. Wymieniliśmy się wrogimi spojrzeniami.
Poszliśmy do najbliższego kominka, który jest podłączony do sieci i przeteleportowaliśmy się do domu. Późno wróciliśmy do domu, więc resztę dnia spędziłam na głębokich przemyśleniach. Zastanawiałam się nad tym jak wygląda Hogwart i czy mi się tam spodoba. Myślałam również o Syriuszu Black'u. Boję się, że jednak przedostanie się do szkoły i zrobi komuś krzywdę. To już jutro..
CZYTASZ
Charlotte w krainie czarów..~Draco Malfoy
FanfictionCharlotte, młodsza siostra Cedrica o której nikt nie wiedział, w końcu na 3 roku postanowiła dołączyć do Hogwartu.