rozdział 1

1.1K 76 11
                                    

Kochani,

W końcu jest! Na razie to taka luźna wersja - chciałabym to trochę rozbudować (szczególnie ten powrót Gwen), dlatego nie obrażajcie się za wyjątkowo skrótowe streszczenie jej powrotu. To mój szkic i w niedługim czasie pewnie to podmienię. 

Koniecznie podzielcie się wrażeniami <3 Piszcie szczerze! Każda opinia jest na wagę złota. 

Życzę przyjemnej lektury,

Wasza Eliana

*

Gwyneth

Kilka miesięcy wcześniej...

Od kiedy tylko sięgałam pamięcią, zawsze byłam rogatą duszą. Brałam życie pełnymi garściami i korzystałam z każdej nadarzającej się szansy, a możliwość wyjazdu do Australii nie była wyjątkiem.

— Będziesz głupia, jeśli tam pojedziesz — grzmiał mój ojciec, w gruncie rzeczy bojący się rozłąki.

— Będę głupia, jeśli tam nie pojadę — powiedziałam zgodnie z własnym sumieniem.

Moja mama nie podchodziła do tego pomysłu zbyt entuzjastycznie, ale na całe szczęście posłuchałam samej siebie.

W Sydney brylowałam w przyjemnym towarzystwie, kształciłam się w swoim ukochanym zawodzie i robiłam wszystkie rzeczy, do jakich mnie ciągnęło. Pracowałam, żyłam, kochałam płakałam, przeżywałam porażki i wszystkie wzloty, ciesząc się nawet z tych złych chwil. To głównie one uczyły mnie pokory. Któregoś dnia jednak obudziłam się z myślą, że dopadła mnie rutyna i samotność. Wycisnęłam tamten pobyt do ostatniej kropli, niczym cytrynę przy produkcji lemoniady. Bez zbędnego tłumaczenia złożyłam podanie o przeniesienie mnie do Nowojorskiej siedziby, a potem poczułam ogromną radość, gdy przesłano mi pocztą pozytywnie rozpatrzony wniosek. Australia była dla mnie tylko punktem w życiorysie i pewnym etapem, ale nie była domem. Ten czekał na mnie daleko za oceanem.

Kiedy w końcu wylądowałam w swoim ojczystym kraju, przez dobre kilka minut tylko stałam i patrzyłam na drzwi wyjściowe, bo z jakiegoś powodu bałam się postawić ten pierwszy krok. Kiedy w końcu go zrobiłam, okazało się, że strach był tylko w mojej głowie, a pierwsze hausty nowojorskiego powietrza wcale nie pogorszyły mojego nastroju, a wręcz przeciwnie. Z tym większym entuzjazmem wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie prosto do hotelu. Z niego udałam się do rodzinnego domu, a tam przeżyłam szok, gdy nie zastałam Felicii. W sumie co ja sobie myślałam? Przecież nie mieszkała na stałe, jednak mimo to założyłam, że być może spędzała tam weekendy. Nastoletnia siostra mojej przyjaciółki miała na sobie jej ubrania, a mała dziewczynka, którą wciąż miałam w pamięci była już tylko wspomnieniem.

— Felicia raczej nie przyjeżdża na weekendy. — Wzruszyła ramionami. — Dobrze cię widzieć, Gwen.

— Nie? — zdziwiłam. — A co się stało?

— Najwyraźniej coś ją zatrzymało.

Od razu pomyślałam, że Emery była naprawdę bystrą nastolatką, a przed oczami stanął mi ten złośliwy szef, o którym pisała Felicia. Czyżby on był tym czymś, a raczej kimś? Mój plan działania był raczej prosty. Zachowałam się więc jak typowa Gwen i przy najbliższej okazji złożyłam niezapowiedzianą wizytę w pracy Felicii, a potem zaprosiłam na imprezę powitalną dosłownie wszystkich, którzy się napatoczyli. Przecież znajomi moich znajomych byli również moimi znajomymi, prawda?

To była kwestia, nad którą należało się poważnie zastanowić. Tak odreagowywałam stres - otaczałam się dziesiątkami ludzi i choć to nie wypełniało tej pustki, którą odczuwałam zdecydowanie za często, to wciąż pomagało.

Protektor (Prawnicy #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz