Rozdział 65, IV.

191 12 0
                                    

Scott poinformował nas, że do szkoły nadchodzili łowcy, więc zabraliśmy Finch ponownie do klasy od biologii i usadziliśmy blisko okien. Mimo wszystko, była na tyle uparta, że nie chciała się uleczyć.
- To moja wina. - mówiła, głęboko oddychając. - Odepchnęłam ją.
- Musi się pani uzdrowić. - nalegał Scott.
- Zmusiłam ją, żeby uciekła. - kontynuowała. - Żeby ukrywała kim jest.
- Musi się pani zmienić, inaczej pani umrze.
- Quinn.. 
- Hej. - Scott złapał jej twarz, bo zaczynała odpływać. - Musi się pani zmienić, natychmiast! 
- Quinn..
- Quinn już nie ma. Umarła. - mówił z bólem. 
- Może uda mi się wywołać przemianę. - wpadłam na dość nieracjonalny pomysł. 
- Co? - brunet zmarszczył brwi, nie rozumiejąc co mam na myśli. 
- Sama nie wiem. - przykucnęłam przed kobietą, która nie chciała się przemienić w wilkołaka. - Coś mi podpowiada, że to może się udać. 
- Dobra, rób co musisz. - kiwnął głową, nie mając za bardzo innego wyjścia. - Tylko Vivian, błagam cię, nie zrób jej krzywdy. - nawiązał do momentu w szpitalu, kiedy nad budynkiem ukazał się płonący ptak. 
- Bez obaw. 
Chwyciłam Finch za głowę i w ułamku sekundy zaświeciłam swoimi oczami. Przez ręce przeszły mi niewielkie błyskawice ognia i zaraz dostały się do głowy Finch. Patrzyła mi w oczy, podczas gdy w jej umyśle formowałam informację, że jej dziecko nie żyje odkąd zawładnął nią Anuk-Ite. 

Quinn nie żyje. 

Quinn nie żyje. 

Potrafiłam wyczytać z jej ruchu ciała, że nie potrafiła tego zaakceptować. Jednak ból, który jej fundowałam był jej potrzebny. Dzięki niemu się uleczy.
Za chwilę jej oczy zaświeciły na czerwono, a ciało zaczęło leczyć ranę, którą zrobił jej Anuk-Ite aka Quinn.
- Właśnie tak. - powiedziałam widząc postęp leczącej się rany.
Wstałam na równe nogi. Byłam w końcu gotowa zmierzyć się z potworem, który był jedną z przyczyn śmierci mojego dziecka. Westchnęłam cicho i zarzuciłam włosy za ramię. 
- Idę zobaczyć, co z Liamem. - rzuciłam szybko, wychodząc. 
Pierwsza moja myśl to pójście do biblioteki. Tam też właśnie się udałam. 
Kroki stawiałam spokojnie, choć z wielką pewnością. Nie bałam się, ale za to czułam niekontrolowany gniew i koniecznie potrzebowałam go na kimś wyładować. 
Byłam blisko wejścia do biblioteki, ale gdy chciałam wstąpić do środka, poczułam mocne szarpnięcie za kołnierz mojej koszulki
- Musimy uciekać. - powiedziała spanikowana Lydia. 
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Liama, którego Lydia również zabrała z biblioteki. Nie wiedział o co chodzi, ale posłuchał się dziewczyny i chwycił mnie przy okazji za rękę, żeby nie zostawić mnie w tyle. Poczułam poirytowanie. 
- Co ty wyprawiasz? - zapytałam będąc w biegu. - Quinn i Aaron się połączyli. Musimy ich powstrzymać. - gdy biegliśmy do wyjścia, przez jakieś dwie sekundy dostrzegłam Gabe'a i dwóch innych łowców. Miał szczęście, że Liam mnie trzymał. 
- Nie możemy. Jeśli na nich spojrzycie, zginiecie. - poinformowała rudowłosa.
Udało nam się schować w jednej z klas. Po kilku, może kilkunastu, minutach wyszliśmy. Od razu spotkaliśmy Scotta i Malię. Uznaliśmy, że przeszukamy korytarze na wszelki wypadek i znaleźliśmy dwa skamieniałe ciała.
- Jak pokonać kogoś bez patrzenia? - zapytał Liam. 
- Nie mam pojęcia. - Lydia wzruszyła ramionami z lekkim przerażeniem.
- Nauczymy się walczyć bez oczu. - rzucił dobrym pomysłem Scott.
- Walka bez patrzenia. - tylko jedna osoba nasunęła mi się na myśl. - Deucalion.

Wojna światów | Liam Dunbar | Kontynuacja części 1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz