° 3 °

322 26 12
                                    

Okolica otaczająca dom Pani Imorston była niewiarygodnie piękna. Niedaleka obecność Devil lake, otoczonego delikatnymi górami dodawała jeszcze większego uroku temu miejscu. Właśnie w jednym z tych wyżej położonych, mieścił się dom. Był obłożony takimi zaklęciami że mugole nie zapuszczali się tam w promieniu dwóch kilometrów. Kobiecie nie byli potrzebni niezapowiedziani goście.

Delia szczerze uwielbiała to miejsce. Kiedy się tu przeprowadziły, była zafascynowana wszystkim co się napatoczyło. Ogromnym kamieniem, małym strumykiem czy może samym jeziorem. Nie była tam jednak długo. Szkolenia na aurora były dla niej bardzo ważne, nawet ważniejsze niż spędzanie czasu w pięknym otoczeniu.

Teraz ciemnowłosa szła z ciężkim sercem ścieżką prowadzącą w stronę domu. Zadanie zlecone jej przez Gravesa sprawiało, że czuła się kompletnie zdołowana a jednocześnie miała ochotę zrobić to na własną rękę, bez użerania się z jakimiś aurorami z Anglii. Była ambitna. Może nawet zbyt ambitna i to ją mogło zgubić.

Między drzewami zobaczyła przebłyski światła z okien domku. Zupełnie się różnił od tego w którym mieszkali w Anglii. W przeciwieństwie do tamtego, obecny był znacznie przytulniejszy Ale też znacznie mniejszy, w końcu czy jedna, czasem dwie, osoby potrzebowały dużo miejsca ?

Trzema większymi krokami znalazła się przy drewnianych drzwiach w które zapukała. Usłyszała odgłosy krzątaniny i chwilę potem zalało ją światło ze środka domu.

- Delia ? - kobieta uniosła nieco zdziwiona brwi - skarbie coś się stało ?

Dziewczyna potarła nieznacznie ramię. Przecież dosłownie tydzień temu była u matki a nie miała w zwyczaju składać jej wizyt aż tak często. Weszła do środka zaproszona gestem ręki i ściągnęła płaszcz

- w zasadzie to... nie... sama nie wiem - burknęła odwieszając ubranie ma jeden z wieszaków w kształcie feniksów. - ja...

- Grace ? Wszystko dobrze ?

W przedpokoju pojawiła się jeszcze jedna kobieta. Mogła bić w tym samym wieku co pani Imorston. Miała włosy koloru ciemnego blądu i intensywnie niebieskie oczy które w tamtym momencie uważnie skanowały aurorkę. Grace uśmiechnęła się do tamtej i biorąc córkę pod rękę podeszła do kobiety.

- tak, to moja córka Delia. Mówiłam ci o niej

Zmrużyła oczy na co dziewczyna poczuła się nieco nieswojo.

- tak, wspominałaś i to wielokrotnie - uśmiechnęła się nieco - młoda Pani auror czyż nie ?

Delia Odwzajemniła lekko uśmiech

- tak... A pani to ... ? - zapytała przeciągając ostanią literę w nadziei że tamta odpowie.

Szatynka zaśmiała się wraz z Grace.

- gdzie mnie maniery,  Marie Potter - wystawiła do niej dłoń którą od razu uścisnęła - miło Cię poznać

- mi Panią również.

Wraz z matką i nowopoznaną ruszyły do kuchni gdzie usiadły przy okrągłym, słoneczno żółtym stole. Na ogół cała kuchnia była utrzymywana w słonecznych barwach. Szafki wiszące nad blatem, stół krzesła, nawet doniczki. Wszystko było żółte. Zawsze wprowadzało to dziewczynę w dobry nastrój i tak było też tym razem.

- więc jak wygląda praca aurora ? - zapytała Marie opierając brodę na dłoni i patrząc przenikliwie na dziewczynę - mój daleki krewny, Henry też myślał nad tym zawodem - Pokręciła głową.

Delia zaczęła opowiadać jak wygląda z grubsza jej praca. Wiele wątków również pomijała bo po prostu nie mogła O tym mówić albo było to zbyt drastyczne ( w niewielu przypadkach). Matce też nie zawsze wszystko mówiła, więc wolała czegoś przez przypadek nie palnąć.

Aurorów nigdy za wiele · Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz