Ta noc minęła równie ciężko dla Delii jak i dla Tezeusza, który po sporządzeniu raportu, położył się spać grubo po północy. Dlatego w przeciwieństwie do niego ślizgonka wstała już w okolicach siódmej i spacerkiem udała się do ministerstwa, podziwiając Londyn o innej porze dnia niż zaledwie dzień temu kiedy tu przybyła.
Na błękitnym niebie nie było żadnej skazy w postaci białej chmurki, co aż zdziwiło kobietę. Londyn zawsze kojarzył jej się z chmurami i deszczem więc taki widok był miłą odmianą dla jej przekonań. Co jakiś czas ulicami przejeżdżała jakaś dorożka lub samochód, a przechodnie którzy spacerowali rzucali jej dziwne spojrzenia.
Tego dnia Imorston postawiła na nieco klasyczny strój który, no powiedzmy, wpasowywał się w kryteria obecnej mody, chociaż nie powstrzymała się przed dodaniem kilku własnych akcentów.
Nie była typem osoby która uwielbiała błyskotki i przepych, wręcz przeciwnie uwielbiała prostotę i schludność ubioru. Przez lata nauczyła się że im mniej zwracasz na siebie uwagę tym bezpieczniej. W końcu nigdy nie usłyszała o aurorze który paradowałby ze wściekłe różową parasolka i pióropuszem.
Zmierzając w stronę ministerstwa dopadła ją chmara wspomnień. Wycieczki z ojcem, pierwsza różdżka, wakacyjne spotkania z grupą znajomych... Zaczęła się nawet zastanawiać co u nich. Po przeprowadzce do Stanów tuż po zakończeniu roku nie dostała żadnego listu, żadnej sowy, wszystko umilkło jakby zatrzymane przez barierę oceanu. Wtedy Delia i tak nie patrzyła na to czy ktoś się nią interesuje, była pogrążona we własnym świecie.
Westchnęła głęboko, wsadzając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza. Co jak co, ale wilgoć była nie do zniesienia. Rozgladnela się i przebiegła przez ulicę, cudem unikając potrącenia.
Budka telefoniczna była znów zupełnie pusta, przez co zaczynała mieć wrażenie że mugole zupełnie jej nie widzą. Po wpisaniu kodu, wewnętrzna część ruszyła w dół, zastąpiona przez inną całkowicie pustą.
Tego ranka w ministerstwie był mały ruch. Czarodzieje zajęci swoimi sprawami, szybszym bądź wolniejszym krokiem zmierzali w stronę wind. Każdy był tak zajęty sobą że Delia nie była kimś kto mógłby to zmienić. W przeciwieństwie do wcześniejszego dnia, czuła się zdecydowanie swobodniej.
By nie marnować czasu, postanowiła nie kupować najnowszego wydania Proroka Codziennego. Dodatkowo kolejka która utworzyła się przy stoisku nie zachęcała jej by tam podchodzić.
Mimo tłumów Delii w końcu udało się dotrzeć do korytarza prowadzącego do biura aurorów. Nie dało się przeoczyć że było tam zdecydowanie spokojniej niż w reszcie miejsc które mijała.
Jakby naprawdę się obawiali że coś im tu zrobią.
Pokręciła głową rozbawiona tą myślą. Jakby nie patrzeć ten dział powinien być najbezpieczniejszy ze względu na wyczulenie jego pracowników. A przynajmniej tak sądziła.
W tym samym czasie gdy ślizgonka wchodziła do gabinetu, Tezeusz przewracał się na drugi bok zastanawiając się nad tym jak potraktować amerykańskiego gościa. Jego dylemat wynikał z faktu, że znał ją już wcześniej i przypominało mu się jaka potrafiła być.
Niesamowicie uparta.
Za to Skamander zapamiętał ją najbardziej. Za upór i ambicję, która czasami wydawała mu się wręcz chorobliwa. Gdyby jednak przyznał to na głos, mógłby wyjść na hipokrytę.
Doprowadzenie do porządku nie zajęło mu dużo czasu. Po zasłaniu łóżka i ogarnięciu ubrań pozostawało mu tylko zjedzenie szybkiego śniadania.
Dojadając znalezioną w kuchni tartę, Tezeusz wychodził w pośpiechu z mieszkania. Schodząc po schodach zachował na tyle trzeźwego umysłu by nie nadepnąć na skrzypiący stopień.
Przy wejściu do biura przywitały go szepty sekretarek które stały z boku i rozmawiały ze sobą o czymś cicho. Zazwyczaj by go to nie zainteresowało ale kobiety trzymały w rękach naręcza gazet, i to tych sprzed ponad roku.
Tezeusz zmarszczył brwi i podszedł do kobiet odwiedzając po drodze płaszcz na zdobiony wieszak.— oh dzień dobry panie Skamander — przywitała się jedna z nich, ta sama która wczoraj przyniosła mu herbatę — chyba pan wczoraj późno wyszedł, rano zastałyśmy niezły bałagan — spojrzała na niego z naburmuszoną miną jakby dokonał niemal zbrodni.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Faktem było, że zazwyczaj pozostawiał swoje miejsce pracy nienaganne, wczoraj jednak wyszedł w pośpiechu, nie mając już siły na porządkowanie.
— wybacz Jeane, to było niedopuszczalne — powiedział kładąc teatralnie rękę na sercu — właściwie po co wam te gazety ? Nie powinny leżeć w archiwach ?
— ależ leżały! — odezwała się teraz ta druga, niższa brunetka — jednak ta aurorka z Ameryki zleciła nam je przynieść.
Ciemnowłosy uniósł nieco brwi spoglądając na drzwi prowadzącego do jego części biura. Zastanawiało go do czego mogły być potrzebne Delli tak stare gazety. Skinął głową do kobiet i odebrał od nich czasopisma kierując się do drzwi.
To co za nimi zastał mógłby uznać za bardzo dziwny sen, gdyby nie fakt że był na nogach już od godziny. Podłoga jego gabinetu była usłana gazetami otwartymi na pozornie przypadkowych stronach. W ich centrum spostrzegł ciemnowłosą kobietę która kucała przeglądając kolejną z nich. Jej sylwetka od tyłu wydawała się Skamanderowi niezwykle smukła choć może to był efekt światła odbijającego się od jasnych stron.
— to ty Jeane ? Udało się dostać resztę? — zapytała nie odwracając się w stronę drzwi a tym samym nie spostrzegając że zamiast sekretarki stoi tam Tezeusz.
— nie sądziłem że po jednym dniu będzie pani na per ty z sekretarkami.
Imorston zatrzymała się w pół ruchu przeklnając się w duchu że nie spojrzała tam od razu.
— ah to ty Skamander — powiedziała podnosząc się i obracając w kierunku mężczyzny. Jej wzrok ożywił się gdy zobaczyła stertę gazet w jego ramionach — ale przynajmniej na coś się przydała ta twoja obecność.
Lawirując między stronicami, tak by żadnej nie nadepnąć, ruszyła w jego kierunku. Z gracją godną jej stanowiska stanęła przed Tezeuszem i nieco niezgrabnym ruchem wzięła pozostałe wydania Proroka i położyła je na stole.
Jednocześnie Skamander przyglądał się jej poczynaniom. To co z początku wydawało mu się chaosem okazało się być całkowicie przemyślanym układem, ponieważ to co ukazywało się w każdej z gazet były wzmianki o poszukiwanym czarodzieju.
Już bez balastu, podszedł do swojego krzesła w nadziei że uda mu się tam usiąść jednak spotkało go gorzkie rozczarowanie gdy odkrył, że i tam znajdują się papiery.
— powiesz mi po co te całe układanki ? — zapytał przyglądając się jak ślizgonka wertuje kolejną gazetę — sama wczoraj stwierdziłaś, że nasza prasa bagatelizuje problem — dodał nieco ironicznie.
Delia położyła kolejny artykuł przy poprzednim i przeniosła spojrzenie jasnych oczy na te należące do Tezeusza. Uśmiechnęła się pod nosem, tak jakby się spodziewała tego pytania.
— cóż, może nie uczyli cię tego na wojnie panie bohaterze, ale żeby złapać trop trzeba zobaczyć gdzie najczęściej się on powtarza.
CZYTASZ
Aurorów nigdy za wiele · Tezeusz Scamander
Fanfic🐍Delia Imorston była bardzo ambitna i uparta. Może nawet zbyt ambitna. Szef biura aurorów, Tezeusz Scamander, również ma swoje granice cierpliwości, które zostaną mocno nadszarpnięte przez pewną ślizgonkę z którą będzie musiał współpracować. I ni...