50. Muszę ci o czymś powiedzieć

255 34 30
                                    

W życiu bywały różne stresujące sytuacje. Zepsucie jakieś ważnej, drogiej rzeczy, niewywiązanie się ze swoich obowiązków, przemawianie przed tłumem. Tak, to było stresujące, sprawiało, że ludziom trzęsły się dłonie i zasychało im w gardle.

Jednak każda osoba, która była w takiej sytuacji, wolałaby wrócić do niej, niż znaleźć się na miejscu Amano. Z pozoru nie było to nic takiego – słońce znajdowało się już dość nisko nad horyzontem, ptaki dookoła odgrywały swój koncert, ludzie zajmowali się swoimi obowiązkami, a oni jechali powozem do świątyni. Jedyną różnicą było spojrzenie Katashiego – uważne, jakby przygotowany był na jakiś atak i, co jeszcze gorsze, surowo oceniające.

A przynajmniej tak czuł się Amano – jakby król dokonywał uważnej analizy, a zaraz miał wydać nieprzyjemny werdykt, który znacząco wpłynie na życie Omegi. Choć, czy nie tak właśnie miało być? Czy informacja, którą Amano coraz trudniej było kryć, nie była właśnie tym, co może zmienić ich życie, ich relację, ich stosunek do siebie?

– Trzęsą ci się dłonie – zauważył rzeczowo Katashi. – Stresujesz się?

Amano cicho westchnął i spojrzał na swoje ręce. Rzeczywiście nie panował nad delikatnym drżeniem. Oparł dłonie o kolana, aby trochę to powstrzymać.

– Chyba nie czuję się najlepiej – przyznał ostrożnie. Widział, jak król lekko unosi brwi, najpewniej gotowy zapytać o szczegóły, dlatego postanowił od razu zmienić temat: – Właściwie, co zamierzasz zrobić ze swoim potomkiem, jeśli Chamaru ci go nie da?

– Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem – stwierdził Katashi, lekko przekrzywił głowę.

Obserwowali się zbyt uważnie, atmosfera była aż nienormalnie napięta. Amano miał wrażenie, że wystarczyło jedno niewłaściwie słowo, aby zdarzyło się coś naprawdę okropnego. I przez głowę przechodziło mu przynajmniej kilka takich rzeczy, których powiedzenie mogło przynieść bardzo negatywne skutki.

– Nie jest to najważniejsze. W końcu nie zamierzam jeszcze zasiąść pośród Starożytnych, nie spieszy mi się, aby ich poznać – dodał jeszcze Katashi i oszczędnie się przy tym uśmiechnął.

Próbował rozładować atmosferę – zauważył całkiem szybko Amano, ale nie potrafił odpowiedzieć na gest przyjaciela. Był spięty i doskonale wiedział, że ten to wyczuwał.

W powozie nastała cisza. Amano co chwila przesuwał spojrzeniem po otoczeniu, unikając jednak zerkania na Katashiego. Nie chciał patrzeć mu w oczy, nie teraz. Miał wrażenie, że wystarczy mu sekunda patrzenia na te ciemne źrenice, by zaczął płakać, zupełnie nad tym nie panując.

Zaczynał mieć dość tego wszystkiego.

– Dlaczego tak zareagowałeś, kiedy wracaliśmy? – Katashi przerwał w końcu milczenie.

Amano lekko zacisnął wargi. Wiedział, że przyjaciel o to zapyta, a jednak liczył, że jakimś cudem uda mu się uniknąć tłumaczenia swojego zachowania. Bo jak miał to wyjaśnić? Z trudem ukrywał jedną rzecz, nie dałby rady wprost skłamać. Nigdy nie musiał tego robić, a przy Katashim było to praktycznie niemożliwe.

Król brzydził się kłamstwem. Tłumaczył kiedyś, że związane było to ze śmiercią jego matki – aż do momentu, kiedy ta odeszła, aby zasiąść pośród Starożytnych, wszyscy wmawiali młodemu księciu, że jej stan zdrowia był dobry. Dlatego aż do końca jej życia nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu się z nią pożegnać. Przez to, że nie miał okazji usłyszeć od niej pożegnania, znienawidził każdego, kto próbował przeinaczać prawdę.

I nauczył się rozpoznawać, kiedy ludzie próbowali go okłamywać. Czasami aż zbyt dobrze sobie z tym radził.

Amano miał teraz tylko jedno wyjście. Powiedzieć prawdę i przyjąć konsekwencje gniewu Katashiego. Liczył, że ten zrozumie sytuację, chociaż wiedział, jak bardzo niemożliwe to było. Gdyby znajdowali się w pałacu i mieli więcej czasu na rozmowę, z pewnością byłoby łatwiej. Ale kiedy mieli tylko tę drogę do świątyni – to nie miało prawa się udać.

Amano || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz