4

747 48 21
                                    

Naprawdę przepraszam tych, co to czytają, ale nie miałam zupełnie czasu przepisać kolejnego rozdziału na wattpada... no i trochę utonęłam w jego odmętach w fanfikach (jak ktoś poleca jakieś fajne villain deku lub klance to chetnie przyjmę ;3)

-----------------------------------------------------------------------

Dni mijały, a sytuacja obu chłopców nie ulegała zmianie. Wciąż tkwili bez różdżek, uwięzieni gdzieś w mugolskim świecie, z dala od przyjaciół i bliskich. Jedynie ich stosunek do siebie nieco się ocieplił, co oczywiście zwalili jedynie na wspólny cel i przymusową współpracę ze sobą, niezbędną by go osiągnąć. Wolny czas urozmaicali sobie wypadami do kina, cyrku (bez zwierząt oczywiście), zoo czy parków rozrywki, a czasem po prostu na miasto. Tego dnia również zdecydowali się gdzieś wyjść. W okolicy miał się odbyć pokaz jakiegoś sławnego magika i tam właśnie zamierzali się udać, częściowo aby się ponabijać z mugolskiego wyobrażenia o „magii".

Tuż przed wejściem do budynku stała ochrona, ch*j wie po co, i sprawdzali wchodzących. Pech chciał, że śmieszny patyk zabibczał przeciągle przy Harrym. Uradowany ochroniarz uśmiechnął się do niego zalotnie i poprowadził chłopaka na tak zwaną „osobistą". Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach na nic się zdały tłumaczenia, że ma przy spodniach metalowy łańcuszek, którego nie da się odczepić. Ochroniarz kazał mu rozłożyć nogi i ramiona, po czym rozpoczął dokładną rewizję. Tymczasem Draco stanął z boku i przyglądał się cierpieniom swego towarzysza. Choć w życiu by tego nie przyznał na głos, był gotów interweniować, gdyby sprawy zaszły za daleko.

Strażnik zaczął od ramion, następnie wręcz z namaszczeniem wymasował klatkę Harrego, ocierając niejednokrotnie palce o jego sutki przez materiał koszulki, by potem delikatnie ześlizgnąć się na jego biodra i pośladki. Jego ruchy były nieznośnie powolne. Zamiast schodzić rękami coraz niżej wstrętny napalony strażnik postanowił przedłużyć torturę i przeniósł dłonie do kostek wybrańca, by następnie piąć się pomału w górę. Harry wzdrygnął się czując dłonie pieszczotliwie ściskające jego uda, sunące coraz wyżej i wyżej. W Draconie natomiast coś się zagotowało, gdy zobaczył, że ochroniarz posunął się już na tyle wysoko, że wierzchem dłoni ocierał się o krocze Złotego Chłopca. Zdecydowanie w tym świecie zbyt wielu mężczyzn okazywało nim zainteresowanie. Odkaszlnął głośno, przypominając tym o swojej obecności i pociągnął mocno czerwonego teraz gryfonka w stronę miejsca pokazu do pierwszego rzędu. Niby przez przypadek zapomniał puścić jego dłoni, lecz Harry zdawał się tego wcale nie zauważać. Był wdzięczny ślizgonowi za ratunek, a jednocześnie nie chciał mu podpaść, gdy ten wciąż był dość mocno rozdrażniony.

***

-Co za idiotyzm... Przecież od razu wiadomo, że trzymał to w rękawie!-od początku pokazu Draco nie mógł się powstrzymać od zgryźliwych i niezbyt dyskretnych uwag w kierunku „czarodzieja".

Jednak Harry zauważył, że magikowi wyszła żyłka, gdy blondyn zaczął tłumaczyć komuś sekrety jego sztuczek i ich działanie. Szturchnął go delikatnie, jednak ślizgon nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. W pewnym momencie czarodziej od siedmiu boleści zaczął żonglować kilkoma płonącymi piłeczkami i ziać w nie ogniem. Wszystko byłoby fajnie i w ogóle, w końcu to wspaniale wyglądająca sztuczka, ale niestety mężczyzna potknął się i poleciał prosto na Dracona. Wszystko działo się błyskawicznie, nagle pojawiły się większe płomienie, koszula chłopaka zajęła się ogniem, ten krzyknął z bólu, dzieci w przerażeniu zaczęły drzeć się w niebogłosy i płakać, ktoś wezwał pogotowie i straż, tuż obok odezwały się różnego rodzaju syreny, krótko mówiąc-zapanował istny chaos. Harry szybko otrząsając się z szoku podbiegł do szamoczącego się ślizgona i szybkim ruchem zerwał z niego płonącą koszulę, a następnie zadeptał ogień. W przerażeniu zaczął przypatrywać się nagiemu, teraz mocno zaczerwienionemu torsowi chłopaka. Na szczęście raczej nie były to oparzenia III stopnia, choć na pewno były bardzo bolesne. Gdyby byli Hogwarcie szybko i łatwo by to wyleczyli z małą pomocą magii i eliksirów, ale świat jest okrutny i nie idzie zwykle ludziom na rękę. Gryfon zdjął swoją rozsuwaną bluzę i ostrożnie narzucił ją na ramiona Drako, a następnie razem udali się karetką do szpitala.

- ...Harry? Przepraszam cię - blondyn wyszeptał te słowa tak cicho, że gdyby chłopak stał pięć centymetrów dalej z pewnością by tego nie usłyszał.

- Ale za co? Przecież nic nie zrobiłeś. Nie masz mnie za co przepraszać...

-Popsułem nam wieczór... - nagle na twarz ślizgona wstąpił uśmieszek-... ale wiesz, musisz przyznać, że nigdy nie byłem tak gorący, jak dzisiaj.

Dracon wyszczerzył zęby w uśmiechu. Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem, następnie z oburzeniem, lecz po chwili i on się roześmiał, kręcąc przy tym głową z politowaniem.

- Oj taaak, baaardzo gorący... Na co się tak napaliłeś?

***

W szpitalu Draco został dokładnie przebadany i wysmarowany licznymi maściami. Dostał też jedną do wcierania w poparzoną skórę do domu i silne tabletki przeciwbólowe. Lekarze zalecili, aby maść wcierał okrężnymi ruchami ktoś inny, a nie sam poszkodowany, aby się nie nadwyrężał. To zadanie przypadło Haremu, toteż tuż po powrocie do domu blondyn zdjął bluzę gryfona, podał mu słoiczek z lekiem i ułożył się wygodnie na swoim łóżku. Starał się wyglądać na opanowanego i całkowicie wyluzowanego. Nie był jednak pewien co do efektów swoich starań. Nie czuł się komfortowo z tym, że ktoś go będzie macać, ale wolał już, żeby to był Harry, niż przykładowo demon, zwany potocznie ich siostrą. Brunet usiadł na krawędzi łóżka i odkręcił słoiczek, zanurzając palce w jego zawartości. Zaczął od skóry rąk, gdyż to było najmniej krępujące dla obu chłopców. Draco nie podejrzewał nawet, że czyjś dotyk może być tak cholernie przyjemny. Harry delikatnie zataczał palcami kręgi na skórze ślizgona, powoli, wręcz zmysłowo wcierając lekarstwo. Po chwili przyszła kolej na tors chłopaka. Gryfon pokręcił się trochę, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji do smarowania, aż w końcu rozdrażniony usiadł na nim okrakiem.

- Sorki, tylko tak mi jest wygodnie-mruknął, gdy wyczuł, że Dracon cały się spina.-Mów, jeśli coś cię zaboli.

Malfoy skinął szybko na zgodę, po czym obrócił głowę tak, by siedzący na nim chłopak nie mógł dostrzec jego delikatnych rumieńców

Harry zaczął rozprowadzać maść po klatce piersiowej ślizgona, ponownie odtwarzając palcami swój taniec, zataczając kręgi i wcierając maść najdelikatniej jak potrafił. Draconowi przemknęło przez myśl, że gdyby był kotem, z pewnością teraz by głośno mruczał. Nie mógł jednak powstrzymać cichego jęku gdy chłopak trącił przez przypadek jego sutek.

- Zabolało?-zapytał Harry z przestrachem.-Przepraszam!... Naprawdę nie chciałem!

- N-nie, nie... to nie to-delikatna mgiełka przysłoniłamu widoczność.-To po prostu jest tak cholernie przyjemne... - mruknął. Zaraz jednak zasłonił sobie usta z przerażeniem, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. Jego mózg w tejże chwili postanowił podsunąć mu najróżniejsze obrazy, których efektem był krwistoczerwony rumieniec i wzrastająca erekcja. Stęknął cicho czując nieprzyjemną ciasnotę w spodniach. Pech chciał, że jego nie mały problemik ujrzał i Harry. Brunet posłał mu zszokowane, a zarazem rozbawione spojrzenie, pogłaskał go po głowie i odszedł śmiejąc się cicho.

Somewhere in the uniwerseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz