IX

421 24 2
                                    

*Zayn's POV*

Otwieram garaż, z którego wyjeżdżam nowiuśkim czołgiem. Mam nadzieję, że blond cizia, którą zostawiłem zdezorientowaną w salonie zrozumie wreszcie, że mam na nią wyjebane i odpierdoli się ode mnie raz na zawsze.
Na wszelki wypadek, gdyby chciała skorzystać z kibla, albo wyżreć coś z lodówki, zainstalowałem przenośne czujniki z automatyczną bombą i rakietą.
Pędzę moim zielonym cackiem, przez zatłoczone ulice, nie zważając na czerwone światła. Mój bagażnik jest wyczulony na każdy fotoradar i natychmiast reaguje wyrzucaniem granatu lub pociskiem. Wolę dmuchać na zimne i być zawsze przygotowany. Włączam radio na stacji dla islamistów-terrorystów. Wyciągam z kurtki moro cygaro, które odpalam i wsłuchuję się w najnowsze wiadomości.
Apokalipsa na twitterze! Administratorzy blokują muzułmanów i murzynów. Usuwają z kont wszystkie zdobyte follow oraz anonimowo hejtują członków al-kaidy.
-Na Allaha!-wyrzucam z siebie i ciągnę za końcówki włosów, w których wyczuwam jeszcze resztki błota z gównem.
Zatrzymuję się na przypadkowym podjeździe i w wybuchowym tempie wyciągam z kieszeni mój telefon. Muszę się pogodzić ze stratą najnowszego Ejfona, który został uprowadzony, przez jakichś katolickich pierdolców i przyzwyczaić się do ceglanej, stacjonarnej Nokii.
Szybko łączę się z internetem i wchodzę na twittera. Rzeczywiście. Ci skurwiele, którzy najwyraźniej mają kompleksy dotyczące ich przyrodzenia, z logiem niebieskiego ptaka, wkurwili niezłą część moich znajomych z grupy terrorystycznej.
Oddycham głęboko jak kobieta na porodówce i próbuję przeć. Moment, w którym mój odbyt przyjemnie się zaciska i jest gotowy na wszystko, pomaga rozluźnić moje spięte mięśnie. Harry mnie tego nauczył. Siedzę przez chwilę relaksując się odbytniczymi ćwiczeniami i ponownie odpalam silnik. Irytująca żydówka w radiu niemal od razu zaczyna pierdolić o nowych odmianach kartofla. Przełączam na cygańską stację i słucham prognozy pogody.
W poniedziałek deszcz z gównem, we wtorek dużo słońca, ale lekkie opady moczu, natomiast w środę poważne, gówniane gradobicie.
Przyzwyczaiłem się do wybuchowego klimatu w tej części miasta.
Wyciągam zza siedzenia wiadro wódki, które podpalam jak profesjonalnego drinka i wypijam jednym haustem.
Muszę coś ze sobą zrobić, bo ze złości, która z sekundy na sekundę buduje się we mnie coraz mocniej jestem w stanie powystrzelać wszystkie zwierzęta ze sklepu zoologicznego (+sprzedawca). Dodaję gazu i wybieram najbardziej znany ostatnio kierunek. Fryzjer. Bingo.
Już w drodze decyduję ogolić się na łyso, a następnie wybrać na polowanie.
-Ustrzelę na mieście jakieś niewinne dziecko i usmażę na grilu-mówię rozmarzonym głosem. Przypominam sobie jeszcze żeby wstąpić do sklepu po kepucz do mojego planowanego obiadku.
Ten dzień wcale nie musi być taki zły na jaki się zapowiada.

Wrong Direction // 1dOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz