ENJOY!
twitter: #tasteofpoison
tiktok, ig: a.dralewska_autorka
Roxy
– Udam, że tego nie widzę – wymamrotał teatralnie złym tonem Bobby wprost ze swojego klaustrofobicznego biura.
– Nic, a nic, szefie – mruknęłam, w przelocie puszczając mu oczko.
Jakby to powiedzieć, odkąd pamiętam, miałam problem z organizacją swojego czasu. W zarządzaniu byłam okropna, mimo że od jakichś czterech lat przechodziłam szybki kurs dorastania. Zawsze wieczorem, kładąc się do łóżka, obiecywałam sobie, że nastawię budzik, wstanę wcześniej, żeby móc spokojnie się umyć, ubrać, zjeść śniadanie i wypić cudownie mocną i cholernie słodką kawę. Od początku wakacji chciałam wyrobić sobie taki zdrowy nawyk... Tymczasem mamy końcówkę sierpnia, a ja ciągle spałam do ostatniej minuty, napój bogów bez pośpiechu piłam może ze sześć razy i nadal za często używałam suchego szamponu.
Musiałam to w końcu ograniczyć, bo nabawię się jakiegoś łupieżu albo innego cholerstwa.
Niestety, żeby dostać się do szafek pracowniczych, trzeba było minąć biuro Bobby'ego. Jeśli nie był w kuchni, żeby pomagać Jackowi z zamówieniami, to musiał przesiadywać w biurze, zajmując się papierologią. Nie rozumiałam, czemu ten człowiek jeszcze mnie nie zwolnił, mimo że często się spóźniałam. Jednak wolałam nie dociekać: szorowałam podłogę po zamknięciu baru i byłam mu cholernie wdzięczna, że pozwalał mi pracować, mimo zerowego doświadczenia. Potrzebowałam pieniędzy i już nawet ograniczyłam tłuczenie szklanek do maksymalnie dwóch tygodniowo. Jak na mnie to zajebisty wynik.
Otworzyłam szafkę, wyjmując z niej błękitną koszulkę polo z logo baru i czarny fartuszek. Torbę odwiesiłam na małym wieszaczku wewnątrz i szybciutko przebrałam się w pracowniczy mundurek.
– Że on cię jeszcze nie wyjebał, to chyba tylko przez wzgląd na to, że przyciągasz mu tylu klientów. Uznał, że zwolnienie ciebie będzie jeszcze mniej opłacalne niż trzymanie.
Do moich uszu dotarł jadowity głos, ociekający wręcz sarkazmem. Przewróciłam ostentacyjnie oczami i wyjmując włosy zza kołnierzyka, odwróciłam się w stronę, skąd padł parszywy żarcik. Oparty o futrynę drzwi do kuchni i z rękami w kieszeni stał Jack. Cwaniacki uśmieszek zdobił jego łajzowatą twarz, a w oczach błyszczało rozbawienie.
No, nie lubię gnojka!
– Jeśli myślałeś, że ludzie tutaj przychodzą ze względu na twoje steki, to muszę cię rozczarować. – Posłałam mu najbardziej sztuczny uśmiech, na jaki było mnie stać. Włosy związałam w wysoką kitkę, a w tali obwiązałam się taśmą od fartuszka.
– Ale się nauczyłaś szczekać, blondyna! – Zacmokał, mrużąc oczy. – Wolałem cię taką speszoną i niewinną. Zdecydowanie, Stewart.
– Prawie mi cię szkoda, Rodriguez – prychnęłam, wsuwając do kieszonki w czarnym fartuszku telefon i minęłam go, specjalnie trącając ramieniem.
Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, słysząc ciche przekleństwo, które było moim małym zwycięstwem.
Zaczęłam pracę w barze „U Bobby'ego" pod koniec czerwca i to wszystko dzięki Polly. Gdyby nie ona i wolne pół etatu, pewnie nadal musiałabym wieczorami w weekendy opiekować się dzieciakami sąsiadów. Chciałam chociaż trochę odciążyć Richiego finansowo, mimo że toczyły się między nami awantury, dotyczące mojego zatrudnienia. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że utrzymanie domu nie należało do najtańszych inwestycji i chciałam zacząć pomagać. O ile w miarę na spokojnie przyjął argumenty zarabiania na moje własne potrzeby i „widzimisię", tak w kwestii dorzucania się do budżetu domowego był nieugięty. Kiedy zostałam sama w domu, przejrzałam papiery w jego gabinecie i dotarłam do blankietów spłat kredytu. Kłótniami, groźbami i mocnymi sporami ustaliliśmy, że dokładam się chociaż do jedzenia. To nadal niewiele, ale taki układ z moim bratem mogłam wpisać już jako nadludzkie osiągnięcie w liście motywacyjnym.
CZYTASZ
Taste of poison. Dług - WYDANE ✔️
RomanceNa własne życzenie stworzyliśmy sobie sami chaos, który gorliwie próbował nas pochłonąć. Z każdym dniem, godziną, czy minutą spadaliśmy coraz niżej i głębiej, dając się zniszczyć. Ale te odmęty były nasze i były cudowne. Co więcej, nie żałuję ani ch...