dodatek (larry)

1.3K 73 2
                                    

stawiam dzień wcześniej, ale raczej mi wybaczycie hahah. to już całkowity koniec. bajo!

Szatyn szeroko się uśmiechał. Miał już osiemnaście lat, a właściwie dzisiejszego dnia je kończył. Obok stał jego młodszy brat Harry, który zawsze był i jego boku. Brunet był spokojną omegą w całości oddaną mu.

— Louis — jęknął kędzierzawy, kiedy przebierał między ubraniami w swojej garderobie. Nie potrafił się zdecydować pomiędzy swoimi kolorowymi garniturami.

— Co tam, Harreh? — wpadł do pomieszczenia wspomniany alfa. Kiedy zobaczył omegę, od razu wiedział, co się działo. Podszedł do niego, cicho nucąc. Wyjął ładną różową koszulę. — Ta będzie idealna — zapewnił go.

Chłopcy byli zgranym rodzeństwem. No właśnie, tylko rodzeństwem. Nic więcej między nimi nie było, obaj chcieli czegoś, jednak wszystkie morały, które mieli w głowach, nie pozwalały im na to. Ciągnęło ich wilki do siebie niczym lep muchy.

— Jak tam poszukiwania omegi, Lou? — spytał kędzierzawy. Pytanie to zawsze zadawał niechętnie, ale zawsze chciał znać na nie odpowiedź, bo gdyby jakaś się znalazła, to jego celem było szybkie pozbycie się takiej księżniczki czy księcia. Był ogromnie zazdrosny o swojego brata jak cholera.

— Mam jeszcze dużo czasu, nie w głowie mi narazie takie rzeczy — zaśmiał się. Harry odetchnął cicho z niewyobrażalną ulgą. Na prawdę nie chciał widzieć kogokolwiek, kto mógłby się kręcić obok księcia.

Najmłodszy był pewien swoich uczuć. Mógł z łatwością powiedzieć o miłości. Kochał Louisa całym sercem, jednak ograniczało go to, że byli rodzeństwem, a ich związek byłby kazirodztwem, co było niedopuszczające według ich wiary. Jednak z drugiej strony Harry miał mały płomyk nadziei, przecież tylko według dokumentów było spokrewnieni, a żadne więzy krwi nie łączyły z szatynem. Spojrzał na niego, uśmiechając się nikło. Miłość to największa cnota w wierzę. Za to ta nieszczęśliwa jest najbardziej pożądana przez romantyków, to ona miała tak wielkie znaczenie dla wszystkich istot na planecie. Ten stan dodaje danej jednostce ogromnej siły, miłość dodaje skrzydeł. A co ona oznaczała dla zielonookiej omegi? Bezwarunkowe poczucie bezpieczeństwa, miejsce w którym będzie mógł się wypłakać i nie zostanie nigdy oceniony, a dostanie wsparcie. Miejsce, w którym zostanie przytulony, pocałowany w czółko. Miłość dla Harry'ego jednak nie była samym Louisem, byli to też Liam i Zayn, a także jego chrzestny Niall czy rodzice taty. U każdego z nich mógł liczyć na ziarnko wsparcia jak również i pomocy. To cenił sobie nade wszystko kędzierzawy. Nie wyobrażał sobie życia bez tych osób.

Wszyscy wokół wiedzieli o tym, że książę Louis i książę Harry byli swoim przeznaczonymi, oprócz samych zainteresowanych. Sama ta dwójka nawet nie podejmowała z nikim tego tematu, uparcie myśląc, że skoro są rodzeństwem to nie mogą być razem, ponieważ byłoby to niemoralne, nawet nie brali pod uwagę, że przecież Louis był adoptowany, przez co w ogóle nie łączyły ich więzy krwi.

Jednak matka natura zawsze dostaje tego, czego pragnęła. W tym przypadku miało nie być inaczej. Czekała tylko na odpowiedni moment, kiedy któremuś poślizgnie się wilcza łapa i wpadną w jej sidła. Ten moment miał nadejść dzisiaj, los miał to zaplanowane już od dłuższego czasu. Wszystko stało się nagle. Żaden z tej dwójki się nie spodziewał tego.

Harry gwałtownie jęknął, czując niewyobrażalny gorąc, który rozchodził się po całym jego ciele, a z jego dziurki zaczęły sączyć się soki. Natomiast Louis kiedy poczuł ten zapach, poczuł się inaczej, a jego wilk zareagował gwałtownie, wchodząc tym samym również w upał. Nie było szans, by któryś z nich, kiedy wilki przejęły nad nimi kontrolę, powstrzymał się.

— Alfa! — jęknął gardłowo kręconowłosy, podchodząc do szatyna, na niemalże miękkich nogach. Zapach księcia był dla niego strasznie odurzający. — Daj mi swojego knota — warknął cicho, atakując jego wąskie usta, a jego mała śliczna dłoń wślizgnęła się pod eleganckie spodnie przyrodniego brata, drażniąc jego zwód jak i jego wewnętrzną alfę, która w tej chwili zapragnęła rozepchać dziurkę omegi i go oznaczyć.

Tego wieczoru, matka natura zatriumfowała. Dwie połówki zostały połączone w całość. Przeznaczeni byli razem. Louis połączył Harry'ego. Na szyi omegi widniał dumnie znak oznaczenia, a oni spali spełnieni w łóżku. Przez kolejne dni ciągle uprawiając pomiędzy sobą seks.

***

— Nienawidzę cię! — krzyknął potężnie młodszy książę, kiedy skończyła się mu gorączka. Po jego rumianych policzkach spływały ciurkiem łzy. Omega był załamany, teraz już nie będzie miał szansy na szczęście, mimo iż kochał Louisa, sadził, że to było spisane na straty. A teraz? Nie dość, że nikt go nie będzie chciał, to jedyne czym mógł się zadowolić to dziwka swojego starszego brata, ponieważ publicznie nie miało to prawa bytu.

— Harry — powiedział zrozpaczony chłopak. Wziął w objęcia brata, aby mieć pewność, że ten mu nigdzie nie ucieknie. Kochał kędzierzawego jak cholera, jednak to nie miało żadnych szans. — Coś wymyślimy. Będzie dobrze. Obiecuje — zarzekał się, jednak w głębi serca, myślał, że największej obłudy już nie mógł sprawić.

— Nie będzie dobrze! Nikt mnie nie będzie chciał! Skończę jako twoja dziwka na boku — zapłakał w jego nagą pierś, targały nim strasznie różnorodne uczucia.

— Nie mów tak o sobie, proszę. Nie jesteś i nie będziesz dziwką. Jesteś księciem i nic i nikt tego nie zmieni, rozumiesz? — złapał jego twarz w swoje dłonie, kciuki pocierał rumiane poliki, ścierając przy tym łzy. — Mimo wszystko kocham cię najmocniej — szepnął, opierając ich czoła o siebie.

— Ja ciebie też, Loueh — odpowiedział. Żaden jednak nie potraktował tego w romantyczny sposób.

***

Louis w przypływie odwagi udał się do swojego taty. Powiedział mu wszystko po kolei, to dlaczego ominął z bratem swoje urodziny i czym to wszystko się skończyło. Król Liam z spokojem go wysłuchał, przytulając swojego syna, by dać mu wsparcie w wyjawieniu prawdy.

— Co ja mam zrobić? — spytał na koniec swojej wypowiedzi szatyn, patrząc w brązowe oczy swojego ojca, który lata temu wyciągnął go z piekła, którym był Dom Dziecka w Doncaster.

— Daj się temu ponieść. Kochaj go jak jak kocham mamę, a nie jak brata. Daj mu szczęście, Lou. Sobie daj szczęście. Oboje tego przecież pragniecie — poradził mu król, przytulając mocniej. Młodszy alfa cicho westchnął, jego tata jak zwykle miał racje.

— Będzie najszczęśliwszy, tato. Obiecuje ci. Nie będzie żałował tego, co zrobiłem — przyrzekł mu, pośpiesznie wychodząc z pomieszczenia.

Louis zmierzał do Harry'ego. Zawsze wiedział, gdzie młodszy był, to było jak jego szósty zmysł. Wparował gwałtownie do swoich komnat, gdzie na łóżku leżał omega. Spojrzał przestraszony na niego.

— Harry, braciszku — zaczął powoli. Podszedł do łóżka, po chwili kładąc się obok niego. — Spróbujmy być razem. Co się stało, to się nie odstanie, ale nie chcę byś tego żałował lub mnie za to nienawidził. Chcę być powodem twojego szczęścia — wyjawił mu, obiecując też. Loczek spojrzał na niego, szukając w wyrazie twarzy najmniejszego kłamstwa, jednak nie dostrzegł go.

— Dobrze, spróbujmy, Lou — cicho szepnął w jego stronę. Po dłużej chwili, jednak uniósł się, by pochylić się nad alfą i delikatnie pocałować go. Niebieskooki oddał go z ochotą. Całowali się oboje zachłannie. W czasie pocałunku ich dłonie zaczęły błądzić po całym ciele, badając to, co było dla nich wcześniej nieznane, w tym romantycznym sensie.

Louis i Harry znaleźli swoje szczęście, którym byli dla siebie. Po latach zrozumieli, że byli dla siebie pisani i cieszyli się, że tak niespodziewanie wszystko zaszło, bo inaczej skończyli by nieszczęśliwy. Kochali się nawzajem, ciesząc się każdym dniem, który spędzali razem. Po latach obejmując tron po zmarłych rodzicach i żyjąc długo i szczęśliwie.

  Princess or Prince Malik? || ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz