... Zacznijmy tu może od tego, że autor był za leniwy by napisać cokolwiek na temat tego jak grały różne kapele i co odwalił Bakłażan na stole trzymając ręką kufel piwa.
Spędziliśmy cały dzień na tych koncertach. Nie było czego żałować. Kiefy wszyscy mieliśmy się już rozejść wpadłem na genialny pomysł.
- Bakuś, mam plan.
- Wykonasz go sam.
- Przestań mi tu teraz śpiewać reklamy! Słuchaj. Zakradniemy się do namiotu "Kolanami na ryj" i podmienimy im bluzki.
- Ale te ich bluzki mogą mieć wszy, pchły albo co gorsza walić jakimiś spoconymi pachami... Podoba mi się!
- Wiedziałem hehe. Dobra, plan jest prosty. Zakradamy się pod ich namiot, zdejmujemy koszule i wchodzimy tam.
- Tom, uwielbiam te twoje pomysły.
- Im głupszy tym lepszy - Uśmiechnąłem się beztrosko i ruszyliśmy pod ich namiot. Nie było ochrony co nas zaskoczyło. Zdjęliśmy jednym ruchem swoje koszule i niczym gołoklatesi weszliśmy do środka. . . Ale przypał. Byli tam i na nas spojrzeli, a my na nich.
- Heeeej, bo my ten tego... - nie ukrywam, stres był.
Wokalista spojrzał i najwyraźniej jakoś rozpoznał tego śmieszka ze sceny. Uśmiechnął się, a po chwili cała kapela.
- To ty rozbawiłeś naszą publikę - basista wyglądał jak 1:25 do Burgera z serialu "Ja w kapeli". Nerwowo się zaśmiałem.
- Patrzcie, nawet teraz są zjarani. Joe! Ty nadęty werblu, daj nam tego towaru. Gości mamy. - Wokalista był całkiem spoko gość, pokazał ręką byśmy weszli do środka. Nie mogłem uwierzyć, że za chwilę zjaram się razem z moim ulubionym zespołem. Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy nich jak swój ze swoim. Joe to był równy gość, bez słowa dał nam po skręcie. Po chwili doszedł ich gitarzysta. O matko, nie jestem homo, ale ten gość... Dałbym mu mocne 9 na 10. Po chwili jak nie usiadł obok nas to tak rozwalił się na sofie, że zajął by tymi girami dwa stadiony piłkarskie i trzy korty tenisowe.
- No, skoro jesteśmy w komplecie to wypadałoby się przedstawić. Jestem Niko, wokalista i łosiek.
- Łosiek? - Zapytał Bakłażan.
- No tak, lubię rogaty humor.
- Eeee, czym jest rogaty humor?
- to coś jak mocne żarty, które kłują z bólu jak rogi
- Aaaaa.
- A ja to Joe. Zjarany bębniarz i sugar daddy. - prawie parsknąłem jak to powiedział.
- On to sugar daddy, ja to golden mother.
Uśmiechałem się i coraz bardziej wkręcałem w te strony.
- Golden mother Jinny, basista.
- A na mnie mówią "Pachy z pod lady"
Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. Baklażan w sumie też.
- Wy-wybaczcie, ale to jest zabawne. - wytarłem łezkę z oka.
- Jestem Vito, gitarzysta zespołu.
Wszyscy razem zrobiliśmy pierwszego bucha. Mocno weszło już na wstępie.
.
.
.
W tym momencie autor byl zbyt leniwy, żeby cokolwiek dalej kontynuować, a nie chce mu się sprawdzać co było wcześniej po upływie kilku miesięcy od ostatniego rozdziału :P
W skrócie... Wymieniliśmy się koszulkami, zjaraliśmy w trzy dupy i pośpiewaliśmy o smalcu z hasioka. . . Nie pytajcie, byliśmy zjarani.
CZYTASZ
Jak nie jak nie?
HumorKto nie lubi tych słodkich małych lemingów chowających się w lesie jak chomiki w trocinach? THC wystarczy buch do stworzenia czegoś z niczego. Prowadzony styl życia Toma ukazuje jak zmaga się ze swoimi codziennymi problemami, napalonym kuzynem (szko...