Zamieszanie i wzruszenie.

103 9 9
                                    

Jednak zamiast reader, będą skróty [T/I] (Twoje Imię) i [T/N] (Twoje nazwisko).


Pierwsze promyki słońca zaczęły docierać do pokoi, budząc tym samym większość śpiących osób. Łuna światła kreśliła łuki, odbijając się od luster i tworząc całkiem magiczną atmosferę. Jednak szybko poruszająca się kobieca sylwetka, rozproszyła klimat i niemal wpadając w drzwi Dowódcy, wyhamowała. Poprawiła mundur, który jak się okazało leżał w szafie, trochę za duży, ale tym się nie przejmowała i weszła. 

-Oi, Erwin. Skoro na razie prawie nikt nie wie, że tutaj jestem mogłabym wypróbować swoje umiejętności i narobić małe zamieszanie, w jakimś najlepszym oddziale? O ile takowy tutaj jest. - Zapytała szybko, bo jeszcze musiała obudzić Hange i poprosić ją o dyskrecję. 

-Jutro odbędzie się apel, gdzie ogłosimy że jesteś tutaj ty i rekruci ze Wschodu. Nie widzę problemu. Dziś o równej ósmej rano zaczyna się trening Oddziału Specjalnego. Mają w planach sprzęt do trójwymiarowego manewru, w lesie. Więc niezauważalnie masz szansę się sprawdzić. Coś jeszcze? - Odpowiedział, tak jak tego oczekiwała. Pokiwała głową na "nie" i zniknęła za drzwiami, biegnąc do pokoju numer cztery. 

Wpadła do niego, drąc się by okularnica wstała, jednak bez skutku. Widząc to Moblit wstał z łóżka i poszedł się ubrać w mundur do łazienki. Wolał nie przeszkadzać tym dwóm, bo jeszcze mu by się oberwało.  I dobrze zrobił, bo chwilę później usłyszał krzyk żony i wyzwiska względem krótkowłosej. Wyszedł gotowy i zobaczył, że Hanji leży na biurku, a T/I poprawia w spokoju łóżko. Szatynka szybko podniosła się z mebla i zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu. 

-Tej małpie już przekazałam, ale jeszcze Tobie powiem. Nie ma mnie tu, jutro oficjalnie zostanę przedstawiona. Tymczasem udawaj, że mnie tu nie ma i przypominaj jej to. A teraz wybacz, udam się do lasu, by czekać na ten sławny Oddział Specjalny. - Stwierdziła jasnooka i nie czekając na odpowiedź, ruszyła do zbrojowni. Znalazła swój stary, ale nie uszkodzony sprzęt do manewru i szybko go założyła. Niezauważona przez nikogo, zjawiła się w stajni. Oporządziła swoją klacz, po czym pojechała do lasu. Nie zajęło jej to długo. Zeszła ze zwierzęcia i przywiązała ją do jednego z drzew. Przycupnęła na gałęzi i zaczęła rozmyślać. Tak oto spędziła pół godziny.

 Z zadumy wyrwał ją dźwięk, który najpewniej oznaczał rozpoczęcie treningu. Jadąc do obecnego położenia zlokalizowała pięć atrap tytanów, więc nie myśląc długo rzuciła się w wir treningu. Lecąc tak, zauważyła rudowłosą kobietę, która szykowała się do przecięcia karku tytana. Ze spokojnym wyrazem twarzy, krótkowłosa przyspieszyła i gdy ruda miała już zaczynać ciąć, przed nią pojawiła się kręcąca się wokół własnej osi postać.

 Po doskonałym przecięciu karku, zniknęła zostawiając skołowaną i krzyczącą ze strachu dziewczynę. Myślała, że to mógł być kapitan, jednak odrzuciła tę myśl. Pomimo prawie identycznej techniki cięcia, coś jej nie grało. Brak jakiegokolwiek słowa. Zazwyczaj, gdy kapitan tak robił komentował złośliwie jej strach i to, że nie jest czujna. W końcu się ogarnęła i ruszyła dalej, by atakować sztuczne karki. 

W tym samym czasie, krótko ścięty chłopak padł kolejną ofiarą tajemniczej osoby. Po zrobieniu zamieszania, zaczęła się wycofywać. O wiele bardziej czujna. Nie chciała zostać przyłapana przez kogokolwiek. W szczególności kapitana. Chociaż wierzyła, że by mu uciekła. Kilka razy czuła się obserwowana, ale koniec z końców bezpiecznie dotarła do Płotki i do samej siedziby Zwiadowców. 

Odprowadziła klacz do stajni, po czym marszem dotarła do prawie pustej stołówki. No tak, śniadanie jest od szóstej trzydzieści do siódmej trzydzieści. A aktualnie najpewniej była dziewiąta, choć nie miała żadnej pewności. Niestety siedzącą osobom, okazała się Hange, która była zwolniona z obowiązków przez kontuzję ramienia. 

-T/I! Siadaj, opowiadaj jak było. Trzymam dla ciebie porcję, więc się pośpiesz! Nie pytaj tylko proszę, jak ją zdobyłam. - Zaśmiała się kobieta, a stojąca kasztanowłosa w końcu się ruszyła i usiadła obok przyjaciółki. 

-Nie są źli, choć powinni być bardziej czujni. I na miłość boską, nie drzeć się jak opętani. Myślałam, że im coś zrobię! O i dziękuję za posiłek. - Opowiedziała i zaczęła jeść. Hanji parsknęła śmiechem z jej opisu kadetów i życzyła smacznego.

 Wtem do głowy wyższej szatynki wpadł szatański pomysł. W zasadzie dwa. Błysk w oku, zauważyła kończąca konsumować śniadanie szafirowooka. Nie zapytała, bała się co wymyśliła. Resztę wolnego czasu, przegadały o tym, co się działo pod jej nieobecność. Oczywiście niższa nie opowiadała o tym, czemu zniknęła. Jeszcze nie była gotowa. W ciszy doszły do pokoju numer sześć, a tam wznowiły się rozmowy. W końcu wariatka na punkcie tytanów, powiedziała:

- Jutro po apelu będziesz prowadzić za Moblita trening! Erwin już o tym wie i się zgodził. Oczywiście on zastępuje mnie, dopóki się nie wyleczę. Przynajmniej będziemy mieli chwilę dla siebie! 

- Hm, pasuje mi to. Najpewniej przydzielą do Twojego oddziału nowe osoby? W sumie to chciałabym mieć swój oddział. Tylko trochę inny. - Tutaj przerwała, uśmiechając się tajemniczo i zbywając Hanji prostym "Kiedyś się dowiesz". 

-Będę się zbierać. Do zobaczenia później, T/I. Przyniosę Ci obiad i świeże ploteczki! - Krzyknęła okularnica i już jej nie było. Stara, dobra Zoë. Wróć, teraz już Berner. Uśmiechnęła się lekko, po czym wzięła kartkę i węgiel, w celu namalowania amatorskiego obrazu dla młodego małżeństwa. Oddała się temu niemalże całkowicie.

 Gdy miała kończyć tło, z impetem drzwi do jej pokoju zostały otwarte, a w nich stanęła uśmiechnięta okularnica. Wraz z obiadem i filiżanką herbaty. Brązowooka od razu przeniosła wzrok na trzymaną przez nią kartkę. Czterooka od zawsze była emocjonalna, więc teraz płacząc ze wzruszenia, wybiegła z pokoju po Bernera, zostawiając obiad na biurku. Nim zdążyła się obejrzeć, małżeństwo było już w pokoju i oglądali jej pracę. 

Pułkownik Hanji zabroniła młodszej od siebie kobiecie kończyć rysunku. Według niej miałoby to oznaczać, że nie czeka ich najbliższa śmierć i odejdą dopiero na późne lata. Nikt z obecnych osób w pomieszczeniu, nie zamierzał jej zaprzeczać. Gdy para osób skończyła się zachwycać jej pracą, ona zjadła i czekała na te 'plotki'.

-Kapitan Levi mówił o Tobie! W zasadzie to nie wie, że chodzi o Ciebie bo nie wie, że tu jesteś ale jednak! Wspominał coś, o osobie która straszyła jego podopiecznych i o tym, że jeśli to ktoś stąd...To z chęcią by się zmierzył! - Wykrzyczała i zaczęła rechotać. Jednak kilka sekund później, znowu zobaczyli błysk w oku szatynki. Niemal natychmiast wybiegła po raz kolejny, drąc się coś o shipie marzeń. Mężczyzna posłusznie ruszył za szajbuską.  Kasztanowo włosa postanowiła, że jeszcze raz odda się pasji. 


!Pytanie do czytelników!

Wolicie perspektywę pierwszoosobową czy trzecioosobową? 

Levi Ackerman x reader „Kojący śpiew"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz