Rozdział 40

118 10 0
                                    

Byłam tak zaskoczona jego zachowaniem... że nawet w żaden sposób nie zareagowałam. Nasz pocałunek trwał, póki nie przerwał go sam Jeff. Odsunął się ode mnie. Na jego twarzy widniał uśmiech, był widocznie zadowolony z siebie. Co ja wtedy czułam? Nie wiem, nie mam pojęcia. W mojej głowie szalało tysiące myśli, a w sercu tysiące uczuć. Sama bałam się tego, co się dzieje we mnie, i co się dzieje wokół mnie. Stałam więc jak jakiś kołek, podczas gdy Jeff podrzucił w górę nóż, który mi zabrał, złapał go i zwinnie obrócił w dłoniach. Całą uwagę skupił na chwilę na tej broni, ale gdy ją złapał, znów spojrzał na mnie.

- A to już zależy od ciebie - powiedział. Z jego twarzy nie znikał uśmiech.

- Nie rozumiem - powiedziałam. Nie rozumiałam wszystkiego, a najbardziej tego, dlaczego w ogóle nie reaguję na to, co się przed chwilą stało. Dlaczego tego nie przerwałam? Dlaczego tego nie kontynuujemy? - pomyślałam. Jak widać, przez głowę przelatywały mi naprawdę różne myśli.

- A czego tu nie rozumieć? - spytał zaskoczony Jeff. - Ty uważasz, że spotkało cię nieszczęście. Albo kilka nieszczęść. Ale! Możesz to przekuć w szczęście. Może to jest szansa od losu? - dodał.

- Jaka znowu szansa?! - zawołałam.

- Możesz być wolna! Nie obowiązują cię już nudne zasady rządzące równie nudnym społeczeństwem! I możesz stosować trochę bardziej...niekonwencjonalne metody podczas konfliktów, na przykład ze swoimi wrogami. A, jak oboje wiemy, kilku ich masz i należałaby im się jakaś nauczka - stwierdził. Potrzebowałam chwili, aby przetrawić wszystko to, co mi właśnie powiedział. Powoli docierało do mnie, że... pod pewnymi względami miał chyba rację. Pomyślałam o moich "wrogach". Zawsze starałam się ich po prostu ignorować, licząc na to, że po prostu mi w końcu odpuszczą. Tak samo ignorowałam fakt, że nienawidzili mnie za to, jaka się urodziłam i kim byłam. A jaka w tym była moja wina? Żadna! Nienawidzili mnie za coś, w czym nie było mojej winy, nienawidzili mnie "bo tak" i liczyło się dla nich tylko to, aby sprawić sobie przyjemność, moim kosztem. A mój sposób "walki" z nimi nie zadziałał. Ignorowanie ich nie sprawiło, że dali mi spokój. Byli jeszcze jednym powodem, dla którego mogłam się czuć w tej chwili nieszczęśliwa i zła. - Myślę, że wiesz, o kim mówię - kontynuował Jeff. - Teraz możesz całą tą sprawę załatwić - dodał. Jego słowa coraz bardziej mnie ciekawiły.

- Niby jak? - spytałam.

- To nie oczywiste? Jeśli nie, to może coś ci najpierw uświadomię. Zakładam, że kiedy Nina the Killer zjawiła się w twoim domu, zrobiła tam istną masakrę. Zniszczyła tym samym twoje idealne, sielankowe życie. I do tego chciała ci to życie odebrać. Jak rozwiązałaś ten problem? Zabiłaś ją! To najlepszy sposób! Zemsta i bezpieczeństwo zarazem! Zemściłaś się na Ninie the Killer, można by powiedzieć, że pomściłaś swoich rodziców. A do tego, zabijając ją, zapewniłaś sobie bezpieczeństwo. Ona już nic ci nie zrobi, nie grozi ci nic z jej strony - powiedział Jeff. Z uwagą słuchałam tego, co miał mi do powiedzenia. Choć z trudem było mi to przyznać, to...

- Chyba masz rację - powiedziałam cicho.

- Zawsze mam rację! - zawołał. Następnie przysunął się do mnie i pocałował mnie ponownie, ale tym razem niemal od razu znów się odsunął. I tym razem byłam już w stanie jakoś zareagować.

- Ej! - zawołałam oburzona.

- Co?

- Nie pozwalaj sobie! - odparłam.

- Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało - stwierdził.

- Tak, ale... - zamilkłam, bo nie wiedziałam, co mam dalej powiedzieć. W tym czasie Jeff znów się do mnie zbliżył.

Nie będę Niną the KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz