Rozdział 20

184 16 2
                                    

-Może to zły pomysł?-spytałam.

-Co masz na myśli?-zapytał Jeff, spoglądając na mnie przez ramię.

-No...czy powinniśmy tam iść i w ogóle...-odparłam cicho i niepewnie.

-Nie ma innej opcji-powiedział Jeff, w ten sposób ucinając wszelkie moje protesty. Nieubłaganie zbliżaliśmy się do tej Willi. O dziwo, dookoła panowała cisza. Dopiero kiedy zbliżyliśmy się do Rezydencji, drzwi wejściowe otworzyły się z impetem i wybiegła stamtąd dwójka wysokich, czarno-białych postaci o dość specyficznym wyglądzie. Jedną z nich już kojarzyłam, był to Laughinh Jack. Kim była ta druga, nie miałam pojęcia, ale była strasznie podobna do Jack'a. Z domu wybiegła niemal w podskokach, ale na nasz widok zatrzymała się zaskoczona.

-A to kto? Nowa przyjaciółka? Do zabawy? Chcesz się z nami pobawić?-spytała z uśmiechem, po czym pochyliła się nad Jeffem i zaczęła głośno śmiać. Jack w tym czasie podszedł do nas.

-Nie. Żadnych zabaw. Idźcie się pobawić z jakimiś dziećmi, powyrywajcie im jelita czy coś-odparł Jeff.

-Dziwna rzecz, właśnie to zamierzamy teraz zrobić-ponownie zaśmiała się dziewczyna.

-Jasnowidzka?-dodała po chwili.

-Nie, po prostu wiem, że to wasze główne zajęcie-odparł chłopak.

-Naprawdę? Ciekawe skąd?-spytał Jack.

-Ptaszki mi wyćwierkały! A teraz zostawcie nas w spokoju, mamy ważną rzecz do załatwienia!-zawołał Jeff i minął obie postaci. Miałam do wyboru iść z nim albo zostać z tamtą dwójką. A tamta dwójka nie wyglądała raczej zbyt przyjaźnie, więc ostatecznie poszłam ze Jeffem. Kiedy weszliśmy do środka, uderzyła mnie panująca w domu cisza. Serio, było cicho jak w bibliotece, albo nawet ciszej.

-Gdzie są...oni wszyscy?-zapytałam niepewnie.

-Też bym chciał to wiedzieć, ale to nie nasza sprawa. Chodźmy czym prędzej załatwić to, po co tu przyszliśmy-odparł Jeff.

-Ok-wykrztusiłam z siebie niepewnie, rozglądając się uważnie na boki. Spodziewałam się, że w przedpokoju na wieszakach dla kurtek będą wisieć jakieś narzędzia tortur, a z żyrandoli zwisać będą ludzkie jelita, ale o dziwo nigdzie nie było widać żadnych ciał, żadnej krwi i żadnych niebezpiecznych broni. Z kolei zagadka, gdzie wszyscy się podziali i co się dzieje, szybko się wyjaśniła. Idąc w stronę gabinetu Slendermana, musieliśmy przejść obok salonu, z którego dochodziły odgłosy rozmów. A nad tym wszystkim górował głos z telewizora.

-Na razie nie znamy więcej szczegółów dotyczących ucieczki Niny Hopkins z zakładu psychiatrycznego w Canzie. Policja zapewnia jednak, że nie ma powodów do niepokoju, gdyż wysłano kilkadziesiąt wozów i funkcjonariuszy, którzy mają za zadanie przeszukać teren w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Władze zapewniają, że zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby złapać uciekinierkę i że nastąpi to jak najszybciej. Jest to w tej chwili ich głównym priorytetem. Oby dotrzymali danego nam słowa i to lepiej, niż ostatnio. Miejmy nadzieję, że Ninie Hopkins rzeczywiście nie udało się daleko zbiec i niedługo już wróci do szpitala psychiatrycznego, gdzie jej miejsce...-głos cichnął, w miarę jak oddalaliśmy się od jego źródła.

-Kim jest Nina Hopkins? Coś mi się kojarzy chyba...-spytałam niepewnie.

-Nina to jest ktoś, o kim zdecydowanie nie mam ochoty rozmawiać-uciął Jeff. Z chwili na chwilę tylko bardziej go denerwowałam, więc na wszelki wypadek postanowiłam się już więcej nie odzywać, przynajmniej dopóki nie znajdziemy się u Slendermana. Bo denerwowanie jedynej osoby, dzięki której jestem w stanie jakoś odnaleźć się wśród bandy morderców, raczej nie byłoby dobrym pomysłem. Oczywiście droga do owej istoty, która miała nam pomóc, nie mogła być dalej zbyt łatwa. Najpierw natknęliśmy się jeszcze na przerażającą według mnie dziewczynę, która zamiast jednego oka miała zegarek. Całe szczęście nie rozmawialiśmy z nią długo. Nie miałam w ogóle najmniejszej ochoty rozmawiać tutaj z kimkolwiek, co jest chyba zrozumiałe. Jednakże w pewnym momencie usłyszałam odgłosy biegania, dochodzące z jednego z pomieszczeń, a potem dziecięcy śmiech.

Nie będę Niną the KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz