Rozdział 1

9.3K 938 632
                                    

*Rozdział tak na przerwanie ciszy na moim profilu, start ogólny dopiero przed kwietniem :)x


Royce

Marzec

Kobieta jest jak róża; na to ma kolce, aby je owijać płatkami."
Julian Tuwim

Bębniłem palcami w metalowy parapet, wybijając rytm piosenki, która leciała kilka minut temu w studio i paliłem papierosa. Dym wypełniał moje płuca, by za moment rozpuścić się w powietrzu razem z toksynami, które przebiegły maraton po moich płucach.

Byłem zmęczony dzisiejszym dniem. Od dziesiątej, czyli od godziny otwarcia studio, do teraz, czyli do dwudziestej pierwszej, zaliczyłem trzy sesje. Dwa covery były w porządku, prosta robota zarówno u pierwszego klienta, który chciał wytatuować sobie czarną opaskę wokół nadgarstka, by zakryć imię swojej byłej, jak i u drugiego, który zapragnął zamienić pająka w czarne serce na ramieniu. Trzecia klientka, którą była nadmiernie gadatliwa kobieta po pięćdziesiątce... Wykończyła mnie do cna. Chciała upamiętnić swojego męża, więc zaproponowała zdjęcie z dowodu, które miałbym przenieść na jej przedramię. Odmówiłem, rzecz jasna, bo nie wykonuję portretów. Zdenerwowała się, rzucając mi w twarz, że jestem nieprofesjonalny i wyszła, by za piętnaście minut wrócić z innym zdjęciem. Zeszło nam tak sześć razy zanim zrozumiała, że nie wytatuuję jej cholernego portretu. Stanęliśmy więc na prostym owalu twarzy, który odbiłem ze zdjęcia oraz charakterystycznym, podkręconym wąsie i włosach, które miał jedynie na skroniach. Do tego okulary w okrągłych, grubych oprawkach i klientka była wniebowzięta.

Lubiłem pracować w studio, ale nienawidziłem klientów, którym nie zamykały się gęby. Wampiry energetyczne sprawiały, że moja głowa pękała. Lubiłem ciszę przerywaną płynącą wodą lub szumem drzew, nic więcej nie sprawiało mi przyjemności. No, może jeszcze psy. I moja matka, która zawsze była przygotowana na to, że jeden z jej synów przyjedzie tylko po to, by zjeść jedną z jej słynnych tart.

Drzwi po mojej prawej otworzyły się z impetem i wyszła przez nie wytatuowana od stóp aż po szyję Esther, moja pracownica. Wyciągnęła paczkę fajek i zapalniczkę, by moment później zaciągnąć się nikotyną z głośnym jękiem. Spojrzała na mnie dopiero po spaleniu połowy.

— Wygląda szef jak gówno — pochwaliła mnie gorzko.

Byłem ubrany w długą koszulkę z rękawem do nadgarstka. Nadruk przedstawiał kolorowe doodle, które zaprojektowała żona mojego brata wraz z dziećmi. Była zmięta i poplamiona tuszem, ale lubiłem w niej pracować. Do tego miałem na sobie czarne dresy z zwężanymi nogawkami, beanie zakrywającą moje za długie już włosy i niezasznurowane trapery. Nie wyspałem się, to prawda, ale nie czułem się jak gówno. Dzisiaj wyjątkowo byłem po prostu zmęczony trajkoczącą pięćdziesięciolatką, której zmarł mąż.

— Dzięki Est, to pocieszające — mruknąłem, zgniatając końcówkę papierosa pod butem. — Możemy już zamykać?

— Nie, jeszcze jedna klientka na dzisiaj.

O zgrozo, byle nie chciała mnie zmusić do portretu.

— Jakiś konkret podała?

— Czarna róża między piersiami. Ma być niewielka więc powinieneś się z nią szybko uwinąć.

— Jasne, przygotowałaś stanowisko?

— Proste, że tak, szefie.

Esther była moją asystentką od chwili, gdy otworzyłem drzwi mojego salonu. Przychodziła codziennie by patrzeć na zmiany, które działy się w budynku. Kilka razy mnie zaczepiała, ale miałem w zwyczaju olewać nieznajomych. Jednak ona nie odpuściła i gdy tylko zmieniłem tabliczkę z „zamknięte" na „otwarte", podsunęła mi pod nos CV.

Scars #1: Blizny zapisane na skórze - 24.08 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz