Rozdział 34

1.1K 131 80
                                    

Nie wiem, jak wygląda wasza tolerancja brutalnego opisu, ale mam nadzieję, że nikogo nie osłabiłam. Miłego czytania Kochani!

Poczułem jak wszystkie mięśnie mi się napinają, a gardło zaciska tak, że nie potrafiłem wziąć wdechu.

Zginę tu. Zastrzelą mnie jeszcze zanim dotrę do Aleksa. Mogłem zakraść się z większą gracją. Byłbym jak baletnica na polu minowym.

Chciałem się zakraść, tak by nikt nie mnie nie zauważył, ale jak zawsze mnie poniosło i się zapędziłem.

Podniosłem powoli ręce do góry, próbując wyczaić wszystkich Białorusinów poukrywanych wokół. Nie wątpiłem, że jestem obserwowany przez przynajmniej pół jednostki gangowej, czyli dwunastu skurwysynów. Wyczaiłem kilku na dachach domków działkowych i dwóch za płotem.

Nie wiedziałem, jak się zachować. Przez moje najmniejsze drgnięcie mogli mnie zastrzelić. Nic też do mnie nie krzyczeli, więc nie wiedziałem na co czekają i dlaczego od razu nie posłali mi kulki w serce.

I właśnie wtedy jeden z czerwonych laserów drgnął o kilka milimetrów w górę, co spowodowało odbicie światła o mój naszyjnik. Krzyżyk od Teodora. Krzyżyk, który miał mi zapewnić bezpieczeństwo.

I właśnie tego dokonał.

Jeden z nich krzyknął coś po białorusku i niespodziewanie, czerwone kropki zniknęły. Zdezorientowany i całkowicie sparaliżowany nie poruszyłem się. Widziałem, jak chowają broń i jeden z nich, ten na dachu najbliżej mnie posyła mi paskudny uśmiech, jakby czekało mnie zaraz coś gorszego.

Co w sumie nie za bardzo bym mnie zaskoczyło.

Powoli opuściłem ręce i kątem oka zerknąłem na Zeusa. On również nie miał czerwonych kropek na swojej sierści. Jednak nadal był najeżony i warczał szczerząc swoje kły. Wyczuwał niebezpieczeństwo.

Minęło parę sekund w całkowitej ciszy. Nikt się nie poruszył. Ani ja, ani oni. Byłem niemalże pewny, że na coś czekamy. I właśnie, po prawie minucie takiego bezruchu, z metalowej puszki, w której miał się znajdować Aleks, wyszedł jakiś facet.

Był mężczyzną po czterdziestce, z tak samo poszarpaną twarzą od blizn jak moja. Uśmiechnął się do mnie szeroko, jakbyśmy byli starymi znajomymi i rozłożył ramiona w powitalnym geście.

- Witam! Zapraszam do zabawy!

Powiedział to z tak silnym akcentem, że doskonale wiedziałem, z kim mam do czynienia. Ale, ku mojemu zaskoczeniu, na tym się skończyło. Nie powiedział nic więcej, żadnych wyjaśnień ani nic. Przywitał się i zaraz się obrócił, by pomaszerować do swoich kumpli z gangu.

Zapowiadało się jeszcze gorzej niż przypuszczałem.

Rozejrzałem się, nadal się nie decydując na ruch. Wszyscy się we mnie wgapiali, jakbym był małpą, która zaraz miała wykonać swój popisowy numer w cyrku. Zerkając na snajperów na dachach, uświadomiłem sobie, że snajperowi nie może drgnąć ręka. To nierealne. On umyślnie przesunął laser by sprawdzić, czy mam na sobie naszyjnik. Dar Teodora, tak jak mówił wiele miesięcy temu, uratuje mi życie. Posiadanie tego symbolu powiązanego z Rodziną był znakiem dla gangu, że mają mnie wpuścić. I prawdopodobnie czeka mnie coś gorszego niż śmierć przez zastrzelenie.

Wziąłem głęboki wdech. Pewnie wszedłem w jakąś chorą zabawę, której scenariusz napisał Absolut. Widziałem, że wszyscy chcą bym wbiegł do tej chaty działkowej. Mimo odczuwania strachu, na to co mnie może czekać w środku, ruszyłem. Niemalże sprintem przebiegłem cały odcinek dzielący mnie do spróchniałych drzwi. Nie odwracałam się za siebie, nie patrzyłem na twarze porywaczy i katów Aleksa. Wpadłem do ponurego środka i przymknąłem za sobą drzwi.

Absolut 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz