Rozdział 48 cz.2

1K 127 60
                                    


Nie zaniepokoiły mnie jego słowa, raczej zirytowały. Był irytująco pewny siebie. Wiedziałem, że jestem na przegranej pozycji, ale chyba zapomniał, że mi nie zdołał wyprać mózgu i nie będę robić, co mu się podoba.

— Dobrze wiesz, że nie będę współpracować — warknąłem zastanawiając się, co jest z nim dokładnie nie tak. Oczywiście oprócz tego, że jest psychopatą z kompleksem Boga.

— Oczywiście, że wiem. — Przewrócił oczami, jakbym powiedział coś głupiego.

Nie ważne, w jakiej sytuacji życiowej się znajdę, zawsze wyjdę na idiotę. Cudownie.

— Wiesz, co — powiedziałem, odganiając od siebie myśli, że to ja wychodzę w tej rozmowie na nienormalnego. — Możesz mi kontynuować wyjaśnienia? Nie rozumiem cię. Kompletnie nie wiem, po co ta cała sytuacja się w ogóle działa. Po chuja te wszystkie dziwne poszlaki z metaforami i symbolami?

Uśmiechnął się do mnie pięknie, nie jak psychopata tylko dziecko, które zostało zapytane o wyrecytowanie ulubionego wierszyku.

Chciałem go udusić.

— Stwierdziłem, że to ciekawe — powiedział po prostu.

Niedowierzałem w jego słowa. Po prostu nie wierzyłem ż eto się dzieje. Te anioły, wysadzenie basenu, symbole i wskazówki. „Po prostu ciekawe"...

— Jezu... — szepnąłem nie wiedząc, co ze sobą zrobić i jak się zachować.

Oczekiwałem naprawdę wszystkiego, ale nie tego.

— Właśnie. — Kiwnął głową. — Robiłem wszystko w imieniu Boga. Myślisz, że tak po prostu miałem wyjść bezpośrednio z ukrycia? Nie tylko to niebezpieczne, ale i nudne.

— Naprawdę? — dopytałem nadal nie wierząc w to, co mówi.

— Oczywiście. Zresztą śmierć twojego kolegi miała być bardziej majestatyczna, dlatego zatrudniłem Białorusinów. Nie było trudno się dowiedzieć, kto może ci najbardziej zaszkodzić i kogo się obawiasz. Mam dalekie zasięgi.

Poczułem jak drga mi powieka, ale nie chciałem dać się sprowokować. W najlepszym razie odbiłbym się od szyby jak mucha. Nie rozumiałem, jak można kogoś tak bardzo nienawidzić. Teodor rozmawiał z Aleksem tylko raz w życiu. I to do tego tylko się przedstawili sobie.

Teodor nadal stał blisko szyby i przyglądał mi się. Jakby obserwował złapanego motyla w słoiku. Duma i satysfakcja aż od niego biła.

— Te laleczki... — zacząłem chcąc odgonić od siebie natrętne myśli.

— To było ostrzeżenie. Widziałem wasze raporty, dobrze wpadliście, że ty jesteś bezpieczny, a ON jest zagrożony.

Zwróciłem uwagę nie tylko na to, że miał dostęp do poufnych dokumentów, ale że ani razu nie wymówił imienia Aleksandra. Czy jego nienawiść sięgała aż tak daleko?

— Masz więcej ludzi na komisariacie niż Brzoza, prawda?

— Jasne. — Wzruszył ramionami i zdjął sobie koloratkę, jakby go uwierała. — Dawałem wam wiele ostrzeżeń, ale jak na złość byliście ze sobą coraz bliżej, a nie dalej.

— Okej, metafory, symbole. Nadzieja, że je ogarnę. — Chciałem dać mu do zrozumienia, jak bez sensu i ryzykowne to było.

— Sprawdziłem cię. — Nie przestawał się uśmiechać. — Miałeś taką matkę, że byłbym zaskoczony, jakbyś ich nie zrozumiał.

Znów się najeżyłem. Czułem, jakby powoli wciskał mi szpili w serce. Jak nie Wiktoria, to Aleks, a teraz wspomina moją matkę. Wiedział gdzie uderzyć, by mnie wyprowadzić z równowagi.

Absolut 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz