Rozdział 39

1.1K 127 31
                                    

— Naprawdę nie sądzę, by to był dobry pomysł – powiedziałem, patrząc sceptycznie na Aleksa. – Nie, to na pewno zły pomysł. 

— Dlaczego?

— No nie wiem – sarknąłem – dwa dni temu prawie zostałeś zamordowany, a teraz chcesz iść sobie pobiegać po parku!

— Sądzę, że trochę dramatyzujesz. – Machnął ręką zdeterminowany. – Absolut został złapany. Co mi grozi?

— Sekta? – zacząłem coraz bardziej zirytowany. – Nadal wolni Białorusini? Inni wynajęci psychopaci przez Babutę?

— Apollo – westchnął. – Nie mogę siedzieć cały czas w domu. Długo nie biegałem, nie dobrze mi już. Poza tym, przytyłem już dwa kilogramy.

— Tak, to faktycznie tragedia – warknąłem.

Julian siedzący obok mnie, chichotał rozbawiony naszą kłótnię, pochłaniając kanapki. Cieszyłem się, bo w końcu zaczął jeść w normalnych ilościach.

— Wyglądasz spoko. Chcesz wiedzieć ile ja przytyłam? – wtrącił się Pączuś.

— Nie, naprawdę nie trzeba – odpowiedział jej trochę podirytowany Aleks.

I tak przez cały ranek i południe. Aleks próbował mnie przekonać, żebym nie negował jego wyjścia na jogging. Twierdził, że potrzebuje tego jak oddychania i nawet wysunął argument, że bieganie jest dla niego tak samo ważne jak dla mnie pływanie. I niemal dzięki temu argumentu się zgodziłem, ale zaraz się zreflektowałem i stwierdziłem, że skoro ja nie chodzę na basen, to i on nie idzie biegać.

Łaził za mną w stroju do biegania i wysuwał co chwilę inny argument. Byłem szczerze pod wrażeniem, ile ich on ma. Jednak skończyło się na tym, że w swoich treningowych legginsach, usiadł na kanapie cały naburmuszony.

Wiedziałem jak ważne jest dla niego bieganie, naprawdę. Kochał to, odstresowało go to zawsze i robił to niemalże, co wieczór. Jednak po tym co się stało, nie chciałem go samego puścić. Nie dopóki sekta nie została całkowicie rozbita, a Białorusini nadal kręcą się gdzieś w mieście. Wolałem dmuchać na zimne. I nawet częste patrole w tej okolicy wcale mnie nie uspokajały.

Właściwie to myślałem o jednej rzeczy. Planie, który już od dawna siedzi mi w głowie i żałowałem, że nie wprowadziłem go w życie wcześniej.

— Nie chcielibyście wszyscy pojechać sobie na wakacje? – zacząłem z wolna, podczas wspólnego obiadu.

Niemalże wszyscy przestali jeść i spojrzeli na mnie tak jakby doskonale wiedzieli co mam na myśli zadając to pytanie. Zagryzłem wargę zdenerwowany, naprawdę wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa. Ale nie przypuszczałem ile stresu wraz z tym poczuję.

— Mógłbyś rozwinąć myśl Apollo? – zapytała rzeczowo Magda, patrząc na mnie tym swoim surowym, prawniczym spojrzeniem.

— Cóż – zacząłem wolno, składając swoje rozbiegane myśli w jedną całość. – Pomyślałem, że skoro każdy ma teraz wolne, no i wydaje się, że już nam nic nie grozi, to można wyjechać. Myślałem o tym gospodarstwie twojej rodziny za Poznaniem, Pączuś. A jeśli nie chcecie, to może Włochy? Co sądzicie? Możecie wybrać jakiekolwiek miejsce.

— Szczecin – powiedziała ponuro Magda, patrząc mi prosto w oczy.

Nie podzielała mojego niepokoju ani planu, który był dla mnie bardzo ważny.

— Wiedziałem! Tylko czekałem na ten durny pomysł. – Zwrócił się do mnie Aleks, odwracając się przodem do mnie.

Wyglądał na zirytowanego. Mogłem się domyślić, że już dawno mnie przejrzał. Wiedział przecież jak patrzę na bilety lotnicze. Sam byłem wtedy zaskoczony, że o nic nie pytał.

Absolut 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz