Spadające gwiazdy

765 33 13
                                    

Siedziała tam. Taka piękna, włosy owiewające twarz, oliwkowa cera, szmaragdowe oczy. Taka zamyślona i dostojna. Z gracją podpierająca się na dużym kamieniu, lekko kołysząc nogami w rytm fal, muskając je czubkami bosych stóp.

 Było kilkanaście minut do północy, czasu kiedy trzeba było zadzwonić dzwonkiem na szczycie latarni morskiej. Warren przyszedł na wybrzeże po to, aby oczyścić myśli, jeszcze jeden raz spojrzeć w gwiazdy przed swoją niechybną śmiercią. Bo ta misja nie mogła się powieść. Przynajmniej zadadzą cios demonom. Przerzedzą ich szeregi, zanim te podbiją świat.

 Ale teraz jedyne co chciał obserwować, była ta piękna istota przy brzegu. Nie mógł oderwać od niej oczu. Nie umiał określić jej jednym słowem, była równocześnie dzika, drapieżna jak i łagodna. Jej oczy czasem posyłały sztylety, a czasem delikatne motylki, muskające serce jak pocałunki. 

Gdy zobaczył ją po raz pierwszy, zauroczył się w niej. Ale to było tylko powierzchowne. Dopiero z czasem jego uczucia stały się głębsze, prawdziwsze. Bardziej realne. Dlatego że ją poznał. Prawdziwą ją, to co naprawdę miała w środku, a nie to, co pokazywała innym z zewnątrz.

 Chyba tylko jemu pokazała co właściwie drzemie w jej duszy.

 I to go tak przyciągało. Zawsze otaczała ją aura niewyjaśnionych tajemnic, skrzętnie schowanych przed widokiem innych. Ale gdy przebywali razem, pozwalała masce ześlizgnąć się, ukazując jej hipnotyzujące wnętrze. 

Warren zauważył, że stoi, zapadając się w półsuchym piasku, i gapi się w plecy Vanessy. Chyba jeszcze go nie zauważyła, co go nie zdziwiło, bo dzieliło ich w tym momencie około stu metrów piachu. 

Wahał się. Nie wiedział, czy podejść, czy nie. Może Vanessa chce być sama? A może potrzebuje towarzystwa? Nie wiedział. I to było frustrujące. Ona też pewnie miała świadomość widma śmierci, czyhającego na nich na bezbrzeżnej wyspie. A jeśli śmierć nie jest dołująca, to on już nie wiedział co mogłoby być. 

Wreszcie przełamał się, i cichym, równym krokiem udał się w stronę narkobliksa, jego stopy odbijające się na coraz bardziej wilgotnym piasku. Specjalnie nie zrobił tego bardzo cicho, żeby powiadomić kobietę o jego obecności. 

- Mogę się dosiąść? 

Otrzymał kiwnięcie głową. Ostrożnie dosiadł się do Vanessy, uważając, żeby jej nie dotknąć. Nie chciał, żeby go odtrąciła. Wolał, żeby to ona ustaliła, jaki duży będzie ich fizyczny kontakt.

Narkobliks przysunął się do niego, i położył głowę na ramieniu Warrena, splatając ich palce razem. Mężczyzna czuł przyjemne uczucie drugiego ciała obok niego. Teraz wyglądali niemal jak dwa posplatane z sobą cienie, czuwając nad linią wody.

- Gwiazdy są dzisiaj piękne, nie sądzisz? - Zaryzykował, przerywając ciszę. 

Ale ty jesteś piękniejsza - dopowiedzał w myślach. Niestety nie mógł powiedzieć czegoś takiego na głos. Nie mógł zaryzykować ich przyjaźni.

- Prawda, są.... Wiesz, że kilka minut temu zobaczyłam spadającą gwiazdę? Może jeszcze jakieś będą?

- Może.... - odparł zdawkowo, nie chcąc niszczyć przyjemnej ciszy.

Obaj umilkli, świdrując gwiazdy wzrokiem, każde nieświadomie myśląc o tym drugim.

Gwiazdy świeciły, morze szumiało, wiatr lekko szeleścił. 

Było ciepło, jak na tą porę nocy, ale oboje i tak do siebie lgnęli.

Próbowali przebić kurtynę nocnego nieba upstronym gwiazdami wzrokiem, szukając spadających gwiazd, a światło książyca ukośnie padało na ich twarze, nadając im wyglądu eterycznych, pozaziemskich istot.

- Patrz, tam! - Oznajmiła podekscytowana Vanessa, wskazując palcem lekko na prawo.

Idąc wzrokiem za wzrokiem narkobliksa, popatrzył w górę i zobaczył nie jedną, ale dwie spadające gwiazdy. Szybkie smugi leciały prawie równolegle do linii wody, lekko w dół.

Wyglądały jak świetliste łzy.

Jak perły na naszyjniku.

Jak porcelana.

Po prostu jak czyste światło.

Chociaż to ostatnie nie powinno dziwić, bo gwiazdy czystym światłem.


Obaj wypowiedzieli w myślach to samo, jedno życzenie, skierowane do towarzysza.

Pokochaj mnie.


---------------

Jest one shot, był pisany przez pół dnia. Jest prawie 600 słów. Myślę, że pomysł na tego one shota był niezły, ale czuję że go zepsułam. Nie do końca mnie usatysfakcjonowało to, jak to napisałam. Lubicie to moje paplanie na końcu każdego rozdziału?  Jeśli nie, to napiszcie. Ja po prostu lubię to, mogę zadać Wam jakieś pytanie, albo powidomić o nexcie, żebyście nie musieli pisać w komentarzach. A! Wiem o czym zapomniałam! Wiecie że premiera czwartej części Smoczej Straży będzie 19 maja?!

Autorka~



Oneshoty - BaśniobórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz