Rozdział 9

110 14 6
                                    

Nie wiem o co chodzi. Opublikowałam ten rozdział, a wyświetla mi jako projekt. Ktoś wie co się dzieje?

Oddalaliśmy się od Beacon Hills. Z każdą chwilą byliśmy coraz dalej. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy chciałam wrócić do wielkiego miasta nie wiedziałabym co na nie odpowiedzieć. Z jednej strony chciało mi się płakać, bo opuszczałam rodzinę i przyjaciół. Z drugiej strony cieszyłam się, że nie muszę się martwić o tatę, Iana, wujka Henry'ego i resztę moich znajomych.
Już zaczęłam tęsknić za Max'em i Rose, kuchnią mamy, pomysłami Scotta i Brett'em.

- Jak się bawiłaś?- spytał tata nie odrywając wzroku od drogi.

-Było dobrze, jak zawsze. Miałam wziąć udział w konkursie z matmy.- odpowiedziałam.

-A jak z twoim problemie?- zapytał z troską. Właśnie to sprawiało, że nie chciałam wracać do domu.

-Było dobrze. Ani śladu po problemie. Nawet nie musiałam brać leków.- uśmiechnęłam się delikatnie.

-Ian zdążył się stęsknić. Codziennie przychodził i pytał kiedy cię przywiozę- zaśmiał się.- Dla odmiany przed moim wyjazdem przyszedł też Daniel. Nie przeszkadza mi, ale nie widzę was razem.

-Też nas razem nie widzę.- odpowiedziałam.

W San Francisco trzymałam się małej grupki znajomych. Jednym z nich był właśnie Daniel. Według Iana i taty coś do mnie czuje. Jakoś tego nie widzę.

- Co u Bretta? W końcu po roku magicznie wrócił do żywych.- tata uśmiechnął się delikatnie.

-Wszystko dobrze. Po kilku przeprowadzkach postanowił zostać w Beacon Hills. Kupił dom w spokojnej dzielnicy i ma jakąś pracę.- odwzajemniłam uśmiech taty mimo tego, że w środku chciało mi się płakać. Dopiero odzyskałam Bretta i znów go straciłam.

-Może kiedyś zaprosisz do nas Rose i Maxa? Co ty na to?- zdzwiwiona spojrzałam na tatę.

-Może w wakacje- odpowiedziałam opierając głowę o szybę. Zasnęłam.

Obudziłam się w środku lasu. Zaraz! Znałam to miejsce. To była droga na polanę, na którą chodziłam z Brettem. Co ja tam robiłam? Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było w pobliżu. Przynajmniej tak mi się wydawało do momentu, gdy usłyszałam trzaskające gałęzie gdzieś za mną. Sięgnęłam do kieszeni i przeraziłam się, gdy nie poczułam na na jego miejscu.

-Tego szukasz- usłyszałam męski głos, a po chwili nóż wylądował pod moimi stopami- I jak? Powiedzieli ci?

-Kto tam jest?- zapytałam nie zmieniając pozycji. Przypomniałam sobie wszystkie słowa taty. Jeżeli przeciwnik rzuci twoją broń pod twoje nogi to może być podstęp.

Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam jego. To był ten mężczyzna, którego widzę na każdym kroku w San Francisco. To przez niego dostaję ataków paniki i muszę brać leki na uspokojenie. To był ten wysoki, szczupły mężczyzna w średnim wieku. Jego włosy w kolorze jasnego blondu zawsze dopasowywały się do niebieskich oczu, które tym razem przybrały kolor krwistej czerwieni. On mógł być wilkołakiem tak jak Scott!

Tajemnica//Teen WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz