Ucieczka

280 27 6
                                    

Nie mieliśmy nawet szansy na ucieczkę. Było ich wielu...za wielu. Rozprzestrzeniali się bardzo szybko po całym budynku. W jednej chwili zrozumiałem co się dzieję, a w kolejnej już jeden z żołnierzy cara zdążył mnie złapać. Wykręcił mi rękę. Usłyszałem cichy trzask i poczułem nagły ból w przedramieniu, jednak nie czułem go zbyt długo, byłem za bardzo oszołomiony. Po chwili zdałem sobie sprawę, że uścisk oprawcy puścił. Zobaczyłem Adama, który się na niego rzucił. Widziałem jak rozbija na jego głowie jakiś dzbanek, po czym uderza go pięścią prosto w twarz. Rosjanin upadł, musiał stracić przytomność. Zobaczyłem, że jego koledzy chcieli zaatakować Adama, ale im się nie udało. Zaczął biec w moją stronę, chwycił mnie za rękę i zacząłem biec razem z nim.

- Chyba wiem jak możemy uciec- wysapał biegnąc.

Zdałem sobie sprawę, że ciągnie mnie w kierunku balkonu, nie wiedziałem co to ma do rzeczy, ale posłusznie biegłem za Adamem. Nie żebym miał inne wyjście. Wybiegliśmy na balkon, nie był wysoko, znajdował się na pierwszym piętrze. Ujrzałem krzaki pod nami i zdałem sobie sprawę co Adam chce zrobić.

- NIE!- krzyknąłem patrząc mu w oczy, lecz było już za późno. Adam popchnął mnie z całej siły i poczułem, że spadam. Wylądowałem w krzakach, jednak czułem, że nie obejdzie się bez wizyty u medyka po tej całej akcji. Usłyszałem trzask gałęzi i zobaczyłem, że Adam leży kilka metrów dalej. 

Zaczął wstawać, więc zrobiłem to samo. Wszystko mnie bolało, jednak wiedziałem, że nie ma czasu na zwlekanie, żołnierze mogli tu w każdej chwili przyjść.

- I co teraz?- zapytałem, gdy już wygramoliłem się z krzaków.

- Dobre pytanie, nie przemyślałem tego, ale przynajmniej nas nie złapali.- powiedział otrzepując się z ziemi. 

- Możemy iść tamtym lasem- wskazałem na zbiorowisko drzew, wyglądało nieco groteskowo, było już ciemno.- Niedaleko stąd jest mój domek letniskowy, w którym się zatrzymałem, możemy tam iść.

- Cóż, wygląda na to, że nie mamy innego wyjścia- powiedział trochę zrezygnowany Adam.- Co dokładnie masz na myśli mówiąc, że to "niedaleko"? I, jaki domek letniskowy? Jest marzec, do cholery.- zapytał nieufnie.

- Myślę, że na piechotę to będzie jakieś dwie albo trzy godziny drogi- odpowiedziałem i sam zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczony.- A jestem tutaj, bo potrzebowałem zmiany środowiska- odpowiedziałem, choć wiem, że nie zabrzmiałem poważnie.

Perspektywa nie była radosna, miałem złamaną rękę i byłem cały poobijany, domyślałem się, że Adam też nie czuł się dobrze. Ale co innego wtedy nam pozostało? To było jedyne wyjście, musieliśmy podjąć szybką decyzję.

- Nie jestem entuzjastycznie nastawiony od twego pomysłu, Juliuszu, ale wygląda na to, że to jedyny plan, jaki mamy, a władze cara depczą nam po piętach- powiedział Adam.

Myślałem, że się zdenerwuje, ale znów mnie zaskoczył, postanowiłem, że go pocieszę.

- Możemy iść całą drogę lasem, nikt nas nie zauważy, przynajmniej będziemy bezpieczni- powiedziałem, uśmiechnąłem się do Adama i zacząłem iść w stronę drzew.- Chyba nie ma co się zastanawiać, czas iść, bo zaraz nas znajdą- powiedziałem, Adam odwzajemnił uśmiech i ruszył za mną.

Mój WieszczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz