Kruszynka

257 24 58
                                    

- Wesołych świąt Stevie!- rzucił brunet od progu wchodząc do pokoju blondyna jak do siebie.

- Kiedy nauczysz się pukać?- zapytał lekko zirytowany Steve zapinając guziki koszuli która wisiała luźno na jego chudych ramionach.

Barnes po przyswojeniu wiadomości, że jego przyjaciel właśnie się przebiera zaczerwienił się z wstydu i odwrócił tyłem.

- Nie musisz się odwracać, trochę mnie wystraszyłeś tym niezapowiedzianym wejściem, więc po prostu na następny raz pamiętaj o pukaniu.- zapiął koszule do końca i przeczesał roztrzepane włosy ręką.

- Jasne jasne. - mrugnął do niego i wyjął zza pleców mały pakunek owinięty krzywo szarym papierem.- mam dla ciebie prezent kruszynko.- Steve się uśmiechnął słysząc nowe określenie które Bucky pewnie przed chwilą wymyślił.

Już od dawna przyzwyczaił się do tych wszystkich ksywek które brunet uwielbiał wymyślać, nawet gdy był już prawie dorosły nie wyrósł z tego, widocznie siedemnastka to dla niego za wcześnie.

- Naprawdę nie było trzeba, bardziej bym się ucieszył gdybyś sobie coś kupił za te pieniądze.- jednak przytulił mocno Barnesa który pogładził go po plecach.

- Najbardziej na świecie cieszy mnie twoje szczęście, kruszynko.- pocałował Rogersa czule w czoło i odsunął się by podać niższemu pakunek.

Steve nie czekając już na nic rozpakował delikatnie prezent owinięty szarym papierem i lnianym sznurkiem.

Po chwili męczenia się z supłem odłożył cały papier na bok i wziął do dłoni nowy szkicownik i dwa ołówki o różnych miękościach.

- O mój boże Bucky, to musiało kosztować całą twoją kilkumiesięczną wypłatę.- brunet mógł by się zgodzić bo była to prawda ale nie miał zamiaru na święta martwić się pieniędzmi, po prostu chciał dać mu prezent, skoro mógł. Chciał zobaczyć jak jego przyjaciel przytyka sobie nowy ołówek do ust w zamyśleniu poprawiając najdrobniejsze szczególiki w swoich pięknych rysunkach które pojawią się w nowym szkicowniku.

Chciał patrzeć jak pojedynczy zagubiony włos będzie go wkurzał wpadając mu w oczy i będzie zagarniał go ołówkiem, chce widzieć jego skupiony wyraz gdy w szkicu pojawią się nowe kreski i linie tworzące całość jego sztuki, najbardziej chce patrzeć na jego uśmiech gdy pochwali jego najnowszy rysunek.

Jego szczęście jest warte każdej ceny.

Jego drobna kruszynka z chęcią obronienia całego świata przed złem. Bucky był z niego cholernie dumny, sam chciał za wszelką cenę ochraniać cały swój świat, z taką różnicą, że jego całym światem był ten uroczy i uparty jak osioł blondyn.

- Spokojnie, Stevie. Chyba mogę od czasu do czasu ci coś kupić, no nie?- uśmiechnął się i po usłyszeniu jak Sarah woła ich na świąteczną kolacje zbiegli na dół po schodach.

- Wesołych świąt, kochani- powiedziała pani Rogers i dała obu nastolatkom buziaka w policzek.

Bucky już od dawna przyzwyczaił się że Sarah traktuje go jak drugiego syna, tak właściwie to bywał w domu Rogersów praktycznie tak często jak Steve odkąd się poznali.

Po zjedzeniu kolacji przy wesołych rozmowach siedzieli w salonie słuchając cichej muzyki z radia.

Sarah spojrzała na cicho tykający zegar na ścianie i momentalnie podniosła się szybko z kanapy - Przepraszam was chłopcy, ale muszę już iść na nocną zmianę do szpitala, nawet w święta choróbska nie mają litości, miłej zabawy!- zagarnęła torebkę i płaszcz.

𝐂𝐚𝐥𝐥 𝐦𝐞 𝐛𝐲 𝐦𝐲 𝐧𝐢𝐜𝐤𝐧𝐚𝐦𝐞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz