Rozdział VI

415 17 6
                                    

27 sierpień 1938 r.

Równe siedem dni temu ostatni raz widziałam Alka, w głębi duszy miałam nadzieję, że chłopak może „przypadkiem" znajdzie się pod drzwiami mojego mieszkania, ale niestety tak się nie stało. Być może miałam już fioła na jego punkcie, bo moje myśli ciągle wracały do zeszłej niedzieli, którą miło ze sobą spędziliśmy. Nawet, teraz kiedy gotowałam obiad dla swojej rodziny w mojej głowie widziałam tylko obraz chłopaka, który posyłał w moją stronę szeroki uśmiech. Moja mama, która stała obok mnie i obierała ziemniaki, zerkała na mnie kątem oka. Pewnie była ciekawa przez co a raczej przez kogo jej córka od pewnego czasu cały czas chodziła uśmiechnięta. Niestety nie mogłam jej powiedzieć, znowu zaczęłyby się rozmowy, że jestem jeszcze za młoda na chłopaka i inne z tym rzeczy związane. Ufałam jej, ale wiedziałam też, że od razu z tą informacją, że ktoś mi się podoba, pobiegłaby do taty, a on raczej nie byłby zadowolony.

W czasie nakrywania stołu usłyszałam dzwonek do drzwi, który za każdym razem doprowadzał mnie do przedwczesnego zawału. Pośpiesznie odłożyłam trzymany w ręku talerz, który o mały włos nie rozbił się w drobny mak i udałam się w stronę drzwi. Nie wiedząc kto to mógł być, na wszelki wypadek poprawiłam swoje włosy, na których ptaki mogłyby niedługo założyć gniazdo.

- Serwus Ania! Jesteś gotowa? - o mało nie zemdlałam, kiedy zobaczyłam Alka stojącego przede mną, ubrany był on bardzo elegancko, przez co jeszcze bardziej nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Na początku nie wiedziałam o co mogło mu chodzić. Gotowa? Na co? Dopiero po głębszym przemyśleniu przypomniałam sobie, że przecież tydzień temu umówiłam się z chłopakami. Miałam ochotę uderzyć się mocno w twarz, ale Alek pomyślałby sobie, że jestem jakaś chora i na pewno już nigdy by się do mnie nie odezwał.

- Wybacz Alek, ale niestety nie mogę z wami iść - jaka ja byłam głupia. Przez calutki tydzień myślałam tylko o tym jak bardzo chciałabym się z nim spotkać, a teraz gdy jest szansa, żeby spędzić z nim całe popołudnie zmieniam zdanie. Moja mama za żadne skarby świata, bez wcześniejszego ustalenia nie wypuści mnie z domu. Nie wiem jak mogłam zapomnieć o tym, że dzisiaj mieliśmy spotkać się u Janka.

- Aniu, proszę cię. Jeśli twoja mama ci nie pozwala, pozwól, że ją przekonam - chłopak przepchnął się między mną a drzwiami i skierował do kuchni.

Miałam ochotę go zastrzelić. Kobieta, która mnie wychowała była zbyt uparta, aby dać przekonać się jakiemuś nastolatkowi, ale kiedy Alek wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha wiedziałam, że moja rodzicielka również dała się przekabacić na jego stronę.

- Po sprawie, zbieraj się, bo Janek i Tadeusz nie mogą się doczekać, kiedy cię zobaczą.

- Co do tego drugiego nie byłabym taka pewna - prychnęłam pod nosem na co Alek zaśmiał się głośno. Miał szczęście, że mój tata został pilnie wezwany do pracy, bo na pewno nie czułby się tak pewnie.

Poniekąd byłam szczęśliwa, że moja mama dała się przekonać, a z drugiej strony nie. Owszem wizja spędzenia niedzielnego popołudnia z Alkiem i Jankiem była teraz jedyną rzeczą, która naprawdę mogła mnie uszczęśliwić, ale Tadeusz również miał brać udział w tym spotkaniu a akurat za nim nie przepadałam i ze wzajemnością.

- Jestem gotowa, możemy iść - po pięciu minutach z powrotem wróciłam do salonu, w którym siedziała moja mama i Alek. Byli zbyt zajęci rozmową by mnie zauważyć, więc pokręciłam tylko ze zrezygnowaniem głową i zaczęłam ubierać swoje buty, które już dawno powinny leżeć w koszu na śmieci, ale niestety nie miałam pieniędzy by kupić sobie, a swoich rodziców nie chciałam o nie pytać, bo nie przelewało się nam za dobrze i nie chciałam też, żeby zawracali sobie mną głowę.

Głośno odchrząknęłam i dopiero wtedy dwie pary oczu zwróciły na mnie swoją uwagę. Alek wstał z kanapy i nonszalancko pocałował moją mamę w dłoń. Nie wiem, czy chciał wkupić się w jej łaski, czy co, ale było to niepotrzebne. Pożegnałam się z rodzicielką uprzednio informując ją, że wrócę niebawem i razem z brunetem wyszliśmy z mieszkania.

Przez całą drogę nie odezwałam się do chłopaka ani słowem. Stresowałam się jak nigdy i nie chciałam palnąć żadnego głupstwa. Chłopak, widząc, że nie byłam skora do rozmowy również się nie odzywał, nie żeby mi to przeszkadzało.

Kilkanaście minut później dotarliśmy do bloku, w którym mieszkał Jan. Alek poinformował mnie, że Tadeusz powinien już być, przez co mój humor diametralnie się zmienił. Jednak nie chcąc by dryblas zauważył moją nagła zmianę nastroju przybrałam na twarzy fałszywy uśmiech po cichu wierząc w to, że da się nabrać.

- Ania! Aluś! Nareszcie jesteście! - Janek już w progu drzwi mocno nas wyściskał przez co poczułam jak w plecach coś mi chrupnęło. Przywitałam się z nim tylko lekkim kiwnięciem głowy, bo wiedziałam, że gdybym się odezwała Tadeusz siedzący na kanapie kilka metrów dalej od razu zacząłby piorunować mnie wzrokiem.

Bytnar wskazał nam ręką abyśmy usiedli na kanapie obok Tadeusza. Alek jak przystało na prawdziwego dżentelmena przepuścił mnie pierwszą. W innej sytuacji pewnie bym się cieszyła, ale teraz kiedy uświadomiłam sobie, że będę musiałam siedzieć obok Zawadzkiego jedyne czego pragnęłam to stamtąd uciec. Janek przyniósł nam ciasto z kuchni, które jak nam powiedział specjalnie upiekła jego mama. Na początku siedziałam jak na szpilkach, ale kiedy gospodarz zauważył moją pochmurną minę i zaprosił mnie do tańca od razu poczułam się lepiej.

- Jak ja was uwielbiam! - Janek wspiął się na stół, który pod ciężarem jego ciała lekko się zakołysał. Przez niego nie mogłam przestać się śmiać. Nawet Tadeusz nieco złagodniał przez co nie czułam się już tak niekomfortowo w jego towarzystwie.

Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Z bólem serca wstałam z bardzo miękkiej kanapy Bytnara i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Dwójka chłopaków nie była zbyt zadowolona z tego, że już musiałam iść, ja również, ale nie miałam innego wyjścia. Na zewnątrz było już bardzo ciemno i rodzice na pewno się o mnie martwili.

- Ankaa, nie idź już - Rudzielec złapał mnie za rękę ciągnąc z powrotem na miejsce na którym chwilę temu siedziałam.

- Janek, z chęcią bym jeszcze została, ale moi rodzice chyba mnie zabiją i ostatni raz, kiedy mnie zobaczycie będzie na moim pogrzebie - Alek zaśmiał się głośno, przez co i u mnie pojawił się chichot. Niebieskooki lekko odepchnął ode mnie Bytnara i przytulił mnie mocno. Oddałam uścisk przy okazji zaciągając się jego perfumami, które łaskotały nos. Przytuliłam również Janka, który siedział z nadąsaną miną, która powodowała we mnie napady śmiechu. Z Tadeuszem pożegnałam się tylko kiwnięciem głowy na co blondyn odpowiedział tym samym.

- Ktoś z nas musi cię odprowadzić, Zośka i tak masz po drodze, odprowadzisz naszą kochaną Marysię do domu? - myślałam, że się zabije. Jak ten piegowaty rudzielec mógł zrobić mi coś takiego, to był cios poniżej pasa.

- Dziękuję za troskę, ale dam sobie radę, nie jestem już dzieckiem - warknęłam w stronę Janka, ten nic sobie z tego sobie nie zrobił tylko założył nogę za nogę i siedział dumny jak paw. Po minie Tadeusza zauważyłam, że tak jak ja nie był zbytnio zadowolony z tego pomysłu.

- To świetny pomysł! Tadziu, zbieraj się, bo i tak miałeś zamiar już iść - widzę, że Alek też jest przeciwko mnie.

Tadeusz wstał i porwał w swoje ręce swój letni płaszcz. Nie zdążyłam nawet zauważyć jak ten złapał mnie za nadgarstek i szybko skierował się w stronę drzwi.

- Nienawidzę was! - krzyknęłam w stronę chłopaków a odpowiedź, jaką dostałam był tylko ich głośny śmiech.

--------------------------------------------------
Udało mi się! Jestem z siebie bardzo dumna. Ten rozdział pisałam prawie trzy godziny i wiem, że nie jest idealny, ale naprawdę się starałam.

Jeśli macie ochotę możecie napisać co sądzicie, z chęcią przeczytam!

Pssst 5 gwiazdek nowy rozdział, zgadzacie się? haha

Miłego dnia/ wieczoru

paassionis

Pięknie Umierać i Pięknie Żyć | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz