XI. Słowa nie przychodzą mi łatwo

66 8 16
                                    

Londyn, 01.08.2002

Victoria

Victoria

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Łatwo o coś zapytać. Złożyć wiązankę słów w kulturalny sposób, aby dowiedzieć się danej informacji, którą chcielibyśmy wyciągnąć od osoby z którą rozmawiamy lub się kontaktujemy. Łatwo wyrzucić na jednym tchu, kilka słów z pytającym kontekstem ze spokojem mnicha i patrzeć jak drugą osobą, targają emocje. 

Tak jest teraz ze mną i moją straszą córką. Ilekroć robimy coś razem, a umówmy się, zdarza się to dosyć często, Patiasha rozpoczyna temat Richiego i pyta, czy mogłaby polecieć do niego na święta Bożego narodzenia oraz żebym opowiedziała o naszej relacji. Za każdym razem krew ścina mi się w żyłach, bo przypominam sobie gdy Richie pierwszy raz zobaczył Patiashę i w jakich okolicznościach to było. Oczywiście że nasze córki od razu wiedziały, jak wygląda sytuacja. Nie było innego wyboru. Niektóre jednak rzeczy, chowamy po kątach i nie pozwalamy na razie ich wyciągać na światło dzienne.

- Mamo, chcę po prostu wiedzieć - prosi już któryś raz, a mi coraz bardziej mięknie serce. Zamykam oczy i wypuszczam powietrze, chcąc się pozbyć złych emocji. Odwracam się do mojej córki i zauważam jej pełną błagania, ale i desperacji twarz. 

- Przynieś ciasteczka owsiane i porozmawiamy - kiedy to mówię, jej oczy rozbłyskują jak dwa promyczki i natychmiast pędzi do kuchni. Ja tymczasem siadam na kanapie i masuje się po skroniach, znów czując pulsujący ból w głowie. Wiem, czym to jest spowodowane, ale biorę te leki co trzeba a to najważniejsze. Przywykłam że już od nastoletnich lat, faszeruje się lekami jak faszeruje się kurczaka na święta. 

Patiasha wraca, kładzie talerzyk z wcześniej wspomnianymi ciasteczkami na stoliku kawowym i siada na skrawku zwiniętego koca po turecku, wpatrując się w swoją rodzicielkę, czyli mnie jak w świętą rzeźbę. Słońce zachodzącego słońca, przyjemnie grzeją mi skórę. Teraz albo nigdy, biorę głęboki wdech i zadaje pytanie :

- Co chciałabyś wiedzieć? 

- Wszystko - Patiasha kołyszę się na boki, z nieukrywaną ciekawością. Jej brązowe, grube włosy kołyszą się razem z nią - Jak się poznaliście, jak zostaliście parą... - tu moja córka urywa, bo jako bystra dziewczyna, chyba zdaje sobie sprawę że zadawanie takiej ilości pytań, może tylko zaszkodzić, a nie pomóc. Znów biorę głęboki wdech, wracając pamięcią do baru Louie i momentu, kiedy wtedy, nieznajomy szatyn uratował mnie z opresji. Mówię z zaangażowaniem, starając się nie rozklejać ale to trudne. Rich był wtedy taki kochany, już od pierwszego spojrzenia biła od niego pozytywna, radosna wibracja, jakaś emocja w nim zakodowana, której do tej pory nie potrafię wytłumaczyć. Jest błyskotliwy i ma poczucie humoru, ale tu chodzi o coś więcej. Sięgam po ciastko i zaczynam je chrupać, kiedy odzywa się moja córka. Jest wyraźnie oburzona. 

- Co za dupki! Jak mogli ci tak powiedzieć, kiedy byłaś w rozsypce! Tata dal im popalić! - uśmiecham się. To że nie utrzymujemy z Richiem kontaktu, nie znaczy że nie jest dobrym ojcem dla naszej córki. Ilekroć skończy z nim rozmowę, bądź wróci od niego ze Stanów, jest po prostu szczęśliwa, a to dla mnie podstawowa informacja że jest dobrym rodzicem. Nie mam prawa odciąć ich relacji, za pomocą ruchem jednych nożyczek, bo to byłoby niesprawiedliwie i aroganckie. I nie w moim stylu. To że zranił mnie, nie znaczy że zrobi to swojej córce 

- Prawda - mówię kończąc ciastko, kiedy kolejne bierze Patiasha i spoglądając na mnie, daje mi do zrozumienia, że pragnie kontynuacji, a ja mimo ścisku w sercu i narządów wiążących się w supeł, mam zamiar jej ją dać. Ciężko mi o tym mówić, ale mam nadzieję że nie daje po sobie tego poznać. Opowiadam dalej, o hotelowym pocałunku, o tatuażach i jak Richie niósł mnie na plecach przez miasto. Uśmiech Patiashy, koi mój ból. Te słowa nie przychodzą mi łatwo. 

Byłam wtedy taka młoda, on jeszcze młodszy. Każde z nas nie wiedziało kim jest. Wiedzieliśmy co chcemy robić, ale wydaje mi się że stosowaliśmy metodę małych kroków, aby dojść do celu. I nam się udało. Szkoda tylko, że osobno i bez więzi wcześniej nas łączącej. Kiedyś myślałam że Richie to miłosna przygoda, ale serce dało mi wyraźne znaki, jak bardzo się mylę. 

- Cześć! - z rozmowy wyrywa nas donośny głos Rogera, który wchodzi do domu, z wyraźnie dobrym humorem. Patiasha krzywi się, zdając sobie sprawę że to koniec historii na dziś. Mój mąż wita się ze mną szybkim pocałunkiem, a moją córkę niepewnie całuje w głowę. Patrząc na ich relację, czuję się z lekka dziwnie. 

- Jak dziś było? - pytam, kiedy moja córka znika na schodach. Idę za moim mężem do kuchni, gdzie ten odkłada kluczyki i portfel. Patrzy na mnie ze znanym mi w oku błyskiem. 

- Odwiedziłem wszystkie dzieci, wróciłem do tych tutaj i do mojej pięknej żony, dla której mam niesamowite informację - podchodzi i łapie mnie w biodrach, kiedy zarzucam mu ręce na szyje. Kiedy jest szczęśliwy i się uśmiecha, a za oknem jest słońce, jego skóra wygląda sprężyściej, na mniej wymęczoną jak zawsze. Piękne, błękitne oczy pozostają bez zmian. 

- W takim razie, czekam na nie - unoszę kącik ust, nadstawiając uszu. 

- Ruszamy już po nowym roku, a w maju zagramy w Anglii - Roger wypowiadając te słowa, nie ukrywa radości, a ja wykrzykuje komentarze podzielające jego entuzjazm. Zamykamy się w uścisku i płomiennym pocałunku, który trwa i trwa, dopóki nie przychodzi Lucky i nie prosi o jedzenie. Wybuchamy na to śmiechem, szczęśliwi. 

Kiedyś, przeszło trzydzieści lat temu, trasa była czym niewyobrażalnym, surrealistycznym. Gdy ktoś spojrzał na Queen, wątpił że królewski zespół odniesie sukces. Trasa była jak ziemski księżyc, na który wszyscy chcą się dostać i poszybować wśród kosmosu, a bar w którym występowali chłopaki marnym Neptunem, gdzie jest zimno i nic nie ma. Wystarczyło trochę wiary w siebie, talentu, zapału i kombinowania, którego chłopaki mieli w zanadrzu mnóstwo. 

Teraz są niczym astronauci, przemierzają każdą możliwą planetę bez obawy, że zabraknie im tlenu. Wciąż szybują przed siebie, z coraz to nowymi pomysłami i mimo starzenia się, pokazują że środku wciąż są chłopcami z Londyńskiej ulicy, z długimi włosami i eleganckimi ubraniami z lumpeksu, wciąż tacy sami. Pełni energii, gotowi na wyzwania i z tymi samymi duszami, które odwiedziły już każdą planetę sławy i nie mają zamiaru na tym poprzestać. 

Dla człowieka który widział to wszystko, każdy kolejny krok i posunięcie, ale również dużo bolesnych upadków, jest to wprost nie do uwierzenia. 

☆ 𝙱𝚊𝚍 𝙼𝚎𝚍𝚒𝚌𝚒𝚗𝚎 ☆ | 𝚃𝙾𝙼 𝙸𝙸𝙸 ( Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz