W sali balowej urządzono prawdziwe przyjęcie. Ludzi było sporo a stoły uginały się pod półmiskami z dziczyzną i pieczonymi kurczakami. Kryształowe puchary wypełnione były po brzegi smacznymi trunkami a zapach wymyślnych potraw oszałamiał zmysły.Magnus naraz poczuł się tu nie na miejscu. Jakby zapomniał nałożyć na siebie czar niewidzialności, a przecież został tu zaproszony, aczkolwiek pośrednio.
Ragnor i Cat stali wiernie przy jego boku.
—Co wam strzeliło do głowy? A jeśli Robertowi nie spodobała by się taka obstawa? I wysłałby łowców? Co wtedy?!
Ragnor machnął dłonią.
—Nie gorączkuj się tak. Przecież tu jesteśmy, cali i zdrowi.Cat potaknęła.
—Słyszeliśmy plotki że przyjdziesz tu zamiast Sandiego, wiesz jak, Podziemni lubią plotkować. Tak czy siak wiedzieliśmy gdzie będziesz, a nawet że pieprzyłeś się po południu z naszym przywódcą.Na słowo przywódca, wykonała w powietrzu cudzysłów manualny.
—Co moim zdaniem jest obrzydliwe i...
—W twoim stylu.—Dokończył niewzruszony Ragnor.—Jakbyś go nie znała Cat.
Kobieta jęknęła.
—Ale on?! Nie lubię go. Jest...
—Dobra dosyć. Chociaż wyglądajmy na poważnych ludzi, bo zaczną się nam przyglądać.Ragnor i Cat nałożyli na siebie czar, więc ludzie nie dostrzega ich niebieskiej i zielonej skóry.
—A więc to święto Alexandra?—Przerwała chwilę ciszy Cat.—Jeżeli ktoś poluje na ich syna, to raczej kiepski pomysł by urządzać coś takiego.Magnus zastanowił się nad jej slowami.
—Chyba... chyba że chcą złapać tą babę, a Alexander ma im posłużyć za przynętę.Cat skrzywiła się.
—Nie ma to jak odpowiedzialni rodzice.Nagle na podeście pojawiła się Maryse w nienagannej błękitnej sukni. Na jej głowie znajdowała się misterna korona, która odbijała światło od kryształowych kandelabrów. Kobieta trzymała się prosto niczym struna, a na swoich rękach trzymała zwiniątko.
Za nią stał Robert, niewzruszony niczym skała, trwał przy tych, których kochał.—Spotkaliśmy się tu dziś żeby uczcić chrzest naszego pierworodnego syna. Przedstawiam wam Alexandra Gideona Lightwooda, następcę tronu, mojego syna.
Nagle powietrze zgęstniało a światło przygasło. Ludzie poczuli na skórze gęsią skórę.
—Co do kur...Z kłębów ciemnego dymu, niczym feniks z popiołów wyłoniła się... czarownica.
Babka miała z metr osiemdziesiąt. Smukła i strzelista jak sosna z wodospadem ciemnych jak krucze pióra włosów, które sięgały jej prawie do kostek.
Granatowe, lśniące szaty zdawały się otulać jej ciało niczym druga skóra i delikatnie szeleściły przy każdym ruchu.
Miała lekko egzotyczne rysy i usta wygięte w parodii uśmiechu.W dłoni trzymała laskę z jasnego drewna z granatowym kamieniem na rączce.
—Proszę, proszę. Robert i Maryse w końcu doczekali się upragnionego dziedzica.
Jej glos był mocny i pewny.
—Trochę wam to zajęło. Czyżbyś czegoś brakowało twojej żonie Robercie?Mężczyzna spiął się cały i zasłonił żonę i syna własnym ciałem.
—Wynoś się stąd.—Syknął przez zaciśnięte zęby. Złota korona na jego głowie odbiła blask, który bil z oczu czarownicy.Magnus poczuł coś... dziwnego. Jakąś więź, jakby moc tej baby była dziwnie znajoma... jednak wieź zniknęła, nim zdążył ją pochwycić i się jej przyjrzeć.
Łowcy szczelnie otoczyli królewską rodzinę i dobyli mieczy.
—Pionki. —Prychnęła zniesmaczona czarownica.—Żałosne pionki.
Jednym ruchem laski wyrzuciła łowców w powietrze.
Potem wykonała zamaszysty gest dłonią i na oczach ludu, jeden z łowców zgiął się wpół niczym lalka. Mężczyzna opadł bez życia na podłogę.—Szkoda.—Zaśmiała się kobieta.—Jeszcze nigdy nie widziałam u faceta tak jasnego blondu. Ciekawe czy byl naturalny, hmm...
—Czego chcesz?!—Odezwał się Robert.—Nie nachodź nas i nie czyń nikomu krzywdy.
Kobieta zwróciła wzrok na króla.
—Czego chcę? CZEGO CHCĘ?!—ryknęła na całe gardło.—Jak śmiesz o to pytać?!Robert skulil się nieco.
—Twoja żona była jałowa jak puste pole. Nigdy nie dałaby ci następcy.Maryse zacisnęła dłonie w pieści.
—Przyszedłeś do mnie, abym dała twojej żonie wywar na płodność. Umowa jednak była taka że kiedy urodzi syna spełnicie moje życzenie. A więc jestem. Choć jestem oburzona że mnie nie zaprosiliście na chrzest.Rozejrzała się z rozbawieniem po wystraszonych twarzach.
—Wstyd. Wielki wstyd. A jeśli mówimy o cenie...
Zamyśliła się na chwilę, po czym uśmiechnęła się szeroko.
—Chcę życie tego chłopca.
—Co?!—Maryse przycisnęła przerażona syna do swojej piersi.
—Pojawiłam się tu kilka dni temu żeby przypomnieć wam o umowie, ale wy tylko straszyliści mnie swoją bronią, choć to wszystko nic w porównaniu z moją mocą. Nieważne. Tyle lat prześladowaliscie mój rodzaj. Gnębiliście go. Teraz zabieram to co wam dałam, życie chłopca. Kiedy skończy dwadzieścia lat zginie. Klatwa dosięgnie go bez względu na wasze żałosne modlitwy i błagania. Zginie w dniu dwudziestych urodzin jak świnia howodana na rzeź.Podeszła do dziecka wolno, a kiedy Robert i Maryse chcieli stanąć jej na drodze, czarownica pstryknięciem palca sprawiła że zamarzli w miejscu.
Nachylyliła się do zwiniątka.
—Będę na ciebie patrzeć i wyczekiwać twojej śmierci.—Wyszeptała.Wyciągnęła szponiastą dłoń żeby dotknąć tego nieskazitelnego dziecka, które spało spokojnie w ramionach unieruchomionej Maryse.
Jednak nie dane jej było choćby dotknąć go palcem, bo Bane wybiegł przed tłum i odgrodził Maryse i jej synka obręczą błękitnych płomieni.Czarownica zaskoczona cofnęła dłoń i rozejrzała się dookoła.
—Kto...
—Łapy precz od niego, suko!
Magnus wystrzelił z dłoni strumień błękitnego ognia i przewrocił ją na ziemię.Czarownica podniosła się gwałtownie i odgarnęła z czoła ciemne kosmyki.
—Magnus Bane. No proszę. Chcesz być nastepny?
Kiedy chciała ponownie go zaatakować przy boku Magnusa pojawił się Ragnor i Catarina z dłońmi gotowymi do ataku.
—Wstrzymałbym się na twoim miejscu.—Ostrzegł Ragnor poruszając od niechcenia palcami, pomiędzy którymi pojawiła się zielona stożka magii.
—Potwierdzam.—Cat z drugiej strony dmuchnęła na swoje paznokcie i kilka srebrnych iskier wystrzeliło w powietrze.Czarownica tylko przekrzywiła głowę.
—Na umowę i tak nic nie poradzicie. Sprawdzimy czy to wasze głupie bohaterstwo będzie cokolwiek warte.
Zaśmiała się cicho.
—Jeszcze spotkacie się z Serfiną.Po czym rozpłynęła się w powietrzu a Magnus jednym gestem rozproszył błękitny ogień wokół Alexandra i Maryse.
—Mamy przesrane.—Podsumowała trafnie Cat.
CZYTASZ
Słodkich snów {Malec}
FanfictionMagnus Bane ma wielki uraz do Lightwoodów, rodu, który od lat rządzi królestwem i niszczy wszelkie przejawy magii. Kiedy czarownik dowiaduje się że królewski ród się powiększył wpada w złość. Jeszcze jeden idiota do kolekcji! Niespodziewanie Bane po...