9. Sen

1.1K 76 72
                                    


Magnus marzył.
Marzył o tym by znów mieć przy sobie Alexandra i móc szeptać mu do ucha jaki jest piękny.

Tamta noc była dla Bane'a czymś wspaniałym i czarownik nie miał ku temu wątpliwości.
Blade ciało Aleca było zachwycające. Dali ponieść się pożądaniu i żaden z nich tego nie żałował. Szczerze mówiąc, Magnus cieszył się w głębi ducha że Alec o to poprosił, ponieważ czarownik obawiał się że jeśli sam to zaproponuje chłopak może go źle zrozumieć.

Nadchodziły urodziny Alexandra, a Magnus wciąż miał przed oczami uśmiechniętego chłopaka, kiedy rankiem obudzili się obok siebie a złote słońce poranka wpadało przez szyby.

Magnus rozmyślał nad tym jaki życie bywa okrutne. Po tylu latach spotkał w końcu kogoś tak niesamowitego, i okazuje się że pisana mu śmierć.
Dlaczego wszytko musiało być tak popaprane?

Czarownik pojawił się w zamku Lightwoodów o świcie.
Alec siedział w bibliotece z otwartą na kolanach książką, ale widać było że błądził gdzieś myślami. Nawet nie podniósł wzroku, kiedy Magnus wszedł do środka, tylko wciąż wpatrywał się w coś za oknem.

Na jego widok Bane'owi ścisnęło się serce.
Już miał coś powiedzieć, ale uprzedził go Alec.
-Będzie mi brakowało widoku nieba.-Powiedział cicho.-No i plaży. Zabrałeś mnie tam tylko raz, ale było wspaniale i wciąż o tym pamiętam.
Magnus drgnął.
-Alexan...
-Przestań Magnus.-Przerwał mu głosem wypranym z emocji.-Chociaż ty jeden nie okłamuj mnie i nie mów jak będzie dobrze, bo nie będzie. Wiem to.

Czarownik usiadł przy nim i nakierował oczy Alexandra na swoją twarz.
-Nie mam pojęcia co się jutro wydarzy. Na dobrą sprawę nikt tego nie wie. Nawet tak potężny czarownik jak ja nie ma pojęcia jaka będzie przyszłość.

Chłopak niespodziewanie mocno się do niego przytulił.
-Nie chcę umierać Magnus.
Jego drżący oddech otarł się o policzek czarownika.
Bane poczuł złość. Złość na siebie że nie może nic zrobić, na Maryse i Roberta ze byli tak bezmyślni, na tę głupią czarownicę i na przeklęty los. Alexander nie zasłużył na śmierć, powinien objąć tron w wielku dwudziestu jeden lat i rządzić miłosiernie i sprawiedliwie, bo się cholernie dobrze do tego nadawał.

Magnus przycisnął do swojego torsu ciało chłopaka i zaciągnął się jego zapachem.
-Nieważne co się stanie Alexandrze... będę przy tobie.
Głos mu zadrżał, z trudem mógł opanować emocje.
-Zostaniesz ze mną? Aż do jutra? Boję się być sam.
Słowa Aleca były przytłumione przez koszulę Magnusa.
-Zawsze Alexandrze. Zawsze.

Wydawać by się mogło że ten ostatni, spokojny dzień powinni spędzić podnośnie i wyjątkowo. Jednak tak nie było. Zjedli wspólny obiad i kolację i przez większość czasu nie wychodzili z biblioteki, którastała się swoistym azylem dla ich obu.

Magnus opowiadał jak wędrował z Ragnorem po Saharze i odkrył zaklęte miasto skryte przed oczami ludzi.
-Było otoczone ilizją. Z daleka wyglądało na górę piachu, nic więcej. Jednak kiedy nasze oczy przeniknęły iluzję... dojrzeliśmy wspaniałe budowle z jasnego piaskowca i piękne, marmurowe schody prowadzące do świątyni.
Alec leżał z głową na kolanach Magnusa zwinięty w kłębek i słuchał uważnie.

Czarownik bawił się jego ciemnymi kosmykami. Przypomniał sobie małego chłopca na jego kolanach, któremu opowiadał o swoich podróżach.

Zawsze wiedział że Alexander jest wyjątkowy. Początkowo Magnus wziął to za przywiązanie, potem za przyjaźń, a na koniec rozpoznał w tym miłość. Nową, dopiero kiełkującą miłość. Kochał tego chłopaka od pierwszego spotkania i nie pozwoli odejść mu tak szybko.

-Dlaczego opuściliście miasto?-Zapytał zaciekawiony chłopak.-Skoro było takie piękne...
-Wypiłem królowi zapas jego najstarszego wina i zrzuciłem winę na Ragnora. Koniec końców, obaj wylądowaliśmy z dala od pałacu.

Słodkich snów {Malec}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz