III

1K 39 10
                                    

Kolejny dzień z dawką niespodzianek. Z samego rana, dowiedziałam się, że jest zorganizowane zebranie głów mafii. Jako, że miałam wielkie wpływy w mieście Nowy York, zostałam zaproszona, jak również miałam zgłosić się o pomoc, w całej sprawie z Achillesem. Rzadko kiedy prosiłam o wsparcie, w takich sytuacjach, ale nie sądziłam, że wydarzenia potoczą się do upadku na dno, w którym się znalazłam na tamten moment.

By się mocno nie wyróżniać, wśród mężczyzn, założyłam czarne spodnie i białą koszulę, a na stopy wsunęłam szpilki. Darowałam ubieranie marynarki czy skórzanej kurtki, ponieważ w domu panowała wysoka temperatura, więc prędzej bym się spociła, jak świnia, niż załatwiła swoje sprawy. Na twarz nałożyłam lekki makijaż, a włosy spięłam w wysoki, koński ogon. Szybko przeglądnęłam się w lustrze, w którym odbijałam się ja i brunet, siedzący na łóżku i wpatrujący się w moją osobę.

- Co się tak patrzysz? - zmarszczyłam brwi i dalej spoglądałam w odbicie lustrzane, próbując nie zabić wzrokiem chłopaka.

- Pierwszy raz cię widzę w długich spodniach. - mierzył mnie wzrokiem, od góry do dołu, co jakiś czas zatrzymując się na opiętych pośladkach. - Podoba mi się to.

- Dobra, dobra. - wskazałam na niego palcem i prześwidrowałam wzrokiem. - Trzymaj kciuki, by się udało. - chłopak kiwnął głową, a ja złapałam teczkę, w której były bardzo ważne dokumenty. Wyszłam z pokoju i poszłam do jadalni, gdzie najczęściej odbywają się zebrania. Wszyscy już czekali i dyskutowali między sobą. Przemknęłam bardzo szybko i usiadłam obok ojca, a za mną stanął Harry, pochylając się. Już wiedziałam co chce powiedzieć. Nie znosiłam wszelkich uwag, które musiałam po prostu przetrawić i ugryźć się w język, by nie rzucić jakąś kąśliwą uwagą.

- Spóźnienie. - szepnął, bym tylko ja usłyszała. Spojrzałam na niego przepraszająco. On jedynie poklepał mnie po ramieniu i kiwnął ojcu, że można zaczynać.

- Dobrze. - odsunął krzesło, by mógł swobodnie wstać i odchrząknął głośno, zwracając uwagę na siebie i zakańczając wszelkie dyskusje. - Witam was, bracia. Jak wiecie, nie bez powodu zostaliście wezwani, tak nagle. Mamy pewną, niedokończoną, sprawę, która łączy się z córką Christiny i Thomasa Trens. - spojrzałam na mężczyzn, którym odebrało dech w piersiach, a niektórzy zaczęli podszeptywać, z zapytaniem, czy aby na pewno żyje. - Tak. Doskonale słyszeliście. Luna żyje. - najstarszy Rodriguez wskazał na mnie, a zgromadzeni przenieśli wzrok na moją osobę. Czułam jak mi zaczynają wszystkie mięśnie się napinać, a w gardle rosła gula. Musiałam wziąć parę głębokich oddechów, żebym nie zeszła na ich oczach. W tamtym momencie moja pewność siebie i potęga, ulotniła się. Czułam się jak czternastolatka, która przypadkiem wbiegła do sali narad, gdzie było podobne zgromadzenie. Wtedy spaliła się ze wstydu i uciekła, ale wtedy nie było pory na ucieczkę. To był czas na stanięcie z teraźniejszością i pokonanie wszelkich barier. - Luna ma do nas wszystkich wielką prośbę. Liczę, że dokonacie rozsądnej decyzji i przyjmiecie ofertę. - mężczyzna zmusił mnie do zmiany miejsca. Chociaż bardzo nie chciałam, nie miałam innego wyboru, jak usiąść i przedstawić swoje zamiary.

Czas bardzo powoli zaczął lecieć. Wszystkie ruchy wykonywałam w zwolnionym tempie. Słyszałam mocno bijące serce, a w myślach krążyły słowa mojej podświadomości - Bądź sobą. To ci wychodzi najlepiej. Bądź sobą, a nie zginiesz w tym świecie. Przymknęłam oczy i złapałam oddech. Wtedy wyczułam małą iskrę nadziei, którą od razu wykorzystałam i wstałam, opierając dłonie o blat stołu.

- Witam was. Jako iż ojciec mnie już przedstawił, to nie będę zaczynała od formalności, tylko przejdę do konkretów. - rzuciłam teczkę na sam środek mebla. Jeden z nich złapał za przedmiot i otworzył ją na zdjęciu, na którym uchwycony był mój cel. - Chyba wszyscy musimy się zgodzić, że znamy niejakiego pana Achillesa Wilsona. On nadal żyje. Długi czas mi zajęło zbieranie swojej drużyny, którą on wyeliminował w godzinę. Najpierw zabił moich rodziców, później moich ludzi, a na sam koniec wysadził moją bazę, w której był cały mój sprzęt, broń, dokumenty i wszelkie osobiste rzeczy... - usłyszeliśmy śmiech mężczyzny, który siedział na drugim końcu stołu.

Mafia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz