VI

782 38 2
                                    

Stukałem palcami o skórzaną powierzchnię kierownicy, poprawiając, drugą ręką, okulary, które zjeżdżały mi z nosa. Z radia cicho leciała muzyka, a zegarek, który miałem na lewej dłoni, głośno tykał, dawając znać o tym, że zbyt długo czekałem na różowowłosą i jej brata. Dyskretnie spoglądałem na lusterka boczne i tylne, gdyż stałem na parkingu niedaleko więzienia, w którym przesiaduje syn bossa, Smitha.

Po kolejnych dziesięciu minutach czekania, nie zniosłem napięcia samotności i wysiadłem z samochodu, od razu opierając się o drzwi kierowcy. Z kieszeni kurtki wyjąłem papierosa, którego od razu odpaliłem i patrzyłem w stronę budynku z nadzieją, że w końcu wyjdą i wrócimy do domu z dobrymi wieściami. Jedynie widziałem strażników i policjantów, którzy co jakiś czas przypatrywali mi się.

Z zewnątrz pokazywałem obojętność i pełny spokój, ale w duchu bardzo się stresowałem i obawiałem. Nie wiedziałem co może mnie zaraz spotkać. Jedynie chciałem by tamta dwójka wróciła. Czułbym się o wiele bezpieczniej. W okularach wyglądałem jakbym chował oczy przed słońcem, a one posługiwały mi jako maska. Ciężko było mnie rozpoznać.

- W końcu. - mruknąłem do siebie, gdy przyrodnie rodzeństwo pojawiło się na horyzoncie moich oczu. W tym czasie zdążyłem spalić papierosa i wyrzuciłem na ziemię niedopałek. Podeszli, a różowowłosa ściągnęła swoje okrągłe okulary do czytania i poprawiła blond włosy, peruki. - I jak? Rozpoznali cię? - zwróciłem się do dziewczyny, a ona pokręciła głową. Mogłem odetchnąć z wielką ulgą.

- Trochę zajęło nam dogadanie się. Ale doszliśmy do tego punktu, że zgadza się. Szczegóły omówimy jak wyjdzie. To będzie za dwa tygodnie. A do piątku mamy przelać pieniądze na kaucję. - pokiwałem głową i spojrzałem na dziewczynę, która, z lekkim stresem, patrzyła w jeden punkt, co chwilę zaciągając się dymem papierosowym.

- Co jest? - lekko szturchnąłem, swoim ramieniem, ramię różowowłosej. Ona tylko spojrzała na mnie, zaskoczona, że tu stoję i znów spojrzała się w kierunku, w którym utkwił jej wzrok. - Kogo tam widzisz? - mruknąłem i skierowałem oczy w tą samą stronę i zobaczyłem gromadkę ludzi.

- Federalni. - warknął John. - A skoro oni tutaj są...

- Znaczy, że ktoś musiał nas sprzedać albo Smith działa z Achillesem. - warknęła dziewczyna. - A tylko ten skurwysyn wie, że jego syn siedzi, za jego własne błędy. Jak Federalni go wyciągną od razu i będą chcieli zwerbować jako szpiega, jesteśmy skończeni.

- Jaki masz pomysł? - spytałem, patrząc z nadzieją, że znów wysili swój umysł i wymyśli coś na poczekaniu albo za improwizuje.

- Jeszcze nie wiem. Ale w końcu dobrnę do tego, co trzeba zrobić. - ruszyła w stronę miejsca pasażera, na samym przodzie. John usiadł na tyłach, a ja za kierownicą. Odpaliłem samochód, wyjechałem z parkingu, żeby zjechać na autostradę. Co chwilę patrzyłem na lusterka, bo wydawało mi się, że ktoś nas śledzi. Dziewczyna już chciała zdejmować perukę, ale powstrzymałem ją. Utrzymałem rękę na jej głowie i zaprzeczyłem głową. - Co jest?

- Chyba mamy ogon... - na tablicy samochodowej włączyłem wsteczne mini kamery. Spojrzałem na czarny samochód, który jechał idealnie za nami. - Odkąd wyjechaliśmy spod więzienia.

- Kurwa, Federalni. - mruknął szatyn, który zasłaniał tablice samochodową, swoim ciałem, dzięki temu, ci co byli za nami, nie wiedzieli co się dzieje. Spojrzeliśmy z Luną po sobie, nie wiedząc co robić. Próbowaliśmy wyczytać wszystko, co było możliwe, z naszych oczu. Starałem się pokazać wsparcie dziewczynie, a ona mi, ale nie potrafiliśmy. Siedzieliśmy na minie, która uruchomi się, jak się z niej ruszymy. - Luna... - odwróciła się do chłopaka, który przypomniał nam o swoim istnieniu. - Chyba czas wrócić do domu. - odchrząknął zrezygnowany. Różowowłosa zrobiła szerokie oczy i za chwilę usiadła prosto, w fotelu, uśmiechając się szeroko.

Mafia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz