Ruletka emocji-radość i smutek

8 2 0
                                    

  Obudził mnie promyk słońca wpadający przez okno. Powoli otworzyłam oczy i przekręciłam się na bok przy okazji zrzucając z siebie koc. Nagle poczułam znowu ten przeszywający ból w zranionej łydce, miałam wrażenie jakby pulsowała. Tak samo było z raną na głowie. Jęknęłam cicho i zacisnęłam zęby. Marzyłam tylko o tabletce przeciwbólowej, ale zauważyłam, że Matt jeszcze śpi a ja nie chciałam go specjalnie budzić - nie chce by myślał, że nie mogę znieść chwilowego bólu bez tabletek. Jak się okazało nie leżałam długo sama - chłopak po jakichś 15 minutach również się ocknął. 

- Dzień dobry młoda damo- przywitał się z zadziornym uśmieszkiem. 

- Nawet nie zaczynaj- ofuknęłam go. 

- Dobrze dobrze, spokojnie już, myślałam, że bardziej się ucieszysz na mój widok. 

-Mówił ci ktoś kiedyś, że kobiet się nie uspokaja? I... znamy się dopiero jeden dzień.

- Nieważne, chcesz coś do picia? I chyba przyniosę ci drugą tabletkę.- powiedział i spojrzał uważnie na moją łydkę. Musiał zauważyć cień grymasu malującego się na mojej twarzy. 

- Poproszę. - odparłam z ulgą. 

Jakieś pół godziny potem piliśmy ciepłą kawę i jedliśmy świeżo zrobione gofry z owocami i miodem. Były przepyszne i aż musiałam pochwalić za to Matta. 

- Są kupne...- odpowiedział i cały poczerwieniał.

- Aha... A już myślałam, że masz talent do gotowania.- powiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać. Strasznie mnie to zdziwiło. Zazwyczaj jeśli o mnie chodzi bardzo długo trwa zanim komuś zaufam. Ale Matt był inny- zarażał pozytywną energią i sprawiał wrażenie osoby przy której zawsze można czuć się jak u siebie. Mam nadzieję, że to nie tylko pozory. 

- Jesteś w stanie chodzić? - odezwał się po chwili łagodnie. 

- Nie wiem, przekonajmy się- powiedziałam i powoli się podniosłam. Oparłam ciężar ciała na zdrowej nodze. Trochę bolało ale nie było tragedii. 

- Nie jest najgorzej, może wyjdziemy na dwór i dokończysz to co miałeś przekazać mi wczoraj? Dość długo siedzimy tu bez celu.- popatrzyłam na niego z niecierpliwością. 

- OK- odparł krótko i westchnął. 

Usiedliśmy na trawie obok domu. Przed nami pasł się koń- to pewnie o nim mówił wczoraj.

- To Figaro, wspominałem o nim wczoraj, w sumie to jemu zawdzięczasz życie, nie mnie- powiedział ciągiem gdy zauważył, że koń trąca moją rękę. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po czole. Był przepięknym zwierzęciem. Karo-gniady z połyskującą w słońcu czarną grzywą i ogonem. Nagle jednak czar prysł i przypomniałam sobie dlaczego właściwie tutaj jestem , dlaczego postanowiłam wyruszyć tak daleko. Jak za dotknięciem różdżki poczułam narastający we mnie niepokój , strach i frustrację. Co ja sobie myślałam? Siedzę tutaj z praktycznie obcym chłopakiem, jem gofry i zachwycam się koniem i pięknymi widokami podczas gdy mój brat i przyjaciele są nie wiadomo gdzie, prawdopodobnie w niebezpieczeństwie!! Poczułam wstręt i złość do samej siebie, jak można być tak samolubnym?! Odepchnęłam konia i poderwałam się gwałtownie. Przez to zwierzę lekko się spłoszyło a przez nagły ruch moją łydką wstrząsnął ból ale zignorowałam to wszystko. 

- Hej hej hej , co ty wyprawiasz, jesteś ranna... O co chodzi? - spytał widząc emocje wymalowane jak obrazek na mojej twarzy. 

- CO SIĘ STAŁO!? SIĘDZE TU JAK IDIOTKA ZAMIAST SZUKAĆ MOJEJ RODZINY, POZWALAM SIĘ KARMIĆ I BIORĘ TABLETKI OD CIEBIE CHOĆ CIĘ NIE ZNAM, TO SIĘ STAŁO!- wykrzyczałam a po policzku spłynęła mi łza z bezsilności i nagłego lęku przez nieznanym. 

The world of fightingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz