Jak w żałosnej komedii

4 2 0
                                    

Jedziemy już od kilku godzin... albo nie, może to już cały dzień? Nie mam pojęcia, straciłam rachubę czasu odkąd Matt znalazł mnie w tym lesie. Tamten las... Dom...Czy kiedykolwiek dane mi będzie do niego wrócić? Nawet nie wiem gdzie teraz  jesteśmy i ile kilometrów pokonaliśmy oraz co dalej z nami będzie. Milion pytań zaprzątały moją głowę doprowadzając do szaleństwa. Co nie zmienia faktu, że nie daje tego po sobie poznać tępo patrząc się na zostawiane przez Figara ślady w ziemi i wsłuchując się w rytmiczny galop zwierzęcia. Z odrętwienia wyrwał mnie śpiew ptaków. Nie był to jednak ten kojący, melodyjny dźwięk a raczej jazgot, nawoływanie. Brzmiało to niepokojąco muszę przyznać. Matt również to spostrzegł bo poruszył się niespokojnie zadzierając głowę do góry. Krzyk ptaków i nerwową atmosferę spotęgował ostry podmuch wiatru. Piasek wzbił się w powietrze a ziemia momentalnie zadrżała. Figaro zarżał przenikliwie ze strachu.

- Ciii, spokojnie - Matt starał się zabrzmieć uspokajająco.

- Co się tu dzieje!? - musiałam podnieść ton głosu żeby przekrzyczeć wichurę.

Chłopak nie odpowiedział. Cały zesztywniał i z impetem zatrzymał konia. Uświadomiłam sobie dlaczego. Nad naszymi głowami nagle przeleciał odrzutowiec a za nimi kolejne. Były też bombowce. Nagle z oddali słychać było przerażone krzyki ludzi, płacz dzieci. Jak na zawołanie z nieba zaczął lecieć czerwony jak krew pył zmieniający ślicznie błękitne niebo w morderczą scenerię. 

- MATT, TO JEST TO SAMO CZEGO JA DOŚWIADCZYŁAM, UCIEKAJMY STĄD- wykrzyczałam.

Nie musiałam mówić dwa razy. Chłopak popędził konia do cwału starając się nad nim zapanować. Przed oczami miałam scenę z imprezy nad jeziorem, scenę gdy radosna chwila zmieniła się w chaos i panikę. Scenę, która zniszczyła moje dotychczasowe życie, zostawiając na pastwę losu. Moje ciało przeszedł dreszcz przerażenia, strachu i żalu. Nie. Nie mam zamiaru teraz uronić ani jednej łzy, musimy być silni jeśli chcemy przeżyć. 

Znaleźliśmy się pośrodku otwartych łąk, w oddali widać był las do którego zmierzaliśmy by ukryć się od ataku bombowców. Nadal nie rozumiałam co się dzieje, czemu ktoś ostrzeliwuje niewinnych ludzi pustosząc wioski i rozbijając rodziny. Za wszelką cenę muszę dowiedzieć się kto za tym stoi i w jakim celu to wszystko. To wszystko brzmi jak nieśmieszny żart, jak scenariusz ze słabej komedii, gdzie całość akcji brzmi żałośnie. Ale to nie był film. To naprawdę się działo.

- CARMEN, TRZYMAJ SIĘ TERAZ- wykrzyknął Matt.

- Ale po c...- urwałam i omalże nie spadłam na ziemię bo chłopak nagle zawrócił i pognaliśmy w odwrotnym kierunku.

- CO TY WYPRAWIASZ OŚLE- prawie wyplułam płuca mówiąc to.

- ZMYLIMY ICH JEŚLI BEDĄ CHCIELI W NAS CELOWAĆ.

I to był błąd. Ogromny błąd...

Z powietrza nagle dało się słyszeć świst i dźwięk zrzucanej bomby. Trafiła obok nas niszcząc wszystko naokoło. Słyszałam tylko krzyk Matta i rżenie Figara. Potem wszystko zagłuszył promieniujący ból w uszach. Czułam jak spadam na ziemię. Wszystko działo się tak szybko. Z łoskotem upadłam na trawę przetaczając się jeszcze kilka metrów w bok i słysząc trzask łamanego nadgarstka. Brakowało mi powietrza w płucach, nie mogłam złapać oddechu. Twarz miałam całą brudną od ziemi. Kręciło mi się w głowie ale nie straciłam przytomności. W tym momencie obok mnie przemknął przerażony do szpiku kości Figaro i zobaczyłam go... Leżącego bezwładnie, ze strużką krwi ściekającą po jego skroni...

-Matt... 

                                                   *W tym samym czasie w Katalonii*

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 29, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The world of fightingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz