Jednak nie całkiem sami...

6 2 2
                                    

                                                                                                      Katalonia, Góry Pireneje, Północna Hiszpania,

                                                                                       "Droga Carmen,

Wiem, że pewnie paraliżuje cię teraz strach, nie rozumiesz co się dzieje i czemu nas zabrali. Ale mimo wszystko postaraj się zachować trzeźwość umysłu. Jesteśmy cali i zdrowi. Jeśli odnalazłaś kartkę to wkrótce dojdziesz do bezpiecznego miejsca. Mam nadzieję też że....." 

- LIAM , ZWARIOWAŁEŚ?!! PORWAŁEŚ MI LIST! Będę musiał to pisać jeszcze raz. 

- Wyluzuj Alvaro, przepraszam, nie wiedziałem, że to list. Od wczoraj coś bazgrzesz na papierze i ścianach...

Westchnąłem ciężko. Byłem zły a jednocześnie wiedziałem, że Liam  ma racje. Nie wiem czy bardziej boję się o nasze życie czy siostry. Nagle z moich rozmyślań wyrwała mnie Emma. 

- Czy wy możecie przestać się ciągle kłócić? Mam już tego dosyć, wolałabym żebyście pomogli w opracowywaniu planu jak się stąd wyrwać. Jest tu coraz więcej ludzi i coraz więcej strażników. A jesteśmy tu dopiero od dwóch dni. 

- Emma ma rację chłopaki- wtrącił się Luke  i wyrwał mi kawałek węgla którym pisałem. 

- EJŻE , LUKE SKYWALKER, DAWAJ WĘGIEL- Ofuknąłem go.

- Popatrz na siebie Alvaro i nie zaprzeczaj bo prawda jest taka...

- ALE

-CICHO BĄDŹ I NIE PRZERYWAJ MI. Prawda jest taka, że trochę ci odbija a  jesteśmy przytomni dopiero od kilkunastu godzin chociaż realnie faktycznie jesteśmy tutaj dwa dni. Piszesz na skrawku papieru węglem... Ona i tak się z tego nie rozczyta o ile w ogóle dostanie ten list. Nawet nie wiesz czy ona.... no wiesz. - powiedział już poważniejszym tonem.

- Nie, przestań, nawet nie dokańczaj błagam. Ona musi żyć. - odparłem po cichu i już ze łzami w oczach.

- Nie mówię, że nie ale musisz być przygotowany na najgorsze dobrze?- podszedł i położył mi ręce na barkach w wspierającym geście. 

Emma również się do mnie przysunęła i spojrzała w oczy ze współczuciem. To  dobra dziewczyna. Poznaliśmy się tutaj, w tej ciemnej norze w której nas trzymają. Jest to coś w rodzaju celi ale nie do końca. Sam nie wiem jak to wyjaśnić. Pamiętam tylko to, że na przyjęciu nad jeziorem nagle straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem obudziłem się właśnie tutaj. Mam związane nogi i mogę się przemieścić tylko na jakieś pół metra. Emma ma związane ręce sznurem grubości sosny. Tylko Luke nie był niczym skneblowany i nikt nie wie dlaczego akurat on. 

- Emma, nie ruszaj się tak- odezwałem się nagle widząc sine i już zakrwawione ręce dziewczyny. 

To, że pisałem w tym liście, który się zniszczył, że jesteśmy cali i zdrowi było kłamstwem ale chciałem uspokoić Carmen. Ale może Luke naprawdę ma rację i prawdopodobnie nawet by go nie dostała. Prawdę mówiąc, chyba nie miałbym jak go wysłać. Mam pewną teorię o tym czemu nas porwali chociaż mogę się mylić dla tego na razie zachowam ją dla siebie. 

- Ktoś ma jakikolwiek pomysł dlaczego tutaj jesteśmy i czego od nas chcą?- zapytał Liam.

Odpowiedziała mu cisza. Każdy z nas zwiesił tylko głowę i zaprzeczył. 

- Nie skupiajmy się na tym czego nie wiemy- rzekł Luke unosząc głowę.

- Też tak uważam , lepiej zacznijmy opracowywać plan ucieczki- odparła Emma.

- Ja uważam, że powinniśmy się z tym wstrzymać z dzień czy dwa- odpowiedział jej Luke z lekką nutą niepewności. 

-WSTRZYMAĆ?! CZY WY WSZYSCY NAGLE POSTRADALIŚCIE ZMYSŁY? GDZIE JEST WASZ INSTYNKT PRZETRWANIA? A JAK DO TEGO CZASU NAS ZABIJĄ? NIE MOŻEMY CZEKAĆ! Alvaro, powiedz im coś w końcu. 

Ja jednak tylko pokręciłem głową i wzruszyłem ramionami. Nie mam ochoty obecnie na rozmowę. Ale Emma najwidoczniej tego nie rozumie.

- SUPER ALVARO, NAGLE ODEBRANO CI JĘZYK? WIESZ CO CI POWIEM? TO CUDOWNIE, NIC NIE RÓB, DĄSAJ SIĘ I LICZ NA CUD! - wykrzyczała ze złością. 

- POSŁUCHAJ. NIE WIESZ JAK TO JEST JAK CZUJESZ SIĘ WINNY I MARTWISZ SIĘ O SWOJĄ MŁODSZĄ SIOSTRĘ KTÓRA JEST SAMA! I nawet nie wiesz gdzie i nie masz zielonego pojęcia czy nie jest już martwa!- powiedziałem podniesionym tonem wpatrując się w dziewczynę z wściekłością. 

- Przestań być takim samolubem! Obchodzą cię tylko i wyłącznie twoje problemy a chciałabym ci przypomnieć, że nie tylko ty masz rodzinę. Ja też zostawiłam swoją. Nie wiem co się z nimi dzieje tak samo jak ty...- ostatnie zdanie wypowiedziała łamiącym się głosem i po chwili ujrzałem jak z kącika oka wypływa łza. 

Nagle dotarło do mnie jakim egoistą przed chwilą byłem. Nic dziwnego, że Emmie puściły nerwy.

- Ja... Ja przepraszam- powiedziałem ze skruchą i dotknąłem jej rękę, którą jednak szybko odsunęła. Zapanowała nieprzyjemna atmosfera. Kilka minut nikt nawet się nie poruszył. O dziwo pierwszą osobą która się odezwała byłam Emma. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.

- Dobra chłopaki, faktycznie może wstrzymajmy się z decyzją o ucieczce jeszcze kilka dni, zobaczymy, może tak naprawdę nie chcą nam zrobić nic złego? - powiedziała spokojnym już tonem zwracając się do Liama I Luke'a. Mnie kompletnie zignorowała przez co, nie będę kłamać, poczułem lekką zazdrość. Chyba Liam to zauważył bo spojrzał na mnie wzrokiem w stylu : 

                                                                      "A dziwisz się jej stary? "

Przestał na mnie patrzeć i skinieniem głowy poparł słowa Emmy. Luke postąpił tak samo. Po chwili poczułem łokieć Liama pod moim żebrem. 

- Ej, przestań już być taki smętny bo wyglądasz jak Snape z Harrego Pottera. 

Luke i Emma automatycznie zaczęli się śmiać. Zanim zdążyłem zaprotestować i rzucić jakąś kąśliwą uwagą rozległ się przeraźliwie głośny dźwięk syren. Usłyszeliśmy strażników zbliżających się z oddali i wykrzykujących coś do siebie. Wszyscy poderwaliśmy się by się bronić. Drzwi otworzyły się i do środka weszli mężczyźni uzbrojeni po zęby. My wyglądaliśmy co najmniej żałośnie w porównaniu z nimi, brudni i w obdartych na wpół ubraniach. 

- Zabieraj ich, oprócz tego niezwiązanego- rozkazał jeden 

Reszta strażników złapała nas tak szybko i w taki sposób, że nie było możliwości ucieczki czy szarpania się z nimi. Popychając, wyprowadzili nas z celi zawiązując nam przy tym opaski na oczy.

-LUKE!- krzyknąłem obracając głowę w stronę drzwi ale było już za późno. Chłopak nie mógł mnie usłyszeć. Został całkiem sam w ciemnym, zamkniętym pokoju. 

Szliśmy przez kilka minut raz po raz popychani przez rosłych strażników. Tak nawiasem mówiąc naprawdę byli silni. Szkoda, że nie widzieliście ich umięśnionym rąk. Kurde, też chce takie. Ciekawe na jaką siłownie chodzą? Może jak nas nie zabiją i nie będą traktowali jak bydło na rzeź to ich spytam. W każdym razie szliśmy naprawdę sporo, chyba że tylko ja miałem takie wrażenie. Nagle, całkowicie niespodziewanie poczułem powiew rześkiego powietrza. Strażnicy puścili nas tak, że omal się nie przewróciłem. Zdjęliśmy opaski i nasze usta otworzyły się w szczerym zdumieniu i szoku. Staliśmy na ogromnym placu otoczonym drutem pod napięciem a wokół nas oprócz strażników stali ludzie... Najprawdziwsi ludzie. Różnej urody. Japońskiej, Norweskiej, Afrykańskiej. I jakiej jeszcze dusza zapragnie. Wszyscy tak samo jak my byli brudni i wystraszeni a jednocześnie zszokowani zaistniałą sytuacją. 

- A jednak nie jesteśmy całkiem sami- odezwał się Liam.

Zanim zdążyłem odwrócić twarz w jego kierunku powietrze znów przeszył dźwięk syren...








The world of fightingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz