38. Rok Drugi: Bardzo Długi Dzień - część pierwsza

1.1K 48 10
                                    


Piątek, 29 czerwca 1973

 Remus już był spóźniony, a dzień się dopiero zaczynał. Zeszłej nocy zasnął, jak zwykle, znacznie później niż reszta maruderów, a kiedy się obudził, w pokoju został tylko krzątający się Peter, który rzucił tylko szybkim „Dzień dobry, Lupin! Powodzonka!" i zniknął za drzwiami.

 Sprawdzając szybko zegarek, Remus wyskoczył z łóżka i w panicznym biegu udał się wziąć prysznic. Kiedy chwilę później czesał już włosy przed lustrem ­­­­(zdając sobie sprawę, że może to robić po raz ostatni, gdyż Matrona najprawdopodobniej zgoliłaby go jutro na łyso przy pierwszej możliwej okazji), w głowie układał sobie plan dnia.

 Po pierwsze primo, oczywiście śniadanie. Jeżeli by się teraz pospieszył, mógłby nawet dogonić Jamesa i Petera, zanim ci zajmą się swoimi sprawami. To mogła być jedyna szansa na spotkanie z kolegami, ponieważ dzisiaj, w ostatnim dniu zajęć, zwykle nierozłączni maruderzy, mieli być zauważalnie pojedynczy, aż do samej uczty.

 Po śniadaniu trzeba będzie szybko wrócić na górę i się spakować - Remus był niemal pewien, że wieczór przesiedzą w kozie, a jutro rano, jeśli chciał wyrobić się przed pociągiem, na takie rzeczy może nie mieć już czasu. Jak już się dziś spakuje, trzeba będzie zwrócić książki do biblioteki. Ten punkt wywołał w nim lekkie poczucie winy - nadal nie znalazł nic, co mogłoby pomóc Syriuszowi, mimo całych tygodni starań. Na razie, jedyną ich nadzieją było to, że kuzynostwo Black znajdzie wyjście z sytuacji już po ceremonii zaręczynowej.

 W drodze do biblioteki będzie mógł też podrzucić podanie o przydział przedmiotów do biura McGonagall - zdecydowanie za długo to sobie odkładał. Potem, już bez książek i podania, Remus uznał, że będzie miał wystarczająco czasu, by spotkać się z Peterem przy szklarniach o jedenastej, gdzie odbierze od niego pelerynę.

 Jeżeli wszystko pójdzie gładko, Remus będzie miał czas na udanie się do budki gajowego po parasolki, które następnie musiałby przemycić aż do ich wspólnego pokoju. To już byłyby okolice drugiego śniadania, które Remus miał nadzieję zużyć na dokończenie książki, którą pożyczył od Syriusza - został mu już tylko jeden rozdział, więc liczył na to, że zdąży ją doczytać przed wyjazdem, bo szczerze wątpił, że McGonagall pozwoliłaby mu czytać w kozie, w której bez dwóch zdań znajdą się jeszcze dziś wieczorem.

 Zaraz po drugim śniadaniu, pierwsza część maruderskiego spisku końcoworocznego weszłaby w życie. Remus planował wymknąć się z chaosu i sprawdzić, czy na pewno wszystko już spakował - pakując też pewnie część rzeczy Syriusza, który do tej pory nawet nie zaczął i zapewne zostawi wszystko na ostatnią chwilę. Potem zaczęłyby się przygotowania do uczty - chłopiec musiał tylko być tam na tyle wcześnie, by pomóc Jamesowi i Syriuszowi z zaklęciami. Oczywiście, było to zależne od tego, czy którykolwiek z nich zostanie do tej pory złapany, czy nie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi łazienki, przerywając Remusowi dopinanie jeansów.

- Mam parę tostów, Luniu - odezwał się nań głos Syriusza. - Oszczędzę ci czasu.

- O, dzięki wielkie! - odkrzyknął mu Remus, narzucając na siebie koszulkę z takim pośpiechem, jakby Syriusz mógł go zobaczyć przez warstwę drewna.

- Powodzenia! Widzimy się później!

- Dzięki, cześć!

 Remus słyszał już tylko kroki, sygnalizujące że Syriusz oddalił się i zbiegł schodami z powrotem na dół. Cóż. Jeden podpunkt z głowy.
Chłopiec wyszedł z zaparowanej łazienki i natychmiast zauważył talerz tostów siedzący na jego skrzyni. Cztery kromki - Syriusz widocznie nie należał do skąpych - a każda z nich szczodrze pokryta innym smarowidłem. Remus uśmiechnął się szeroko i jeszcze raz postanowił sobie, że pomoże dziś Syriuszowi z pakowaniem.

 Resztę godziny spędził na pałaszowaniu tostów i zbieraniu rzeczy, które na przestrzeni miesięcy przemieściły się w różne kąty pokoju, na półki kolegów, a nawet na dół, do salonu. Wykorzystał ją również na ostatnie przesłuchanie Hunky Dory, żegnając się z gramofonem, którego nie będzie dane mu zobaczyć następne parę miesięcy.

 Plakat Davida Bowiego, który Syriusz podarował mu na urodziny, już wcale się nie ruszał - co w sumie nawet cieszyło Remusa, bo dzięki temu będzie mógł zabrać go do przytułku bez zwracania na siebie zbędnej uwagi. Sam bagaż zdawał się nie domykać tak łatwo, jak pod koniec zeszłego lata, kiedy pakował się do Hogwartu, koniec końców zmuszając chłopca do re-aranżacji całego wnętrza kufra, tyle razy, póki wszystko się nie zmieściło.

 Po pakowaniu Remus umył zęby i pozbierał książki do biblioteki, wpychając wszystkie do swojego wyświechtanego tornistra. Był ciekaw, czy Matrona pozwoli mu na zakup nowego - chociaż ostatnim razem, kiedy o to spytał, ta postanowiła, że nauczy go szyć. Bo to przecież „bardzo pożyteczna umiejętność". Nie chciało mu się nawet wspominać, że zaklęcie naprawiające było o wiele skuteczniejsze niż takie szycie - ale i to już nie robiło na tornistrze wrażenia.

 Z podaniem w ręku, chłopiec podążył do salonu, gdzie każdy Gryffindor też zdawał się pakować w pośpiechu. Zazwyczaj przytulna przestrzeń dziś dudniła od gwaru; złożonego między innymi z krzyków tych proszących o zwrot książek i planszówek, uczniów pełzających pod stołami i podnoszących kanapy w poszukiwaniu zagubionych własności, grupek załzawionych siódmoklasistek przytulających wszystkich na pożegnanie i sów latających w tę i z powrotem.

- Remus! - zakrzyknęła Mary, zatrzymując go w przejściu. - Sam jesteś?

- No - ten przytaknął, uśmiechając się łobuzersko.

Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.

- Oho, a co ciekawego planujecie? Właśnie mówiłyśmy z Marlenką, że już od paru tygodni jesteście tacy jacyś spokojni...
- Nie pytaj, a nie skłamię - odparł chłopiec. - Wybacz, ale idę zwrócić książki.

- Lily cię szuka - dopowiedziała szybko Mary.

- Och, a... Zobaczymy się na drugim śniadaniu. Na razie jestem zajęty, przeproś ją ode mnie!

 Tymi słowy wyskoczył przez przejście portretowe na korytarz, który był równie gwarny jak salon, przepełniony uczniami pędzącymi wzdłuż i wszerz i żegnającymi się na wakacje. Irytek, który oczywiście znalazł schowany przez Filcha papier toaletowy, stał pośrodku zamieszania i rzucał mokrymi kulkami w każdego, kto zbliżył się na tyle, by być w zasięgu rzutu.

 Rękami chroniąc głowę, Remus pobiegł w stronę biura McGonagall, gdy Irytek oddał strzał prosto na drzwi. Chłopiec w ostatniej chwili zrobił unik i Irytek odleciał, zanosząc się szaleńczym śmiechem, a McGonagall, która usłyszała zapewne głośne „PLASK" na swoich drzwiach, otworzyła je. Spojrzała w dół, zauważając Remusa, który nadal kucał, nadal również osłaniając głowę rękoma.

- Panie Lupin.

- To Irytek był! - chłopiec natychmiast zerwał się na nogi. - Pani profesor, wie pani co!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 18, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

All The Young Dudes - Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz