Rozdział V cz. 1 "A gdyby tak zanurzyć się..."

29 1 0
                                    

Następne kilka dni było koszmarem. Spędziłem dzień na SOR-ze, musząc tłumaczyć się z rany na głowie, o której z pewnością nie chciałem opowiadać w szczegółach. Przy wszystkich rozmowach, przybierałem grobową minę, starając się nie wyjawiać całej prawdy. No co? Miałem im powiedzieć, że wpadłem do tajemniczej dziury i przeleciałem się łabędziem? Morał z tego taki, że chociaż mnie żadna siła wyższa nie opuściła, bo jakimś cudem przeżyłem.

Za każdym razem, stałem w miejscu, zdenerwowany i z rozpalonymi policzkami, kiedy matka prawiła mi od tygodnia reprymendy.

Wstałem o poranku. Moje ciało tak bardzo mnie bolało, że ledwo mogłem podnieść palce w górę. Frustracja i zmęczenie narastało z każdą próbą podniesienia się z łóżka. Nabrałem głęboko tchu. Poczułem przypływ znużenia i zagubienia. Nie wiedziałem, czy to wina rany, która nadal mrowiła, czy może świadomość, że znowu posprzeczam się z Parkerem bądź matką. O dziwo mogłem liczyć na Ethan'a, który w całym tym chaosie, milczał.

Złożoność jego osoby nie było zbyt trudna, ale jednak, czasami sprawiał wrażenie nie do rozgryzienia. Wkurzało mnie ta jego osobliwość.

Zaschło mi w gardle i zaczynała boleć głowa. Zdenerwowany, jednym susem postanowiłem zwlec się z łóżka, ale zaryłem twarzą o podłogę.

- Nigdy kurna więcej.- powiedziałem, siadając i opierając się plecami łóżka. Głęboko westchnąłem.- Przez trzy lata znosiłem treningi Parker'a, miałem tonę siniaków, a teraz jedna dziura we łbie i człowiek nie jest w stanie się podnieść.

- Nadal nie jesteś w stanie się ruszać?- zapytał Ethan. Kompletnie nie zauważyłem kiedy wszedł do pokoju.

Zbliżył się. Owionął mnie jego osobliwy zapach – dziwna mieszanina świeżo zrytej ziemi i zgnilizny. Chociaż tłumaczyłem sobie, że może to z porannej przebieżki, którą często sobie urządzał przez tutejsze mokradła, miałem wrażenie, że jednak tego ranka gdzieś konkretnie się wybrał.

Wyciągnął rękę w moją stronę. Chciałem machnąć na tą jego pomoc, ale przyjąłem ją a ten pomógł mi wstać.

- Wiesz, ta rana nie wygląda jak wypadek na rowerze- oznajmił, przyciągając mnie do siebie.- Nigdy na nim nie jeździsz. Ale z tobą jest różnie i uwierzyłbym nawet, że walnięcie małym palcem u stopy prosto w mebel, spowodował u ciebie krwiak w mózgu.

- Ja za to nigdy bym nie uwierzył gdyby ktoś powiedział mi, że masz mózg.- odparłem, uśmiechając się.

Skrzywił się.

- Wiem, że byliście gdzieś tego dnia.

- A co? Śledzisz mnie?- spytałem, mrużąc oczy.- Nie masz swojego życia?

- Po prostu nie wciskaj kitu.

- Wiesz co jest jedną z twoich mniej pociągających cech?- rzuciłem beztrosko, odsuwając się od niego.- Wściubianie nosa w nie swoje sprawy.

Przełknął nerwowo ślinę. Następnie odwrócił się w drugą stronę i oparł się dłonią framugi drzwi:

- Nie zapuszczaj się tam- oznajmił.

Zamarłem.

- Nie idź tam więcej- ostrzegł mnie.- Finnegan cię zabije jak już nie próbował.

- Finnegan?- zapytałem zaskoczony, gdyż skojarzyłem to imię.- Burmistrz miasta? A co on ma do tego?

Nie odpowiedział. Wypiął pierś do przodu i złapał głęboko oddech jakby szykował się na coś gorszego.

- Zabije mnie i ciebie, Louis- powiedział.- Siedź cicho, nie węsz, nie próbuj niczego, bo skończysz jak ona.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 06, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

AnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz