Jeszcze nigdy tak szybko nie biegłem jak tej nocy.Jedyną gorszą rzeczą od zestrzelenia nas jak kaczki było niedorównanie tempa Eddie'mu, który swoją drogą pędził jak renomowany koń na wyścigach. Gdybym na niego postawił wygrałbym sowitą nagrodę.
Chłopak poprawił sobie zwisającą na ramieniu Sabrinę, której najwidoczniej instynkt przetrwania podpowiedział, iż zgrywanie trupa działa nie tylko na niedźwiedzie.
Wbiegliśmy w przedsionek domu Eddie'go Schumer'a. Dom był obudowany białym klinkierem. W każdym oknie znajdowała się pieczołowicie wypielęgnowana donica z kwiatami. Równo przystrzyżona trawa mieniła się intensywną zielenią. Nad piętrem widać było poddasze a w nim pracownię Eddie'go, w której godzinami tworzył swoje dzieła na sztaludze. Tak, ten mięśniak ma duszę artysty.
Zdyszani staliśmy u progu domu.
- Otwieraj te drzwi!- wściekle złapałem za klamkę jakby miało to w czymkolwiek pomóc.
Wyciągnął z kieszeni klucze do domu po czym otworzył drzwi. Nie musieliśmy się spodziewać zaskoczonych spojrzeń rodziców Eddie'go, gdyż od ponad dwóch lat mieszkał tu sam.
Rodzice Eddie'go za nic w świecie nie przypominali normalnych rodziców. Bodajże, nigdy nie zamierzali być przeciętnymi obywatelami podmiejskiego osiedla pełnego mieszkańców z kryzysem wieku średniego. Byli wolnymi duszami, które za wszelką cenę poszukiwały swojego miejsca na ziemi.
Eddie'mu nie pasowała ta umowa. Pomimo, iż zawsze zwracał się do swoich rodziców z szacunkiem, dumnym z ich zainteresowań, dało dostrzec się, że brakuje mu rodzinnej atmosfery.
Z Eddie'm znaliśmy się najdłużej z naszej paczki. Dorastaliśmy we wspólnej piaskownicy, a nasz niezniszczalny domek na drzewie był fortecą nie do pokonania. Dwaj muszkieterowie, którzy wspólnymi siłami bronili swej Francji i swojego króla. Na pozycję króla został mianowany nasz pluszowy miś Jack Zwycięzca, który pokonawszy góry, rzeki oraz lasy, zbudował nasz Bastion w koronach drzew. Historia stworzona przez małe dziecięce umysły, ale równie żywa i piękna niczym najlepsza przygoda świata.
Eddie ułożył Sabrinę na kanapie, a potem ruszył w stronę kuchni. Pokaźnych rozmiarów kuchnię można była podzielić na dwa mniejsze pomieszczenia. Na środku celebracyjnie usadowiona była wysepka, a na niej niezliczona ilość różnych suplementów diety oraz witamin. W misce na środku znajdowały się świeżo wyglądające owoce oraz warzywa. Nie groźna mu miażdżyca.
Chłopak wstawił wodę w czajniku, a następnie ruszył w stronę szafek, wyciągając herbatę.
- Nadal dwie słodzisz?- pyta, wsypując do jednego z kubków cukier.
- Tak- odpowiadam.- Jej daj miód.
- Ta, pamiętam- mruknął.- Nadal jest wegetarianką?
- A widzisz, żeby to dziewczę spożywało mięso?- odpieram, biorąc jedno z jabłek z miski.
Eddie zalewa herbatę wrzątkiem i wyciąga z szafki tabletki uspakajające.
- Przydadzą jej się jak się obudzi- bezprecedensowo się z nim zgodziłem.
Sabrina nigdy nie była odporna na stres. W piątej klasie uciekła z sali podczas testu z przyrody. Zanim wytłumaczono jej, że test to nie zsyłka na Sybir ani nie jest egzekucją, w szkole nie pojawiła się przez kolejne dwa miesiące. Nie, dziewczyna kompletnie źle znosiła stres.
Usiedliśmy oboje w fotelach. W kominku żarzył się ogień. Iskierki buchały na wszystkie strony. Nad kominkiem stało wspólne zdjęcie Eddie'go i jego rodziców. Wyobrażałem ich sobie na kolejnej niesamowitej przygodzie gdzieś w dalekich lasach w Amazonii, albo w Afryce współżyjąc z jakimś plemieniem, o którym świat miał dopiero usłyszeć.

CZYTASZ
Ana
Ficção AdolescenteDwa miesiące wcześniej słuch po Anie Hall ginie. Gdy w końcu jeden z uczniów szkoły odnajduje wskazówką nadaną przez samą zaginioną, wychodzą na jaw najmroczniejsze sekrety.