Lisa
Szósty rok to nie przelewki. Uczniowie przekonali się o tym, kiedy w pierwszym tygodniu przestali się wyrabiać z pracami domowymi. Nauczyciele zapewniali, że to dla ich dobra, ze względu na przyszłoroczne owutemy.
Lisa i Emily przesiedziały całe piątkowe popołudnie w bibliotece. Obydwie miały serdecznie dosyć lekcji, a gdyby nie Lisa, Emily nie zdążyłaby oddać na czas eseju o zaklęciach niewerbalnych. Brązowooka, młodsza z sióstr, wyszła z biblioteki przed Lisą, która zatopiła się w jednej z książek o animagii.
Nikt nie wiedział o jej nieudanych próbach. Mimo że wszystko poszło zgodnie z planem, Lisie nie udało się przybrać zwierzęcej formy, ale też nie wywołało to żadnych skutków ubocznych. Tak naprawdę nic się nie stało. Dwie próby, dwa niepowodzenia. Żadnych efektów, nawet negatywnych. Lisa zniechęciła się już po pierwszym, ale była zbyt zdeterminowana. Odkąd wyczarowała cielesnego patronusa, orła, co było bardzo trudnym zaklęciem, zaczęła jeszcze mocniej wierzyć w swoją moc.
Znała każdą stronę tej książki na pamięć. Wiedziała, że wykonała wszystko zgodnie z instrukcjami i nie mogła pojąć, co poszło nie tak. Zamknęła ją z cichym hukiem i odłożyła na miejsce. Zebrała wszystkie swoje rzeczy do torby, która nigdy nie widziała porządku i skierowała się w stronę wyjścia, rzucając krótkie do widzenia do pani Pince.
Wrześniowe, rześkie powietrze przedostawało się przez okna, kiedy Lisa wolno pokonywała korytarz na drugim piętrze. Przestawiała leniwie nogę za nogą, przyglądając się zachodowi słońca za oknem. Za chwilę miała minąć kolejny zakręt, gdyby nie dziwny dźwięk, dochodzący zza drewnianych drzwi po jej lewej. Zwolniła, myśląc, że coś usłyszała, lecz jedyne co dochodziło do jej uszu to głucha cisza. Wznowiła swoją leniwą wędrówkę, ale nie zdążyła zrobić dwóch kroków, kiedy kolejny raz usłyszała dziwne mlaśnięcie, a zaraz za nim dziewczęcy chichot.
Podeszła nieco szybszym krokiem do drzwi, złapała za klamkę i gwałtownie je otworzyła. Tego, co zobaczyła, nie spodziewała się w ogóle. Myślała, że zobaczy jakiegoś szczura lub Merlin wie co innego, ale nie to. Nie Syriusza obściskującego się z jakąś Krukonką.
— Matko — bąknęła, zasłaniając sobie oczy dłonią. — Nie przeszkadzam więcej, ale proponowałabym znaleźć ustronniejsze miejsce — dodała, zamykając drzwi i zostawiając zupełnie osłupiałą parę w składziku.
Odwróciła się na pięcie i prawie biegiem ruszyła na siódme piętro. W mgnieniu oka znalazła się przed portretem Grubej Damy, podała hasło i pobiegła do dormitorium. Chciała wymazać z pamięci widok czerwonych i zdyszanych rówieśników.
— Co jest? — Lisa dopiero po tym, jak Lily sprowadziła ją na ziemię zorientowała się, że stała w miejscu bez ruchu przez dobre dwie minuty. — Coś się stało? — zapytała rudowłosa.
— O, nie — parsknęła Lisa. — Właśnie zobaczyłam Blacka w akcji, a... powiedzmy sobie szczerze... nie chciałam tego widzieć.
Lily zaśmiała się dźwięcznie, a Emily jedynie pokręciła głową. Lisa rzuciła swoją torbę na szafkę przy jej łóżku, by chwilę później położyć się na nim z głośnym westchnieniem. Składzik po odwiedzeniu go przez Lisę opustoszał niemal natychmiast, a kiedy tylko Gryfon wrócił do dormitorium...
Syriusz
— Nie gadaj. — James dźwignął się na nogi, patrząc na Syriusza z otwartą buzią. — I co?
— Nie zwymiotowała? — wtrącił Remus, leżąc na swoim łóżku i przerzucając jakąś piłkę z ręki do ręki.
— Nie — odparł beztrosko Black. — Powiedziała, że powinniśmy znaleźć ustronniejsze miejsce, a potem z powrotem zamknęła drzwi. Kiedy zaproponowałem to Olivii... Ophelii... nie ważne... odepchnęła mnie. — Wzruszył ramionami.
James wybuchł śmiechem, Peter obserwował wszystko i uśmiechnął się pod nosem, a Remus podniósł się do pozycji siedzącej, by Syriusz zobaczył rezygnację w jego oczach. Black jedynie parsknął śmiechem, by po chwili rzucić się na łóżko, na którym leżała połowa jego szafy. Jednak Syriuszowi zupełnie to nie przeszkadzało, a z jedną z koszul spał już trzeci dzień.
Sam nie wiedział, co takiego intrygującego było w Lisie. Zastanawiał się nad tym już pod koniec piątego roku, po dostaniu bombą z farbą. Chciał przestać o niej myśleć, zająć się kimś innym. Jednak, kiedy miało się przy boku Jamesa, cały czas skarżącego się na jego nieudane próby „podrywu" na Lily, mózg Syriusza, wbrew jego woli, przypominał mu o pewnej niebieskookiej Gryfonce. Nie chciał myśleć o niej jako potencjalnej partnerce. Nie potrafił jej zrozumieć. Z jednej strony dobra uczennica, pupilka nauczycieli, dobra, miła, nigdy nie wpadająca w kłopoty... w nocy włócząca się po korytarzach, przesiadująca w dziale ksiąg zakazanych. Uwagę Syriusza zdobyła uczestnicząc w nieudanym kawale.
— Zawsze wiedziałam, że będzie ci do twarzy w tym kolorze. — Lisa ledwo skleiła zdanie przez spazmy śmiechu.
Syriusz zamiast złościć się za zniszczenie jego ulubionych spodni, był niezwykle zdziwiony. Kto by pomyślał, że Lily, Lisa i Emily, trzy spokojne uczennice, wykręcą jakiś numer.
Przymknął oczy, wzdychając i spychając na drugi plan natarczywe myśli o Lisie. Wspomnieniami znajdował się teraz przy Krukonce o blond włosach, z którą obściskiwał się pół godziny temu w składziku na miotły. Przypomniał sobie jej pełne usta, śliczne, inteligentne, niebieskie oczy, idealny nos, długie rzęsy, ledwo widoczne dołeczki, blade piegi, długie i brązowe włosy... Zatopiony w swoich wspomnieniach nie zorientował się, że jego umysł zamienił Krukonkę na inną osobę.
CZYTASZ
The Full Moon
FanficKtoś mi kiedyś powiedział, że pozory mylą. Możecie mnie próbować przekonać, ile razy mieliście rację, oceniając książkę po okładce, a tak naprawdę nigdy nie zajrzeliście do jej wnętrza... Nie przeczytaliście kolejnych stron, zatrzymując się na tej p...