Michael
Siedziałem przy barze, popijając piwo. Umówiłem się tutaj ze Scottem, który miał podać mi adres domu, w którym wychowywał się ochroniarz Audrey. To jedyna informacja o Aaronie, jaką udało mu się ustalić. Ale mój przyjaciel jak zwykle się spóźniał, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że tego nienawidziłem. W ten sposób okazywało się brak szacunku drugiej osobie.
Dopiłem piwo i spojrzałem na zegarek. Ten skurczybyk powinien zjawić się już pół godziny temu... Westchnąłem zirytowany. Chwyciłem telefon leżący na blacie, po czym wybrałem numer Scotta.
一 Cześć, gdzie jesteś?
一 Nie będzie mnie.
一 Jak to cię, kurwa, nie będzie?
一 Normalnie, adres wyślę ci sms'em.
一 Żartujesz sobie ze mnie, prawda? 一 zapytałem zły.
一 Nie. Chciałem, żebyś pojawił się tam z innego powodu. Znalazłem tego drugiego kolesia z nagrania. Rozejrzyj się dokładnie, a może uda ci się wypatrzeć go w tłumie. Mam nadzieję, że dobrze wykorzystasz tę informację.
Nie czekając na moją odpowiedź, zakończył połączenie. Koniecznie musiałem uciąć sobie z nim krótką pogawędkę na ten temat. Nie powinien brać mnie tak z zaskoczenia. Musiałem przecież mieć wszystko dobrze przemyślane, aby nie nabawić się kłopotów. Nie przepadałem też zbytnio za improwizacją. Istniało za duże ryzyko niepowodzenia, ale nie mogłem przepuścić takiej szansy. Nie wiadomo, kiedy nadarzyłaby się taka druga okazja.
Rozejrzałem się po sali i zamarłem na chwilę w bezruchu. Scott się nie pomylił. W progu stał roześmiany Raphael Lee, którego twarzy nie potrafiłem zapomnieć, przynajmniej nie w tym życiu. To on zabił moją malutką Ivy, a teraz zachowywał się jak gdyby nigdy nic, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej.
Schowałem komórkę do kieszeni kurtki, nie spuszczając przy tym wzroku z mężczyzny. Zastanawiałem się, jak mógłbym mu się odpłacić. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl, a mianowicie śmierć. Chciałem, żeby cierpiał tak mocno, jak Zoe, gdy musiała patrzeć, jak łamał kark naszemu aniołkowi.
Położyłem pieniądze na ladzie, po czym szybko wyszedłem z baru na zewnątrz. Musiałem się upewnić, czy dalej miałem w bagażniku łom, który spakowałem na wypadek, gdybym musiał włamać się do domu Andersona, jeśli okazałby się zamknięty.
Otworzyłem klapę i uśmiechnąłem się na widok kawałka metalu. Przed wyjęciem go, rozejrzałem się ostrożnie dookoła. Na szczęście nikogo nie było. Miałem wolną drogę. Wystarczyło tylko poczekać, aż koleś opuści bar. Akurat to umiałem zrobić. Byłem cierpliwym człowiekiem, kiedy wymagała tego sytuacja.
Po cichu zamknąłem bagażnik, a następnie oparłem się o drzwi samochodu. Łom trzymałem schowany za plecami. Nie chciałem wzbudzić paniki w jakimś przechodniu, który mógłby się napatoczyć w każdej chwili. Wolałem tego uniknąć, ponieważ znalezienie odpowiedniej wymówki mogło mnie rozproszyć w obserwacji terenu, a musiałem jeszcze wymyślić, jak zwabić tego faceta w ślepy zaułek, mieszczący się tuż za ścianą lokalu. Najlepszym sposobem wydawała mi się prowokacja. Gdybym tylko wiedział, który z samochodów należał do niego, na pewno bym go zniszczył. Po czymś takim od razu poszedłby za mną bez zastanowienia, ale czekanie, żeby zobaczyć, do którego auta wsiada i odjeżdża, byłoby bez sensu. Nie chciałem tracić cennego czasu na śledzenie go. Wolałem załatwić wszystko od ręki.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałem, ile będę musiał na niego czekać. Dlatego postanowiłem zrobić, coś czego nie lubiłem – zaimprowizować. Nie miałem innego wyboru.
CZYTASZ
Zemsta |Korekta|
Mystery / ThrillerMichael Waston nigdy nie wybrałby dla siebie takiego życia. Jednak los postanowił sobie z niego zadrwić. Stał się człowiekiem pozbawionym skrupułów, a jego jedynym celem w życiu została zemsta, która miała przynieść mu ukojenie. Audrey McLean chcia...