Rozdział 9

305 82 128
                                    

Michael

Tego wieczora ponownie siedziałem nad aktami z napadu na konwój. Jakiś natarczywy głosik w mojej głowie nie chciał mi dać spokoju. Kazał przejrzeć ponownie wszystko dokładnie. I za każdym razem wyłapywałem nowy szczegół. Postanowiłem raz jeszcze wziąć pod lupę wzmianki o moim byłym przełożonym Jamesie Blacku. To on zaplanował trasę i poinformował jakiego więźnia będziemy przewozić tamtego dnia. Prócz nas wiedzieli o tym jeszcze Samuel i Joe, ale oni stracili życie w akcji, która była skazana na porażkę praktycznie od samego początku. Nie mogłem ich winić o niepowodzenie... ale James coś mi w nim nie pasowało. On zmienił w ostatniej chwili nasz kurs, który miał okazać się bezpieczniejszy. I wtedy czerwona lampka zapaliła się nad moją głową. Elementy układanki powoli zaczęły układać się na swoje miejsce. Jak mogłem być tak głupi, żeby nie zauważyć tego połączenia? Nie mogłem uwierzyć, że zajęło mi to cały cholerny rok, aby połączyć ze sobą te kropki.

Miałem już wcześniej pewne podejrzenia co do Jamesa, ale nie chciałem w nie wierzyć, ponieważ był dla mnie autorytetem. Jednak poszlaki wskazywały na niego. Jego imię i nazwisko, zbyt często powtarzało się w sprawach, w których w magiczny sposób znikały dowody umożliwiające schwytanie sprawcy. Black jako jeden z nielicznych osób miał dostęp do takich informacji.

Czyżby to właśnie było jednym z powodów, przez które odszedł na wcześniejszą emeryturę?

Nie mogłem się mylić, nie, kiedy serce i rozum podpowiadały to samo. Musiałem wyjaśnić swoje przypuszczenia, jak najszybciej. Scott jako jedyny był w stanie udzielić odpowiedzi na moje pytania. Moim zdaniem był geniuszem, który nie miał sobie równych. Nie dało się przed nim niczego ukryć.

Podniosłem telefon, leżący obok zaczętej butelki wódki na stoliku. Wybrałem numer Scotta. Miałem to szczęście, że odebrał od razu. Czasami ciężko było się do niego dodzwonić, zwłaszcza gdy był na służbie. Wtedy całkiem graniczyło to z cudem.

— Musisz jeszcze coś dla mnie znaleźć i to na już 一 powiedziałem od razu, nie chcą marnować czasu cennego czasu na przywitanie się, jeśli moje przypuszczenia okażą się słuszne, będę musiał załatwić jeszcze jedną ważną sprawę.

— Cóż za miłe powitanie, Michael — odpowiedział z przekąsem. Akurat teraz zwrócił na to uwagę. Zawsze przechodził od razu do sedna sprawy, a teraz mu to przeszkadzało.

— To ważne, Scott. Nie wiem, jak mogłem być ślepy przez tyle czas. James Black od samego początku przecież wydawał mi się podejrzany. Chcę wiedzieć, czy miał coś wspólnego z napadem na konwój, możesz to dla mnie sprawdzić?

— Daj mi chwilę, spróbuję sprawdzić jego komputer i pocztę. 一 Musiał przełączyć na tryb głośnomówiący i położyć komórkę obok klawiatury, ponieważ słyszałem, jak stukał palcami o klawisze 一 Nie ma tego zbyt wiele, ale większości plików jest zaszyfrowanych.

— Kurwa!

— Nie ma co się denerwować, wiesz przecież, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Daj mi trochę czasu.

To właśnie w nim lubiłem, dla niego nawet niemożliwe było do zdobycia.

— Będę czekać.

Zakończyłem połączenie, kładąc się wygodnie na kanapie. Położyłem przedramię na czole, patrząc w sufit, pogrążyłem się we wspomnieniach.

Od paru miesięcy kręciłem się pod budynkiem, gdzie odbywały się cotygodniowe posiedzenia grupy wsparcia. Jednak brakowało mi odwagi, aby wejść do środka. Za każdym razem, gdy próbowałem otworzyć drzwi i przekroczyć próg budynku, jakaś niewidzialna siła powstrzymywała mnie przed tym. Wycofywałem się wtedy na bezpieczną odległość, a przynajmniej uważałem, że ławka po drugiej stronie ulicy nią jest. Siedziałem na niej przez całe dwie godziny, bijąc się z myślami.

Zemsta |Korekta|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz