Rozdział 5

420 100 132
                                    

Grace

Nie wiem, co mnie podkusiło do pójścia na ten przeklęty cmentarz. Nie powinnam tego robić, nie po tym, jak moja rodzina wyrządziła temu człowiekowi tyle krzywd. To był bardzo zły pomysł, a i tak to zrobiłam. Moja mama też była pochowana w tym miejscu, zaledwie dwie uliczki dalej. Często widziałam go stamtąd, jak płakał nad grobem bliskich. To sprawiło, że czułam się jeszcze gorzej. Za pierwszym razem miałam ochotę podejść do niego i przeprosić, ale nie potrafiłam tego zrobić. Brakowało mi odwagi, by spojrzeć mu w twarz.

Czułam się winna, mimo że nie pociągnęłam za spust ani nie miałam z tym nic wspólnego. Każda krew przelana przez mojego brata i ojca budziła we mnie wstręt. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego w tak okrutny sposób potraktowali tego człowieka. On tylko wykonywał swoje obowiązki. To nie była przecież jego wina, że nie chciał wypuścić Liama, który na własne życzenie wpakowała się w kłopoty. Taką miał pracę, za to mu płacili. Mój brat wyszedł cało z tej potyczki, bez prawie żadnego zadrapania. A ten mężczyzna zapłacił bardzo wysoką cenę. Było mi go żal.

Nigdy nie pochwalałam tego, co robiła moja rodzina. Nie podobało mi się, że żyłam z pieniędzy splamionych krwią. I dlatego, kiedy w końcu udało mi się zebrać się na odwagę, uciekłam z pomocą mojej przyjaciółki. Zapadłam się pod ziemię, zmieniając imię i nazwisko. Nie chciałam, żeby udało im się mnie odnaleźć.

Rok temu coś we mnie pękło. Gdy usłyszałam rozmowę ojca z Liamem, który chwalił się jak zniszczył życie temu policjantowi, zabijając tę biedną malutką dziewczynkę. Moje serce rozsypało się na drobne kawałeczki. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego posunął się to czegoś tak bardzo złego. Nie spodziewałam się po nim w ogóle, że jest w stanie uśmiercić niewinne dziecko. Tej nocy Liam stał się potworem w moich oczach. On i reszta mojej rodziny, której nienawidziłam. Moja mama miała od samego początku do nich rację. Cieszę się, że wychowała mnie inaczej. Że jej poświęcenie nie poszło na marne. Pomogła dostrzec mi prawdę.

Nie wiedziałam, czy gdybym nie usłyszała tego, co wtedy zdecydowałabym się na taki krok. Jednak ta chora sytuacja sprawiła, że spakowałam swoje rzeczy i niczym złodziejaszek uciekłam przez okno. Ale teraz jestem dumna z siebie, że podjęłam taką, a nie inną decyzję.

Nie zostawiłam po sobie listu pożegnalnego. Nawet nie wiedziałam, co miałabym w nim napisać.

Zmieniłam się, żeby nie mogli mnie rozpoznać na ulicy. Przytyłam parę kilogramów, przez co nie wyglądałam już jak chodzący szkielet. Stres nie powodował już u mnie odruchów wymiotnych i byłam w stanie normalnie zjeść. Zamiast soczewek zaczęłam nosić okulary; już nie musiałam udawać idealnej. Odważyłam się pomalować moje kruczoczarne włosy, z których byłam tak dumna, na płomiennorudy kolor, który całkowicie nie był w moim stylu. Podobały mi się te zmiany. Czułam się teraz lepiej we własnym ciele. Stałam się pewniejsza siebie.

Dzięki namowom Lottie wyjechałam do małego miasteczka, w których wychowywała się i została pochowana moja matka. Na początku nie byłam do tego pomysłu przekonana, ale jej argumenty były nie do przebicia. Miała rację, że tutaj nie będą mnie szukać. Sama po jakiś czasie i długich namysłach przekonałam się, że mówiła prawdę. Bill nienawidził tego miejsca, tak samo, jak i swojej żony, dlatego też jego noga nie powstała tutaj od czasu ich ślubu, co było mi na rękę. Przez ten czas nie udało im się mnie odnaleźć. Może nawet nie próbowali? W tej chwili nie interesowało mnie to. Liczyło się tylko to, że w końcu udało mi się znaleźć z dala od wszystkich machlojek, byłam wolnym człowiekiem. Zaznałam swobody, której tak bardzo pragnęłam. Mogłam być sobą, tą prawdziwą mną. Nie musiałam uważać na słowa i bać się, że powiedziałam coś nieodpowiedniego. Nikt nie sprawował nade mną kontroli. Dopiero teraz poczułam, że oddycham pełną piersią.

Zemsta |Korekta|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz