!Ostrzeżenie - drastyczne sceny! (muzyczka moim zdaniem wpisuje się w to co chciałam ująć, że czuje Ereś. Można puścić sobie w pętli na przykład)
-Eren? -Ocknąłem się z letargu i rozejrzałem dookoła siebie. Gdzie ja do cholery jestem? I co się stało...? Wspomnienia ze śmierci Jeana wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Zatrzymałem konia w pobliżu oddziału, z którym jechałem i za najbliższym drzewem opróżniłem swój żołądek dwukrotnie. Podbiegła do mnie brązowowłosa dziewczyna o imieniu Sasha, jednak zatrzymałem ją ruchem ręki w odpowiedniej odległości.
-Wszystko w porządku? Strasznie zbladłeś i już od kilku kilometrów byłeś strasznie cicho. Chciałbyś coś zjeść na poprawę humoru? Mam kilka sztuk suszonego mięska.
-Dzięki Sasha, ale czuję, że nic bym teraz nie przełknął. Jednak jeśli znalazłabyś dla mnie jakiś bukłaczek z wodą...
-O-oczywiście już biegnę zapytać Kaprala. - Dziewczyna oddaliła się szybko ode mnie, a ja z trudem usiadłem z twarzą skierowaną w stronę grupy. Po chwili wróciła z obiecaną wodą oraz z kobietą w okularach.
-Eren, mogłeś powiedzieć, że się źle czujesz to zrobilibyśmy dłuższy postój ostatnio.
-Już mi lepiej. - Wstałem lekko chwiejąc się na nogach i ruszyłem powoli w stronę swojego konia. Jednak zanim wsiadłem powstrzymał mnie zimny głos, który o dziwno dość dobrze znałem.
-Nawet nie próbuj, dzieciaku. Jesteśmy już niedaleko wioski, która jest naszym celem, ale możemy pozwolić sobie na dodatkową przerwę. Ruszymy jak tylko przestaniesz wyglądać jak trup. - Poczułem na sobie to zimne i chłodne spojrzenie. Nawiązałem kontakt wzrokowy z Levim Ackermannem i przytaknąłem ruchem głowy. Dziwnie zobaczyć go w takim wydaniu. Jednak zachował swoją charyzmę, którą zapamiętałem z lekcji.
-Słyszeliście co powiedział Kapral. Wsiadać z koni i je napoić.- Kobieta w okularach powtórzyła rozkaz na co wszyscy potulnie zsiedli z koni i podprowadzili je do strumyka. Sam udałem się do niego i przemyłem kilka razy twarz zimną wodą co pomogło mi ochłonąć i trochę uporządkować myśli. Przyjrzałem się swojej twarzy. Włosy były teraz trochę dłuższe niż z ostatniego czasu jak widziałem swoje odbicie, zielone oczy straciły swój dziecięcy blask a rysy twarzy były bardziej surowe. Największą zmianą był brak uśmiechu, który wszystkim wokół tak bardzo się ze mną kojarzył. Potrząsnąłem lekko głową i odwróciłem wzrok. Nie chciałem już dłużej na siebie patrzeć. Minęło około pół godziny, w tym czasie zjadłem jedną sztukę mięsa oferowaną przez Sashę. Dowiedziałem się z rozmów, że kobieta w okularach to Hange Zoe i jest równie ważna w Zwiadowcach co Kapral Ackermann. Powoli układałem sobie w głowie działanie świata, w którym się znalazłem. Podniosłem się z ziemi i przygotowałem konia do podróży.
-Jestem gotowy, Kapralu.
-Nie zrobisz nam kolejnej takiej akcji?
-Nie, sir. - Mężczyzna skinął głową i po chwili już wszyscy siedzieli w siodłach.
-Na pewno już dobrze się czujesz? Wiesz, mi możesz powiedzieć. - Sasha powoli podjechała do mnie. Widocznie zamieniła się z kimś miejscem w kolumnie, by być bliżej albo ktoś kazał jej mnie pilnować.
-Jest w porządku. Czuję się lepiej. Poza tym mamy misję do wykonania i nie mogę zatrzymywać oddziału. - Miałbym wtedy jeszcze większe wyrzuty sumienia.
-Rozumiem.- Dziewczyna zamilkła a reszta drogi minęła w ciszy, którą zakłócał tylko oddech koni i tupot ich kopyt. W końcu dotarliśmy do wioski, która była celem misji. Była wyjątkowo opuszczona, czego się nie spodziewaliśmy. Zostawiliśmy konie na wysokości pierwszych domów po czym we wcześniej ustalonych grupach zaczęliśmy przeszukiwać domostwa. Wokół panowała złowieszcza cisza. Byliśmy poza murami a nigdzie nie było widać tytanów, co było niepokojące. Powoli wchodziłem do każdego domu, jednak oprócz kurzu, cała reszta wyglądała jakby była pozostawiona w pośpiechu. Co tu się u licha stało? Gdzie są ci ludzie? Co tu się stało, cholera? Patrzyłem na twarze towarzyszy, jednak ich miny wskazywały podobne odczucia jak moje. Nikt nie rozumiał co właściwie się zdarzyło. Tylko Kapral miał zniesmaczoną minę, ale to najpewniej z powodu wszechobecnego kurzu. Nagle z pobliskich drzew zerwały się ptaki. Wszyscy skupiliśmy uwagę i poszukiwaliśmy wzrokiem zagrożenia. Jednak nic się nie działo. Nadal panowała cisza. Złowroga cisza, którą przerwał kobiecy krzyk a potem ryk potwora. Poczułem gęsią skórkę na przedramionach i wyjąłem miecze w momencie kiedy przede mną pojawił się Odmieniec. Dziwnie zmutowany tytan, który zachowywał się prawie inteligentnie. Poczułem adrenalinę krążącą w żyłach i skoczyłem. Idealne cięcie a potem kolejne. Dźwięk upadającego mięcha ledwo do mnie dotarł. Oprócz najlepszych ludzi korpusu zwiadowców miałem największą liczbę zabitych tytanów na koncie. Potem znalazłem ciało. Stratowane ciało Sashy, jeszcze z kawałkiem jedzenia w ręce. I zawładnęła mną furia. Każdy kolejny potwór kończył tak samo. Tylko na moment moje spojrzenie skrzyżowało się z lekko zasmuconym wzrokiem Kaprala Leviego. Jednak zanim o tym pomyślałem kolejne dwa tytany padały martwe. Jeden zabity przeze mnie, drugi przez miecze Ackermanna. Byłem cały od krwi i po dotknięciu stopami ziemi musiałem uspokoić oddech. Jednak to nie pomogło. Wciąż byłem zły. Kolejna. Kolejna ofiara, której nie mogłem uniknąć. Czy tak wygląda całe twoje życie? Jeśli tak to jest mi cholernie przykro, bo to wygląda tak, jakby każdy kto się do ciebie zbliżył, umierał. Przykryłem ciało Sashy płótnem, nie mogliśmy pozwolić sobie na dodatkowe obciążenie, i wyciąłem znak korpusu zwiadowców z jej kurtki. Zbierałem wszystkie, które mogłem a potem podszywałem nimi własną po misjach. By o nich nie zapomnieć ani o tym co zrobili. Zmiąłem materiał w palcach i wcisnąłem go do kieszeni. Otarłem policzek z krwi i spojrzałem w stronę zachodzącego słońca, które zabarwiło pobliskie pola intensywną czerwienią niczym krwią. Sasha była jedyną ofiarą tej wyprawy.
Potem nie było nic. Czułem się jakbym oglądał film ze mną w roli głównej. Wszystko przesuwało mi się przed oczami z zawrotną prędkością a ja widziałem tylko śmierć i więcej śmierci. Potem poczułem ucisk w klatce piersiowej, gdy skupiłem wzrok na jednym momencie. Karpal Levi leżał pod ogromnym głazem, z jego głowy ściekała krew a jego oczy były wyblakłe, usta otwarte w niemym krzyku. Poczułem łzy. Po raz pierwszy od dawna, ilekolwiek czasu minęło, poczułem łzy ściekające po mojej twarzy. Odwróciłem wzrok, nie mogąc już dłużej tego znieść.
-Teraz już wszystko wiesz.- Znów stałem na szczycie murów. Widziałem zachód słońca i niezniszczone ziemie i domy. Koło mnie stał mój sobowtór.
-Jak Ty to przeżyłeś? Każda, jedna śmierć, przecież...
-Bolało, okropnie bolało. Ale przeżyłem, bo taka była ich wola. Ich wszystkich. Każdy z nich zginął bym ja mógł żyć.- Spojrzałem w jego zielone oczy, pełne smutku i łez.
-Przykro mi, że tak to się dla Ciebie skończyło.
-Dlatego nie mogłem pozwolić, byś i ty skończył jak ja. Musiałem spróbować i później poniosę tego konsekwencje. Jednak jeśli mogę Ci pomóc to pomogę. Dlatego uratuj ich. Proszę.
Yuuri =^.^=
CZYTASZ
Kogo wybierasz, Jeager?
FanfictionDoświadczony przez życie Eren Jeager przenosi się do nowej szkoły. Chodzi do drugiej klasy liceum razem z Mikasą, przybraną siostrą Leviego Ackermana, nowego wychowawcy. Okazuje się, że przeszłość powraca do nastolatka mimo przeprowadzki do innego k...