Epilog 2

554 27 16
                                    

"TRUDNOŚCI, Z KTÓRYMI ZMAGASZ SIĘ DZISIAJ, PRZECHODZĄCĄ W SIŁĘ, KTÓREJ POTRZEBUJESZ NA JUTRO. TYLKO SIĘ NIE PODDAWAJ"

Kertianowi jako jedynemu udało się uciec z domu w trakcie pożaru. Przed oczami nadal miał moment, w którym mężczyzna w masce łapie go i przewala na ziemię, by poderżnąć mu gardło podobnie, jak zrobili to jego towarzysze z babcią i chorym bratem. Kiedy ostrze zbliżyło się do jego gardła, na pomoc przybył mu jego ojciec. Bez problemu poradził sobie z jednym wampirem, ale potem pojawili się kolejni, został odepchnięty przez ojca a ostatnie słowa, jakie usłyszał brzmiały "Uciekaj, tak szybko,  jak tylko możesz. Masz żyć". Potem siedmiolatek uciekł, ostrożnie by nie zostać zauważonym przez napastników, którzy na jego oczach zabili jego młodszego braciszka, a ciało rzucili na ziemię, jakby był śmieciem. Wtedy najbardziej na świecie chciał cofnąć czas i znaleźć się z rodzicami i braćmi daleko od tego miejsca. Wigilia miała, wyglądaj inaczej.
Po opuszczeniu domu zaczął szukać swojej matki, ale po niej ślad zaginął i był skazany tylko na siebie. Minęło kilka miesięcy a chłopiec cięgle szukał matki albo dziadka jednak los chciał, żeby ich drogi się rozeszły. Tułał się brudny w podartych ubraniach po parkach albo ulicach, w których przesiadywali żebracy tacy jak on. Był gotów dla jedzenia przyjąć każdą pracę nawet w upalny dzień pracować do zmroku na polu, żeby zarobić trochę pieniędzy na jedzenie. Na lekarstwa nie starczyło mu wystarczająco dużo pieniędzy, żeby pozwolić sobie na większe wydatki, a dorabiał sobie tylko czasami. Nikt nie chciał przyjąć do pracy siedmiolatka, a nawet jeśli takie osoby się zdarzały to oferowały bardzo małe zarobki w warunkach, w których tylko bardzo zdesperowana osoba zgodziłaby się pracować. Trafiał na wielu ludzi, ale prawie nikt nie chciał zaoferować mu pomocy, a nawet czasami otworzyć drzwi. Wyglądał okropnie, jakby te kilka miesięcy zrobiło z niego zupełnie inną osobę. A przecież kiedyś było inaczej. Był ulubieńcem dziadka i kochanym synem, który miał wszystko, co tylko chciał. Teraz jednak nie miał nic. Jego włosy były przetłuszczone do ramion i poplątane, a ciało brudne i okaleczone. Pewnego dnia jakby Bóg przypomniał sobie o nim i na jego drodze postawił elegancką kobietę, która zaoferowała mu dom i rodzinne ciepło. Chłopiec dalej mógł szukać matki i tułać się z jednego miasteczka do kolejnego albo przyjąć pomoc. To jednak było tylko kłamstwo, bo kobieta i mężczyzna tylko na pozór wyglądali na dobrych rodziców. Dowiedział się, że przygarnęli go tylko dlatego, że był bardzo podobny do ich biologicznego synka, który został im prawnie zabrany. Na początku wydawało się, że w końcu jego życie zdawało się układać i przez kilka lat udawali poukładaną i wzorową rodzinę: razem jeździli do eleganckiej restauracji, podróżowali za granicą. Znajomi byli pod zachwytem urodą Kertiana nawet nieznajomi patrzyli się na nich z uśmiechem. Kertian dziękował za komplementy, ale były ona dla niego zbędne. W szkole również był najbardziej popularnym chłopcem, ale jego nowa "matka" postanowiła zatrudnić nauczycieli, żeby uczyli go w domu. Wszystko przez jedno wezwanie z powodu kilku siniaków na jego ciele. Od tej pory musiał uczyć się pilnie w domu, znajomych także nie mógł mieć, a wychodzić z domu mógł tylko na kilka godzin. Czuł się jak więzień, tym bardziej że pod wpływem alkoholu został wytykany przez swoich przybranych rodziców palcami i obrażany. Traktowali go dobrze tylko przy swoich znajomych, ale rzeczywistość różniła się od przedstawienia w jakim  musiał grać. Minęło kilka lat, a jego życie zdążyło zmienić się w istny koszmar. Zostawał bity do tego stopnia, że skóra odchodziła od kości i gdyby nie nadnaturalna szybkość regeneracji to prawdopodobnie umarłby już dawno. Ból, jaki znosił każdego dnia dla zabawy przybranych rodziców, których przeklinał w głowie był niewyobrażalny. Nie mógł nawet zmusić się, żeby na nich spojrzeć o ucieczce tym bardziej nie mógł myśleć, ale największą trudność było uśmiechanie się do nich i nazywanie "najlepszą mamą i tatą pod słońcem" gdy zjeżdżali się goście i kuzyni. Cierpiał w samotności, a na jego ciele nie było nawet blizny. Poczuł jak jego krew, rany, serce staje się zimniejsze. Każdego dnia został biły, kopany, palony w plecy i ręce rozżarzonym prętem. Znosił to piekło do czasu. Pomimo wszystko, co mu się przydarzyło Kertian nadal chciał żyć. W końcu nauczył się, żeby było mu w przyszłości łatwiej, nie może czekać tylko zabrać się do działania. Pewnej deszczowej nocy udusił kobietę, gdy ta piła alkohol przed oknem i to samo zrobił z mężczyzną. Nie czuł żalu, wyrzutów sumienia czy innych uczuć, przez które źle by się czuł. Wręcz przeciwnie wreszcie czuł się wolny. Pierwsze morderstwo, które popełnił z wolnej woli. Przez cały czas był sam i przestał się łudzić, że w końcu jego rodzicielka po niego przyjdzie. Czemu zapomniała o Kertianie? Dlaczego go nie szukała? W końcu postanowił wziąć los w swoje ręce i żyć tak jak sam chce. Jako że był na papierach prawnych zapisany jako syn małżeństwa, to miał prawo do ich majątku, jednak jako dziecko chowane zawsze pod grubymi ścianami, miał problem z rozmową między ludźmi. Dobrze mu było samemu, a w większym gronie czuł się przytłoczony.

***

Kilka lat później siedemnastoletni Kartian został porwany przez wampira, który nasłał podpalaczy na jego rodzinę i spalił dom razem z najbliższymi. Tym razem nie udało mu się uciec i zakuty w kajdany został przyprowadzony przed oblicze głowy drugiego z najsilniejszego klanu wampirów. Trafił do miejsca, w którym wampiry zarabiały na życie kradnąc, szantażując, zabijając lub sprzedając różne trucizny albo bawiąc się życiem co sprawiało im przyjemność. Klan, który zdominował mniejsze swoim bezwzględnym postępowaniem.

- I co? Warto było uciekać przed czymś nieuniknionym? - zadrwił mężczyzna przed nim ubrany na czarno.

Chciał coś powiedzieć, ale jego usta zostały sklejone grubą taśmą.
Został przywieziony do wielkiego domu, przypominający starożytny zamek z meblami w stylu wiktoriańskim.

- Widzisz, że pamiętałem o prezencie. - Powiedział do córki. - Liliann jak ci się podoba twoja nowa zabawka? Sam jestem ciekawy, ile taki mieszaniec może przejść, a po jakim czasie będziemy go zakopywać.

Dziewczyna stojąca przy mężczyźnie była śliczna. Miała blond włosy do łopatek, była średniego wzrostu i  szczupła. Chociaż wiekowo wyglądali na podobnych, to całkiem możliwe, że dziewczyna miała dużo więcej lat, niż wskazywał wygląd.
Kertian był przystojnym mężczyzną podobnym do ojca o jasnobrązowych włosach i niebieskich oczach z długimi ciemnymi rzęsami oraz widocznymi kośćmi policzkowymi.

- Hmmm wygląda na buntownika ojcze. - powiedziała słodkim głosem.

Wokół stały wampiry w kapturach z zasłoniętymi twarzami i wyprostowanej postawie. Na samym środku pomieszczenia na tronie siedział mężczyzna pokazujący swoje czerwone oczy, a w ręku trzymając cygaro. Założył nogę na nogę, przyglądając się Kertianowi. Łańcuchy były mocno związane wokół jego rąk i nóg, klęczał na kolanach. Jednak zacięty upór, który promieniował od niego, jasno dawał do zrozumienia, że ten bezradny stan, w którym się znajdował, wynikł tylko z kajdan. Jedyna rzecz, która powstrzymywała go przed zrobieniem czegoś głupiego.

- On jest bezużyteczny, po co wam taki nic niewarty dzieciak? Ani to wampir, ani człowiek. - Powiedział mężczyzna wchodzący do pokoju.

Podszedł do niego i przykucnął przed nim, chwytając za jego szczękę. Przyjrzał mu się przez chwilę, ściskając palce na jego policzkach, jakby chciał je rozerwać.

- Heledinie, ale przecież sam podsunąłeś pomysł o zabiciu rodziny Mond. Szanuje cię przyjacielu, ale on może okazać się całkiem ciekawy.

Heledin wzruszył ramionami.

Akademia Łowców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz