49

334 28 2
                                    

Carla po tym, jak przeszła się po lesie widząc duże ślady wilka na błocie, wróciła do stodoły i zaczęła czekać na swojego przyjaciela oraz jego kuzyna. Choć pogoda była ładna, a na dworze panował spokój, po kilku godzinach zaczęła się nudzić, musiała wytrzymać. Uzbroić się w cierpliwość, a odrzucanie powiadomień od Alucarda było męczące. Czy on nigdy sobie nie da spokoju? To chyba zrozumiałe, że skoro odrzuciła z dwadzieścia jego połączeń, to z kolejnymi zrobi podobnie.
Nagle usłyszała warkot motoru, po czym zgaszenie silnika.

- Pierwszy. – Krzyknął Colin. – Mówiłem, że tak będzie, jesteś mi winny pięćdziesiąt dolarów.

W jego głosie słychać było entuzjazm  gdy schodził z pojazdu, ale bardziej niż z nagrody cieszył się z wygranej. Przez większość życia oboje rywalizowali ze sobą.

- Pff przecież nie mówiłem na serio. – Odpowiedział Scott, zakładając kask na gumową rączkę.

Colin podał rękę i pomógł zejść z motoru dziewczynie o czarnych włosach sięgające do pasa oraz dużych wyraziste oczach o barwie stopionego złota. Carla na jej widok poczuła ukłucie zazdrości. Była śliczna, ale była człowiekiem, a przecież Colin nigdy chętnie nie był skłonny do pomocy ludziom, a tym będzie Scott.

- Sam chciałeś się założyć, więc teraz dotrzymaj obietnicy. – Włożył kluczyki do kieszeni.

Wyciągnął przed siebie rękę i ruchem palców poprosił o nagrodę.

- Nie mam przy sobie kasy.

- Widziałem, że masz kartę kredytową, upomnę się o swoje, gdy znajdziemy bankomat. – przerwał i odwrócił się. – Część! Dawno się nie widzieliśmy.

Carla posłała mu fałszywy uśmiech, widząc obok idącą nieznajomą, której sobie nie życzyła.

- Kto to jest? – spytała bez owijania w bawełnę.

Chłopacy podeszli do niej i otaksowali z góry na dół stodołę a ich wzrok mówił sam za siebie – liczyli na coś lepszego. Kręcili głowami, a ich wzrok przechodził z upuszczonej budowli na tereny zielone, jakby spodziewali się kogoś jeszcze. Chciała powiedzieć „bez obaw, jestem sama” ale powstrzymała się, by wysłuchać wyjaśnień Colina.

- Tak bez przywitania od razu z pretensjami wyjeżdżasz.

Chłopaki oraz niemile widziana dziewczyna ominęli ją i weszli do środka. Co prawda również jest przyzwyczajona do większych wygód niż spanie na stracie siana w towarzystwie gryzoni, ale na nic lepszego nie mogła sobie pozwolić. W tym mieścić nie było hoteli albo kwater do wynajęcia, nawet do sklepu było dość daleko.

- Wybacz, ale nawet mnie wspomniałeś powiadomić, że przywieziesz ze sobą jeszcze kogoś. – zmierzyła ją wzrokiem. – To jest ta ludzka dziewczyna, którą się Killian zajmował, tak?

Na samą myśl rozzłościła się jeszcze bardziej. No Ba, że to ona. To przez nią oddaliła się od Killiana i przestała mu ufać, bo wolał spędzać czas z tą smarkulą, niż łaskawie z nią porozmawiać.

- Dyrektor kazał nam nią niańczyć, więc delikatnie mówiąc, musieliśmy ją zabrać ze sobą. – Odezwał się Scott.

Minął szmat czasu odkąd go widziała i musiała przyznać, że się nic nie zmienił, ale czarna bluza i spodnie z dziurami pasują do niego lepiej niż mundurek.

- Tak dla przypomnienia, ja tu stoję. Obok. – wyciągnęła rękę w stronę Carly. – Jestem Shirley.

Carla popatrzyła na jej drobną dłoń i powstrzymała się przed uściskiem.

Akademia Łowców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz