Rozdział 8

167 13 8
                                    


-Teraz wiesz jak się  czułem, gdy w ułamku sekundy mój świat się zawalił. Mam nadzieję, że masz świadomość kto jako pierwszy stwierdził, że można jeszcze zaczekać - wspomniana sytuacja miała miejsce kilka lat temu i tyczyła się największej miłości życia SeokJin'a.

Wszyscy którzy tutaj byli umierali od środka. Powoli i w cierpieniu. Popadając w obłęd nie widzieli już ucieczki z tego miejsca. Nie było sensu wychodzić  poza mury starej szkoły, gdy byli świadomi, że nic dobrego nie czeka ich o wschodzie słońca.

Niegdyś obietnice posiadające niezwyciężoną moc przetrwania były teraz niczym piasek na Saharze. Każde ziarenko to słowo wyglądające i brzmiące identycznie. W samym centrum tych lejących się słów staliśmy my. Bez koła ratunkowego, bez wody by ugasić nasze pragnienie. Płonące uczucia przeszłości wypalały na nowo stare blizny, które zostały uśmierzone na jakiś głupi czas.

-W takim razie może wy macie mi coś do powiedzenia? Jeon, nie chcesz nic dodać? Rozumiem, że tym samym zgadzasz się ze mną - powiedział ze znaczną satysfakcją.

I co miał mu odpowiedzieć? Przyznać się do porażki i zawieźć jako przywódca oraz przyjaciel? Podobno Bóg daje każdemu z nas scenariusz, który tylko my potrafimy unieść na barkach, lecz w jego przypadku chyba się przeliczył. Bezsilnie starał się nie popaść w ruinę, lecz nic nie wskazywało na to, by mogło być inaczej.

Czując przytłaczające uczucie opadł podpierając się dłońmi zakurzonej podłogi. Zwisając głową do dołu zbierało mu się na łzy. Był słaby, tak cholernie słaby. Brzemię jakie dźwigał stawało się nie lada wyzwaniem z dnia na dzień... aż po dziś dzień. Kiedy to miał zamiar zakończyć z przeszłością, to przeszłość kończyła powoli z nim. Stąpał po kruchym jak porcelana lodzie, bez ukierunkowania.

Nie tylko on.

Dwóch Kim'ów usiadło pod ścianą z braku sił. TaeHyung schował głowę w podkulonych nogach. Drżące ze strachu i frustracji wargi poczuły słony posmak łez, które nie dawały szansy na ukrycie żalu aktualnego czasu. JiMin stał w miejscu i patrzył się w jedną ze starych tablic. Jego wyobraźnia odtworzyła obraz jego samego z dzieciństwa, kiedy to beztroskie lata spędzał w szkole na rysowaniu kredą po tablicach ulunionych nauczycieli. Tępym wzrokiem kodował każde ze słów jakie wypowiedział tej nocy SeokJin. Oparł się o jedną z ławek wciąż mając mętlik w głowie. HoSeok nawet nie wiedział czy jest dalszy sens prowadzenia chłopaków w głąb budynku. W dłoni ściskał telefon dzięki któremu kontaktował się ze słuchawkami przyjaciół. Czuł góle narastającą w gardle, nie mogąc wydusić nawet żałosnego, pojedynczego słowa. 

Wszyscy zadawali sobie w myślach to samo, ciągle powtarzające się pytanie.

,,Jak się tutaj znalazłem?"

Jak to możliwe, że cała ich grupa skończyła w sposób w jaki skończyła. Nie mogli przegryźć faktu, iż nic nie powróci do pierwotnego stanu.

Gdy JeongGuk zwisał bezradny i zastanawiał się co dalej, spod jego rękawa wystawał mały, srebrny medalik. Naszyjnik który podarowała mu Han przed opuszczeniem hotelu, obwiązał go wokół nadgarstka twierdząc, że to bardziej męskie, niż nosząc go na szyi.

Podwinął ciemny rękaw podnosząc się na kolana. Jego złe myśli przyćmione zostały wspomnieniami, które zapadły najbardziej w jego pamięci.

Sposób w jaki się uśmiechała.
Sposób w jaki się złościła.
Sposób w jaki wywoływała jego imię.

Promyk nadziei zakiełkował w sercu chłopaka. Uśmiechnął się żałośnie twierdząc, że jest najgłupszym człowiekiem na świecie. Przyjechał tu zakończyć wszystko co dręczyło go z przeszłości, a teraz zamierzał się poddać? I co by jej powiedział, gdyby wrócił? Co gorsze, gdyby w ogóle nie wrócił bez słowa? Czekałaby na niego wieczność wierząc, że zaraz zobaczy go w progu drzwi.

My Little Gangster | paradise burn in hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz