Rozdział 4: Zmiana zasad

156 8 6
                                    

  Od błękitnych ścian laboratorium odbijały się dźwięki stukania w klawiaturę oraz ciche mruczenie maszyn. W dwóch szklanych tubach unosiły się rozczepione elementy anten. Trójwymiarowa symulacja składania wyświetlała się w zapętleniu, jednak nie pomagała, bo coś tu nie pasowało.

– Brakuje dwunastu procent zakładanej siły – zaraportował jeden w pomocników, który zajmował się sprawdzaniem parametrów.

Keith ściągnął brwi. Kiedy projekt ponowie się obrócił, poczuł szczypanie w oczach oraz delikatny ból w skroni, jednak nie mógł go wyłączyć. Musiał przeanalizować każdy mały ruch, by dostrzec co powodowało uszczerbek. Materiał? Czy inny układ energetyczny?

Szczerze mówiąc, to cholernie nie chciało mu się tym bawić. W trzecim, jego prywatnym gabinecie spoczywały dużo ciekawsze materiały i to już niemal na wykończeniu. Westchnął. Jednak zamówienie to pieniądze i jeszcze lepsza renoma. Musiał to przeboleć.

- Panie Fermin, jakaś ko... - jego asystent nie skończył mówić, kiedy został zepchnięty ramieniem na bok.

Spectra, widząc, kto przybył, poczuł, że migrena wzbiera mu na sile. Przyłożył palce do czoła, za co Reinare otaksowała go krytycznym spojrzeniem, po czym oparła ręce na biodra. Włosy miała w nieładzie, a płaszcz przekrzywiony, co mogło wskazywać, że biegła.

– Byłeś w Bakuprzestrzeni nie dalej jak wczoraj i naprawdę nic nie zauważyłeś? – spytała w wyrzutem. – Łapy bierz, to ważne! – sarknęła do naukowca, który próbował ją wyprosić. – Aż tak oślepłeś od ślęczenia nad projektami?

– Może zostać – Keith rzucił krótko do swoich pracowników i wrócił wzrokiem do dziewczyny. Uniósł brew. – A możesz jaśniej? – Skinął ręką na ciągle wyświetlany projekt. – Jestem dość zajęty.

– Gawain tam siedzi. I z tego co widziałam, to całkiem dobrze sobie radzi.

Spectra na sekundę zastygł, po czym westchnął.

– Nie widziałem go tam.

– Niby jak? Zajmował chyba 9 miejsce. Jego twarz dosłownie wyskakuje spod ziemi co jakiś czas!

– Wczoraj tak nie było.

– O której byłeś?

– Z rana i to dość krótko.

– Ja poszłam wieczorem – Ściągnęła brwi. – W kilka godzin zdołał się wspiąć do pierwszej dziesiątki? Zresztą mniejsza z tym! – Potrząsnęła głową. – Nie podoba mi się fakt, że był tam z dwójką Ziemian.

Teraz Spectra intensywnie zamrugał. Nie żeby był ekspertem od relacji społecznych, ale raczej mało Vestalian utrzymywało relacje z Ziemianiami i vice versa. Zwłaszcza tacy pokroju Gawaina.

Zerknął w bok. Wszyscy pozornie pracowali, lecz nietrudno było wyczuć atmosferę zaintrygowania, gdzie chciwie łowili każde ich słowo. Choć Reinare wydawała się być na to ślepa, bo już otwierała usta, by coś dodać. Zerwał się na równe nogi i z uśmiechem nie sięgającym oczu, ścisnął ją lekko za ramię.

– Muszę naprawdę to dziś skoczyć – powiedział. – Przekaże Jess, by miała się na baczności. Tyle wystarczy – Posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

Zrozumiała go w mig i skinęła głową, klepiąc po ręce. Zrobiła krok w tył, poprawiając torebkę, zsuwająca się z ramienia. Naukowcy uważnie śledzili każdy jej krok.

– To już nie przeszkadzam. Miłej zabawy, Keithku!Nie zapomnij o bankiecie! – zawołała, po czym rozległ się stukot obcasów i trzask drzwi.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz