40.

181 11 1
                                    

-Poczekaj.- odwróciłem się w jej stronę.- Dziękuję, że mnie uratowałeś, ale... dlaczego to zrobiłeś? Nakrzyczałam na Ciebie i zerwałam z Tobą.

-Bo mi na Tobie zależy. Kurcze... nie umiem mówić o takich rzeczach.- usiadłem obok niej.- Ty dobrze o tym wiesz. Wiesz co do Ciebie czuję. I ja wiem, że Ty czujesz to samo. Mam rację?

-T-tak. Połowicznie.

-Jak to połowicznie?

-Bo mam wrażenie, że zależy Ci tylko na tym i to z byle jakimi ludźmi. Wykorzystujesz to, że Cię lubię i masz z tego satysfakcję.

-Nie prawda. Gdyby tak było nie dałbym Ci ochłonąć tych trzech miesięcy.

-Ale przecież ostatnio mnie zmuszałeś.

-Wiem. Wiem i żałuję. Nie chcę Ciebie tracić. I mówię prawdę. Nie musimy nic robić, jeżeli nie chcesz, ale proszę, wróć.

-Nie wiem, zastanowię się. A... zostaniesz ze mną? Nie chcę być tu sama.

-Pewnie.- usiadłem obok niej. Chwilę tak posiedzieliśmy, a w pewnym momencie zdrową rękę położyła na mojej.

-Wiesz, że nie mogę bez Ciebie funkcjonować?- uśmiechnęła się do mnie. Ja zasnąłem? To jest sen? Zadzwonił telefon.

-Taehyung dzwoni.

-Rób co chcesz.- odebrałem.

-GDZIE JESTEŚCIE?!- wrzasnął, a Pola wybuchnęła śmiechem.

-Ja w szpitalu, spokojnie.

-Spokojnie, jak ja mam być spokojny, kiedy moja przyjaciółka leży w szpitalu?!

-Przyjaciółka? Dobra, nie ważne. Obudziła się i żyje.

-Jejku, jak dobrze. A wróciła do Ciebie?

-Jest przy mnie, zamknij się.- znowu się zaśmiała.

-Cześć, kochanie!

-Hej.- odpowiedziała.

-Jak się czujesz?

-Jest okej.

-To dobrze. Bo...- zaczął krzyczeć.- Co Ci strzeliło do głowy, żeby skakać z wieżowca?! Czy Ty jesteś poważna? Chciałaś się zabić?!

-Właśnie, inaczej bym nie skakała.

-Oj, nie łap mnie za słówka. Dobra, pogadamy jak wrócicie. A jak z Jiminem? Wracasz?

-Tak.- uśmiechnęła się do mnie przez łzy. Odwzajemniłem gest i pocałowałem ją w czoło.

-Dobra, ja kończę zadzwońcie jutro.- rozłączył się.

-M-mówisz poważnie?

-Tak. Ale! Na razie z tym kończymy.

-Okej. Przepraszam.


Kilka dni później...

Wracaliśmy właśnie do domu. Pięć dni byłam jeszcze w szpitalu, a kolejne dwa jeszcze u rodziców Jimina. Przeprosiłam ich za całą akcję, bo było mi głupio. Na szczęście nie ponieśli kary, bo nie byłam ich córką ani podopieczną. Jeździłam jak na razie na wózku, ale potem miałam mieć kule. Chim podniósł mnie i wsadził do auta. Leżałam z tyłu, a on schował wózek i wsiadł z przodu.

Kiedy byliśmy na miejscu z powrotem posadził mnie na sprzęcie i wjechał do domu. Chyba Tae nic nie mówił reszcie, bo zaczęli krzyczeć i pytać co się stało.

-Nic.

-Jak nic?! Popatrz na siebie!- wrzasnął Jin.

-Oj, nie chcę na razie mówić.

-Skoczyła z wieżowca.- walnął Tae, a ja zacisnęłam oczy i ściągnęłam usta w wąską linię.

-Pola...- podszedł Namjoon.- Dlaczego to zrobiłaś?

-Zerwałam z Jiminem i chciałam mu ulżyć.

-Zerwaliście?- wtrącił Hoseok.

-Tak, ale wróciliśmy do siebie. Dajcie nam spokój i pomóżcie mi ją zanieść na górę.- podnieśli mnie. Trochę mi było dziwnie, no ale okej. Ważne, że mogłam już siadać. Usiedli przy mnie wszyscy.

-Wiesz, że musimy iść do psychologa?- zaczął delikatnie najstarszy.

-Ja nigdzie nie idę!

-Musisz, mała. Martwimy się o Ciebie.- westchnął Jungkook.

-Nie.- pomachałam głową, ale szybko tego pożałowałam. Zdjęli mi usztywnienie, ale muszę uważać, bo jeszcze się dobrze nie zrosło.

-Uważaj. Dobrze, na razie o tym nie mówmy. Chcesz coś do jedzenia?

-Oj, Jin... Ale dobra, chcę. Poproszę, znaczy się.

Nie oddam Cię, mój nauczycielu || Park JiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz